Krótką przerwę w deszczu wykorzystałam na przejechanie się trasą standardową. Po raz pierwszy od dawna nie taszczyłam ze sobą sakw i lustrzanki. Dla zasady tylko pstryknęłam dwie fotki telefonem ;)
Rowerkowo do pracy, a po powrocie szybkie pakowanie przyczepy i wyruszamy na camping w Trnavcu.
Przyjeżdżaliśmy tu w minionych latach dość często i był to zawsze jeden z naszych ulubionych campingów. Położony jest nad Liptovską Marą, a wokół rozpościerają się widoki na Tatry, Niskie Tatry i Chocske Vrchy. Przed wprowadzeniem w Słowacji euro ceny były tu przystępne i odpowiadające standardowi. Teraz ceny są takie jak w Austrii, a warunki chwilowo pozostały bez zmian. Nic też dziwnego, że Polacy przestali tu przyjeżdżać, a poprzedni właściciel zbankrutował. Nowy ma ponoć zamiar podnieść standard usług, widać już nawet pierwsze prace. Zniknęła część szpecących bud, nie wiadomo tylko co będzie na ich miejscu.
Rozbijanie obozowiska zajęło nam sporo czasu i nie chcieliśmy już później jeździć po ciemku i po piwku ;)
Zgodnie z prognozami dzionek w pracy był na tyle intensywny, że po powrocie (rowerowym oczywiście) padłam na kanapę i zasnęłam. Kiedy się obudziłam, Piotrek właśnie wybierał się do pracy i nie zdążyliśmy nawet porozmawiać. Na szczęście jednak jego poczynania opisane już były na BS, zagłębiłam się więc w lekturę. Moją czujność wzbudziło zdanie: „Kąt nachylenia pokazujący się miejscami na GPSie wynosi 20 stopni.” Wskoczyłam zatem na rower i pojechałam na Wołek by sprawdzić, co też ten GPS właściwie pokazuje.
Okazało się, że GPS nie pokazuje kąta w stopniach, a nachylenie drogi. Obliczane jest ono poprzez podanie w procentach stosunku zmiany wysokości bezwzględnej trasy do jej długości. Istnieją dwie definicje matematyczne, w zależności od których podana wartość odpowiada sinusowi (stosunek zmiany wysokości, mierzony w dwóch punktach trasy, do odległości między nimi, mierzonej wzdłuż trasy} bądź tangensowi (stosunek zmiany wysokości, mierzony w dwóch punktach trasy, do odległości między nimi, mierzonej w poziomie) kąta nachylenia trasy. W praktyce różnica między dwiema alternatywnymi metodami obliczeń jest nieznaczna, jako że typowe trasy transportowe są nachylone nie więcej niż 20 stopni, a dla tak małych kątów różnica sinusa i tangensa jest niewielka. Z tego powodu, prawie nigdy, podając nachylenie trasy, nie zaznacza się w jaki sposób zostało wyliczone.
Wracając do cytowanego wpisu, oznacza to, że pokazanemu przez GPS nachyleniu drogi 20% odpowiada kąt ok. 12 stopni. CBDO ;)
Jadąc rano do pracy rowerem rozmyślałam, jaki ciężki czeka mnie tydzień. Myśl ta, z pozoru niemiła, wyzwoliła jednak pozytywny ciąg skojarzeń: praca -> roboty przymusowe -> kamieniołom -> Kozy. Tak to zrodził się pomysł na popołudniową przejażdżkę.
Wstyd się poznać, ale choć tak blisko, nigdy tam nie byłam. Nie wiedziałam, która dokładnie koziańska uliczka prowadzi do kamieniołomu, zapytałam więc jakiejś miłej pani, która doradziła, by na każdym rozjeździe skręcać w lewo. Zapomniała dodać, że od dziecka ma problemy z rozróżnianiem prawej i lewej ręki. Asfalt się skończył, dalszej drogi widać nie było. W nadziei, że faceci mają może lepszą orientację w terenie, zapytałam sympatycznego, sączącego właśnie poobiednie piwko pana, jak dotrzeć do celu podróży. Wskazał mi leśną ścieżkę i określił dystans na około 100 metrów. Już po 50 metrach ścieżka zaczęła się jednak podstępnie rozwidlać, a ja brnęłam w las.
Kellysek zbuntował się niemal natychmiast, oznajmiając, iż jest szlachetnym trekkingiem i po czymś takim jeździć nie będzie. Nie bój się słodziutki, prosiłam go czule, pańcia cię poprowadzi. Owo „prowadzenie” okazało się jednak eufemizmem, albowiem pańcia musiała pchać, ciągnąć i nosić swego rumaka na rękach ;P W końcu jednak jakimś cudem trafiliśmy na drogę do kamieniołomu :)
Kamieniołom powstał w latach od 1910 do 1912 za sprawą ówczesnego właściciela ziemskiego majątku Kozy - Mariana Czecza. Początkowo stanowił własność dworu. Za prawo urobku kamienia hrabiowie otrzymywali spore sumy pieniędzy. Administracja mieściła się w Zarządzie Dóbr Kozy.
W okresie międzywojennym pracowało tu 280 ludzi. Zbudowano kolejkę linową o długości 2510 m aż do stacji kolejowej w Kozach, gdzie znajdowała się ładownia, sortownia i silosy magazynowe. Kolejka posiadała 18 przęseł, do 1928r. podpory były drewniane. W 1928 r. kolejkę przebudowano - drewniane podpory wymieniono na żelazne.
Około 1921 r. kamieniołom został sprzedany Powiatowemu Zarządowi Drogowemu w Białej a następnie dzierżawiło go starostwo w Białej. Zainwestowano pokaźne kwoty w urządzenia mechaniczne, taśmociągi, urządzenia za- i wyładowcze na stacji kolejowej.
Po wojnie eksploatacją zajmowało się przedsiębiorstwo z Katowic. Z czasem kamieniołom rozrastał się i zajmował nowe obszary. W latach 70 - tych na skutek złego stanu technicznego kolejkę linową zlikwidowano i dokonano rozbudowy urządzeń w pobliżu wyrobiska. Transport wewnątrz wyrobiska, jak i też odbiór wyrobów gotowych ze składu terenowego odbywał się samochodami. Teren przekształcony zajmował około 33 ha.
W ostatnich latach funkcjonowania eksploatowano najwyższy poziom na wysokości 628 m n.p.m.(poziom Nr V). Osiągnięta została granica własności terenu. W związku z tym, a także brakiem możliwości powiększenia obszaru eksploatacji, w 1994 roku doszło do likwidacji zakładu wydobywczego.
Obecnie są to tereny rekreacyjne o niepowtarzalnej florze i faunie oraz strukturze geologicznej. Służą mieszkańcom i turystom do celów spacerowych i rekreacyjnych. Z półek skalnych pozostałych po byłych urobiskach roztaczają się przepiękne widoki na okolicę.
Zrobiło się chłodno, kropił trochę deszczyk. Po powrocie z pracy nie wsiadłam już na rower, bo w trakcie serii zabiegów rehabilitacyjnych (bańki,akupunktura, masaże) nie wolno ani się przemęczać, ani zmarznąć. Nie chciałabym zaprzepaścić tego, co do tej pory udało się osiągnąć. Dzięki pozostaniu w domu zauważyłam wreszcie, że w sadzie zakwitły pięknie wiśnie :)
Niewiele się namyślając pojechałam do Wielkiej Puszczy. Prowadzi stąd podjazd na mało znaną, w przeciwieństwie do Przełęczy Kocierskiej, Przełęcz Targanicką. Podjazd jest stromy, ale chwilami GPS chyba trochę przesadzał, pokazując prawie 40% nachylenia.
Nagle słońce skryło się za ciemnymi, nadciągającymi z zachodu chmurami. Ulewa mi wprawdzie niestraszna, bo w głębi przepastnych mych sakw zawsze znaleźć można kurtkę przeciwdeszczową, ochraniacze na buty, a nawet nieprzemakalną czapeczkę pod kask. Robiło już się jednak późno, z żalem więc rozpoczęłam powrót do domu. Deszczyk dopadł mnie w Andrychowie, ale był ciepły, wiosenny, nieomal majowy.
Na początek Rychwałd. Jest to miejscowość położona 6 km na północny-wschód od Żywca, w dolinie potoku Nawieśnik. Należy do najstarszych osad otaczających w średniowieczu Żywiec, jej początki sięgają przełomu XIII i XIV wieku. Znajduje się tu kościół św. Mikołaja, stanowiący sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, Pani Ziemi Żywieckiej.
Na miejscu obecnej świątyni pierwotnie stał drewniany kościół wzniesiony w 1554 r. przez Krzysztofa Komorowskiego - dziedzica rychwałdzkiego. W roku 1644 Katarzyna z Komorowskich Grudzińska, pani na Ślemieniu ofiarowała kościołowi parafialnemu w Rychwałdzie słynący łaskami i cudami obraz Matki Bożej , przywieziony z Wielkopolski przez jej męża Samuela Grudzińskiego.
W Gilowicach znajduje się zabytkowy kościół św. Andrzeja. Zbudowany został w 1. poł. XVI w. w pobliskim Rychwałdzie, skąd w 1757 r. został przeniesiony właśnie do Gilowic. W latach 1933-34 kościół został powiększony przez przedłużenie nawy i wzniesienie kaplicy.
Jest to budowla drewniana, wzniesiona w konstrukcji zrębowej, z wieżą o konstrukcji słupowej dobudowaną w 1641 r. Prezbiterium zamknięte trójbocznie z zakrystią i kaplicą Serca Pana Jezusa po bokach. Nawa prostokątna z kwadratową wieżą od zachodu, o pochyłych ścianach z nadwieszaną izbicą i nakryta ostrosłupowym hełmem. Nad kościołem dach dwuspadowy o jednej kalenicy, pobity gontem z wieżyczką na sygnaturkę o barokowej formie. Na zewnątrz kościół otaczają otwarte soboty o falistym okapie.
Wnętrze nakrywa pozorne sklepienie kolebkowe z końca XIX w. oraz strop płaski z czasu ostatniej przebudowy. Z bogatego wyposażenia wnętrza warto zwrócić uwagę na barokowy ołtarz główny z 1708 r. z obrazem św. Anny Samotrzeć z tegoż czasu i późnogotycką rzeźbą św. Barbary, wczesnobarokową ambonę z 1. poł XVII w.
Ostatnia atrakcja wycieczki znajduje się w Ślemieniu. W okresie władania dobrami ślemieńskimi przez Hieronima Wielopolskiego, funkcjonował tu, opodal pałacu, piec hutniczy, w którym przetapiano w nim niskoprocentową rudę darniową. Do uzyskiwania wysokich temperatur stosowano węgiel drzewny, wypalany na leśnych polanach, zwanych mielerzami. Piec miał pojemność kilkunastu stóp kubicznych. Układano w nim warstwami rudę i węgiel drzewny. Koło wodne poruszało młoty i za pomocą miechów wtłaczało powietrze do pieca. Rocznie produkowano 100 tys. cetnarów żelaza.
Ostatnio nie jeździłam zbyt wiele, brak kondycji daje o sobie znać na podjazdach, a kręgosłup, jeszcze niewyleczony, przypomina o sobie bólem. A jednak warto się trochę pomęczyć, bo górskie widoki wynagradzają wszystko.
Wreszcie zaświeciło słońce. Wybraliśmy się z Piotrkiem do sklepu rowerowego do Kęt. Chciałam kupić sobie bluzę rowerową. Niestety znów okazało się, że jak się chce jeździć na rowerze, to najlepiej zmienić płeć. Były, i owszem, bardzo ładne bluzy, ale wyłącznie męskie :(
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy dawnym placu kościelnym w Kobiernicach. Stał tu kiedyś kościół pw. Św. Urbana. Obecnie jest ogród dendrologiczny, który powstał z inicjatywy nauczycieli i uczniów gimnazjum w Kobiernicach.
W dniu 13 kwietnia w Zespole Szkół w Kobiernicach odbyły się uroczystości upamiętniające 70-lecie zbrodni katyńskiej. Posadzono również Dąb Katyński, przyłączając się do ogólnopolskiej akcji „Dęby Pamięci”.
Szczególnie gorąco modliłam się za Pierwszą Damę - niezwykle inteligentną, wrażliwą osobę, której ktoś wyrządził wielka krzywdę, podejmując decyzję o miejscu Jej ostatniego spoczynku. Sądzę, że ta wspaniała i skromna kobieta nie miała ambicji znalezienia się na Zamku Królewskim, a z całą pewnością nie chciałaby stać się przyczyną rozłamu w społeczeństwie :(