ulica Rowerowa

Czwartek, 14 lipca 2011 · Komentarze(8)
Piotrek, biedaczysko, wciśnięty w garniaka pojechał do pracy. I co tu robić? Ciekawsze wycieczki chcemy zrobić wspólnie, zostało mi więc tylko kręcenie po najbliższej okolicy. Krótka analiza mapy i jest plan – sprawdzić niebieski szlak rowerowy zaczynający się za parkingiem obok Maczugi Herkulesa.

bardzo zachęcająca nazwa © niradhara


Camping, na którym stoimy, jest położony na górce. Każda wycieczka w stronę Doliny Prądnika zaczyna się zatem od rozkosznego, ocienionego zjazdu, cieszącego zwłaszcza w tak gorący dzień jak dziś. Jedzie mi się tak dobrze, że dopiero w Ojcowie uświadamiam sobie przegapienie skrętu w Pieskowej Skale. Został kilka kilometrów za mną.

ulica Rowerowa © niradhara


No trudno, trzeba zmienić plany. Według mapy na ów niebieski szlak można wjechać też gdzieś w pobliżu Młynu Katarzyńskiego. Na próżno jednak szukam jakiegoś oznaczenia. Trudno. Kolejna zmiana planu. Ostatecznie skręcam w Ojcowie i do Woli Kalinowskiej jadę asfaltem. Tyz piknie, bo przynajmniej podjazd w cieniu, co w upalny i wilgotny dzień jest nie bez znaczenia. W Woli, za schroniskiem młodzieżowym powinny być oznaczenia niebieskiego szlaku. Nie ma. Jest za to drogowskaz „ulica Rowerowa” :)

są i motylki - Anwi by się tu podobało © niradhara


ogólnie sielsko © niradhara


Jakże tu nie pojechać taką ulicą? No więc jadę wśród łąk i pól. Zabudowy nijakiej nie widać. Dziwna ta ulica… Marzy mi się jakieś miejsce widokowe, chciałabym ujrzeć Dolinę Prądnika z góry. Niestety! W dodatku ulica się zwęża i zarasta pokrzywami. Wiem, że to zdrowo na reumatyzm, ale ja przecież nie mam reumatyzmu. Uwaga, dylemat: martwić się, że pokrzywy nie pomogą czy cieszyć, że dolegliwości wieku starczego jeszcze mnie nie dopadły? ;)

jeszcze Rowerowa czy juz Piesza? © niradhara


Ścieżka konsekwentnie schodzi w dół. Zgodnie z domysłami po chwili pokazują się białe skały. Jest też wreszcie oznaczenie szlaku. Teraz to już nie wiadomo po co, bo i tak wiem gdzie jestem.

wreszcie jakieś oznaczenia © niradhara


Znów asfalt i po raz kolejny przejazd drogą do Pieskowej Skały. Jeszcze mnie nie znudziła, ale fajnie byłoby zobaczyć coś nowego. Usiłuję znaleźć wlot do Doliny Zachwytu. Mapa sugeruje, że jest on mniej więcej w miejscu, gdzie zaczyna się czerwony szlak pieszy. Faktycznie jest tam jakaś ścieżynka. Mogłabym spróbować, ale niebo właśnie zaciągnęło się ciemnymi chmurami, a ja zostawiłam w przyczepie otwarty daszek. Muszę wracać. Może wybierzemy się tam po południu z Piotrkiem.

i znów w Dolinie Prądnika © niradhara


Nie, nie wybierzemy się – nad nami właśnie przetacza się burza. To jest pogoda barowa, a nie rowerowa. Rowerowa była tylko ulica :)

naturalny skalniaczek © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

o korzyściach z pozostawania dziewicą słów kilka ;)

Środa, 13 lipca 2011 · Komentarze(11)
Piotrek miał dziś zajęte przedpołudnie. Wrócił z pracy bardzo zmęczony, postanowiliśmy więc zrobić tylko krótką wycieczkę do Grodziska, gdzie znajduje się pustelnia błogosławionej Salomei.

po kamolach © niradhara


Grodzisko, położone na urwistej, wysokiej skale nad Doliną Prądnika, wywodzi swą nazwę od istniejącego tutaj w XIII w. grodu obronnego. Założył go ok. 1228 r. książę śląski Henryk Brodaty, wykorzystując naturalne walory obronne tego miejsca. Niedługo potem gród został zniszczony przez Konrada Mazowieckiego w czasie walk o tron krakowski.

będzie trzęsawka © niradhara


Historia Salomei – patronki miejsca - jest bardzo ciekawa. Była córką księcia małopolskiego Leszka Białego i Grzymisławy, księżniczki ruskiej. Urodziła się w 1212 r. Mając zaledwie 6 lat została zaręczona z księciem węgierskim Kolomanem, co miało utrwalić pokój między Polską a Węgrami. W roku 1219, w wieku 8 lat, zasiadła z mężem na tronie halickim. Salomea – ponoć za zgodą męża – zachowała do końca życia dziewictwo. Wkrótce potem, po klęsce z wojskami księcia nowogrodzkiego Mścisława, zostali zmuszeni do rezygnacji z Halicza i udali się na Węgry. W 1241 r. Koloman zmarł na skutek ran odniesionych w bitwie z Tatarami.

dotarliśmydo celu © niradhara


Po śmierci Kolomana Salomea wróciła do Polski. W 1245 r. wstąpiła do klasztoru klarysek w Zawichoście koło Sandomierza. Z czasem jednak uświadomiono sobie, jak łatwo klasztor w Zawichoście może stać się łupem najazdów litewskich, ruskich, a zwłaszcza tatarskich i Bolesław Wstydliwy uposażył drugi klasztor sióstr klarysek pod Krakowem, opodal miejscowości Skała. Tu w 1260 r. przeniosła się Salomea wraz z siostrami. Według legendy księżna żyła przez osiem lat w stojącej na uboczu klasztoru pustelni. Zmarła 17 listopada 1268 r. Ok. 1320 r. klaryski zostały przeniesione do krakowskiego kościoła św. Andrzeja. Grodzisko pozostało w ich rękach, lecz popadło w ruinę i zapomnienie. Dopiero w XVII w. ufundowano nową kaplicę pw. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii, zrealizowano też odbudowę tzw. pustelni błogosławionej Salomei i miejsce odżyło.

fontanna wyschła © niradhara


Teraz krótka dygresja na temat młodszego brata Salomei – Bolesława Wstydliwego. Przydomek Wstydliwy został nadany księciu przez jego poddanych z racji ślubów czystości, które książę złożył wspólnie z żoną Kingą. Ich małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane. Ciekawostka, prawda? Oboje braciszek i siostrzyczka mają taki wstręt do seksu! Dziś najprawdopodobniej każdy psycholog orzekłby, że to nie przypadek. Bolek został sierotą jako półtoraroczne dziecko. Grzymisława wychowywała dzieci sama i miała na nie tak duży wpływ, że Bolek radził się jej jeszcze jako dorosły facet. Czyżby więzi między matką i dziećmi były nieco patologiczne?

najlepiej prezentuje się z tyłu © niradhara


Małżeństwa Salci i Bolka dobry prawnik mógłby bez problemu unieważnić. Zostały one zawarte w formie sponsalia pro futuro (łac. zaręczyny na przyszłość) – jest to kanoniczna forma zaręczyn stosowana przez dynastie panujące Europy w średniowieczu. Forma ta pozwalała na uroczyste zaręczyny w sytuacji, gdy jeden lub oboje małżonkowie byli niepełnoletni. Akt ten miał charakter ślubu – po osiągnięciu wieku dojrzałego przez zaręczonych nie ponawiano już właściwej ceremonii. Małżeństwo mogło być skonsumowane dopiero, gdy małżonkowie osiągnęli wiek sprawny – 12 lat (!!!) Wtedy też zgodnie z prawem kanonicznym rozpoczynał się ich związek. Był tylko jeden warunek ważności sponsalia de futuro – oboje zainteresowani musieli wyrazić zgodę na fizyczną konsumpcję małżeństwa. Nasi bohaterowie słowa nie dotrzymali i za owo krzywoprzysięstwo Salomea została błogosławioną, a żona Bolka – Kinga świętą. Czyżby liczyło się to, że skoro nie musieli dawać dzieciom kieszonkowego, to szczodrze obdarzali rozwijające się wówczas domy zakonne reguły franciszkańskiej?


nie było fotek, to musieli ryć w kamieniu © niradhara



Tak czy inaczej warto zobaczyć pustelnię Salomei. Szczególnie interesujący jest ołtarz główny, wykonany z czarnego dębnickiego kamienia i jasnokremowego zlepieńca wapiennego z doliny Prądnika. Architekt zastosował przy tym perspektywiczną sztuczkę, polegającą na zestawieniu coraz mniejszych kolumn, dzięki czemu uzyskano optyczny efekt głębi, a sam ołtarz wydaje się większy niż w rzeczywistości.


zaczyna się msza, fotek wnętrza nie będzie :( © niradhara


Ależ się rozpisałam… Pora wracać na trasę. Po zwiedzeniu Grodziska udaliśmy się do Skały na lodziki. Zaopatrzyliśmy się też w Powerade’a. Uzupełniliśmy bidony, wsiedliśmy na rowerki i szurnęliśmy długim zjazdem do Doliny Prądnika. Tu Piotrek zorientował się, że jego bidon został na ławce. Trzeba mu się było samotnie wracać pod górę :( Najważniejsze jednak, że bidon spokojnie na niego czekał :)



pustelnia jest na tej skałce, niestety niezbyt widoczna © niradhara



Wieczór miło spędziliśmy z campingowymi sąsiadami. Są z Gdańska i zwiedzają Jurę na rowerach. Oczywiście namówiłam ich do zarejestrowania się na Bikestats. Czarna, czyli Asia, zrobiła to natychmiast :) Mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie :)


zamek w Pieskowej Skale - zmierzch © niradhara



Słońce zaszło, księżyc wspiął się na niebo, a ja pomyślałam sobie, że pewnie zamek w Pieskowej Skale będzie pięknie oświetlony i uda mi się zrobić jakieś fotki. Wskoczyłam na rower i pojechałam. Sama, bo Piotrek nie ma w góralu lampki. Niestety, rozczarowanie - iluminacja kiepskawa, więc i fotki nieciekawe :(


zamek w Pieskowej Skale - noc © niradhara




magneticlife.eu because life is magnetic

Dolina Kluczywody

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(18)
Zachciało nam się romantycznych ruin… Mapa najbliższych okolic pokazuje, że na granicy rezerwatu Dolina Kluczywody znajdują się ruiny zamku rycerskiego z I poł. XIV wieku. Wsiadamy zatem z Piotrkiem na rowery i jedziemy po raz kolejny Doliną Prądnika. Ostatnio fotografowałam tu głównie skałki, dziś strzelam fotki zabytkowej już zabudowie.

Dolina Prądnika © niradhara


chatynka © niradhara


chatynka z reklamą © niradhara


chwila skupienia © niradhara


Na wysokości Bramy Krakowskiej skręcamy na czarny szlak rowerowy prowadzący w górę. Telepiemy się po kostce brukowej. Nie ma jednak co narzekać. Chłodny cień lasu, wznoszące się przy drodze skały sprawiają, że trasa jest naprawdę urocza. Aż dziw, że jesteśmy jedynymi rowerzystami, którzy się tu zapuścili.

pierwszy punkt widokowy © niradhara

bruk i ...wpadam w rezonans ;) © niradhara


drugi punkt widokowy © niradhara


Piotrka też trzepie © niradhara


Opuszczamy OPN i trzymając się wciąż czarnego szlaku wjeżdżamy do doliny Kluczywody. Początkowo jedziemy sobie luksusowo gładkim jak stół asfaltem, podziwiając bliższe i dalsze skałki. Robimy krótki postój w pobliżu Jaskini Wierzchowskiej. Kasa biletowa zamknięta na głucho. Spokój, cisza, turystów brak.

stoi wśród pól, więc nazwali ją Polnik © niradhara


focący Kajman © niradhara


jest w czym wybierać © niradhara


Trochę szkoda. Jaskinia stanowi ważne stanowisko archeologiczne z okresu neolitu, kultury łużyckiej i średniowiecza. Na trasie turystycznej obejmującej 370 metrów głównych korytarzy i komór znajdują się, wg informacji z przewodnika, rekonstrukcje plejstoceńskich ssaków i człowieka neardeltalskiego. Może innym razem uda nam się je zobaczyć.

kolejna dziura w skale © niradhara


Teraz pora na czerwony szlak rowerowy, pokrywający się początkowo z czarnym szlakiem pieszym. Za Mącznymi Skałami szlak rowerowy odbija w kierunku Zelkowa, a my trzymamy się szlaku pieszego, by dotrzeć nim do ruin, stanowiących cel naszej wycieczki.

Dolina Kluczywody © niradhara


widoczki piękne, ale... © niradhara


można wpaść do wody albo i do błotka © niradhara


Nazwa Dolina Kluczywody nie jest przypadkowa. Potok Kluczywoda kluczy pomiędzy skałami, ścieżka kluczy przeskakując co i rusz z jednej strony potoku na drugą, my kluczymy do kwadratu, w efekcie czego przegapiamy znajdujące się gdzieś w chaszczach ruiny, tracimy orientację i zamiast odbić w kierunku Białego Kościoła, zaczynamy nieomal wspinać się rowerami po skałach.

z buta, niestety © niradhara


Kellysek zdobywa sprawność wspinacza ;) © niradhara


Wreszcie docieramy do cywilizacji! Wprawdzie nie tam, gdzie planowaliśmy, ale najważniejsze, że jest sklep, można uzupełnić zapas picia i nadrobić stracone kalorie lodzikem :)

nareszcie asfalt! © niradhara


Dalej jedziemy w kierunku Tomaszowic, gdzie znajduje się zespół dworski z przełomu XVIII i XIX wieku, pięknie odrestaurowany i mieszczący obecnie Krakowskie Centrum Konferencyjne.

dworek jest piękny © niradhara


i przyjazny dla rowerzystów :) © niradhara


Z Tomaszowic tylko rzut beretem do Modlnicy. Można tu podziwiać leżący na małopolskim szlaku architektury drewnianej, wzniesiony w 1533 roku kościół św. Wojciecha oraz dwór Konopków – wybudowany w roku 1784, a przebudowany w stylu klasycystycznym w roku 1813.

kościół - odsłona I © niradhara


kościół - odsłona II © niradhara


fotka zza ogrodzenia © niradhara


Z Modlnicy wypadamy na makabrycznie ruchliwą drogę krajową nr 94 i już po 200 metrach uciekamy w bok, w stronę Giebułtowa. Tu skręcamy na poznany już przez nas w części czarny szlak rowerowy prowadzący Doliną Prądnika. Aż dziw, jakie tu pustki w dzień powszedni!

jak ja to lubię :) © niradhara


za mną Kajman © niradhara


teraz ja © niradhara


a przede mną pusta droga © niradhara


Czyżby Piotrek chciał tu zamieszkać? © niradhara


Ostatnio w komentarzach do wycieczki Anwi zadała mi pytanie, jak udało mi się uniknąć tłumów na fotkach? To dość proste. Zmotoryzowane wycieczki docierają na parking do Ojcowa. Autokary i pomniejsze blachosmrody wypluwają tu turystyczną stonkę, która pełznie do Groty Łokietka i po zaliczeniu jej wraca przez Bramę Krakowską. Reszta doliny mało kogo interesuje. Wystarczy odjechać rowerem kawałek dalej, by poczuć się swobodnie.

stąd się rozpełzają po OPN-ie © niradhara


swobodny Kajman :) © niradhara


Odnoszę wrażenie, że najwięcej zwiedzających jest tu wiosną i jesienią, gdy OPN i zamek w Pieskowej Skale odwiedzają setki wycieczek szkolnych. W czasie wakacji, w dni powszednie jest tu raczej pusto. Można nawet sfotografować kapliczką „Na Wodzie” niezasłoniętą przez samochody ;)

kapliczka "Na Wodzie" © niradhara


Jak głosi tradycja, została ona wzniesiona w 1901 roku celem ominięcia carskiego zakazu budowy świątyń „na ziemi ojcowskiej”. Jest przykładem miejscowej architektury z pocz. XX wieku nawiązującej do tzw. stylu szwajcarskiego.

ach, jak pięknie bieleja na tle błękitnego nieba © niradhara


zaniedbanie © niradhara


Wreszcie dojeżdżamy do Pieskowej Skały. Przed nami jeszcze tylko ostatni leczniczy podjeździk i w nagrodę zimne piwo :)

zamek w Pieskowej Skale © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

szlakiem małopolskich zamków i dworków

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(20)
Ranek rozpoczął się wspaniałą niespodzianką, czyli wizytą Tomka. No, może nie dla wszystkich była to niespodzianka - Piotrek wiedział, nie powiedział, a to było tak: zostałam przyłapana w piżamie i bez makijażu! Biednemu Tomkowi ten koszmarny widok śnić się teraz będzie po nocach :(

witaj Tomku :) © niradhara


Nieszczęścia chodzą parami, okazało się, że nie bez przyczyny źle się Tomkowi do nas jechało. Miał pękniętą szprychę. To akurat nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu – wymiany dokonał w czasie 1 minuta i 6 sekund :)

Tomek wszystko potrafi © niradhara


co za precyzja ruchów :) © niradhara


Posiedzieliśmy chwilę przy kawie, po czym Tomek pomknął jak strzała, by odwiedzić swego brata, a my wyruszyliśmy tropem małopolskich dworków. Początkowo jechaliśmy Doliną Prądnika, delektując się widokami wszechobecnych skał. Na wysokości Bramy Krakowskiej rozpoczyna się czarny szlak rowerowy w stronę Giebułtowa. Jest cudny! Dziś były tu tłumy ludzi i nie chciałam blokować ruchu, zatrzymując się co chwilę, w celu zrobienia kolejnej fotki. Wpadniemy tu jeszcze raz w środku tygodnia. Mam nadzieję, że wtedy będzie nieco luźniej.

czarny szlak rowerowy © niradhara


rower poziomy przemknął jak strzała © niradhara


ach, te skałki © niradhara


Część historyczną wycieczki zaczęliśmy od zamku w Korzkwi. Jak podaje Wikipedia, historia zamku sięga XIV wieku. W 1352 roku Jan z Syrokomli zakupił wzgórze Korzkiew i wybudował na nim wieżę, pełniącą funkcję obronną i mieszkalną. Pod koniec XV wieku, w XVI wieku oraz 1720 roku budowla była przebudowywana. W XIX wieku zamek popadł w ruinę. Od 1997 jego właścicielem jest architekt Jerzy Donimirski, który podjął się odnowienia i odbudowania zamku. Znajdująca się tu obecnie restauracja wygląda zachęcająco :)

zamek w Korzkwi - odsłona 1 © niradhara


zamek w Korzkwi - odsłona 2 © niradhara


zamek w Korzkwi - odsłona 3 © niradhara


zamek w Korzkwi - odsłona 4 © niradhara


Kolejny ciekawy obiekt to dwór Dobieckich w Cianowicach Dużych. Został wybudowany około 1892 roku, a zaprojektował go słynny architekt Teodor Talowski. Fundatorem dworu był Artur Dobiecki, późniejszy poseł na sejm II kadencji i senator II Rzeczypospolitej, który odziedziczył majątek, w tym i Cianowice, po zmarłym ojcu. Po 1945 roku Dobieccy wyjechali wraz z synem Eustachym do Francji, ich majątek został rozparcelowany, a przejęty przez skarb państwa dwór zaadaptowany na potrzeby szkoły. Od wielu lat dwór stoi pusty i niszczeje. Niestety stanu rzeczy nie zmienił nawet fakt, że na mocy wyroku krakowskiego sądu, od 2006 roku, właścicielem dworu i 11 hektarów działki stał się spadkobierca przedwojennych właścicieli.

dwór Dobieckich - 1 © niradhara


dwór Dobieckich - 2 © niradhara


Właśnie miałam pstryknąć tę fotkę, gdy z piskiem opon zatrzymało się obok mnie auto, a siedzący w nim młody człowiek kategorycznym tonem zażądał zaprzestania owej zdrożnej czynności. Podyskutowaliśmy chwilę na temat ochrony danych osobowych, wizerunku itp. W końcu, nieco skruszony, oświadczył, że został zatrudniony przez właściciela do ochrony obiektu, a często się zdarza iż wpadają tu różni młodzi ludzie, robią imprezki i dewastują co się da. Niezwykle podniesiona na duchu faktem pomylenia mnie z młodą osobą, szczerze życzyłam mu miłego dnia i rozstaliśmy się niemal w przyjaźni :)

dwór Dobieckich - 3 © niradhara


Tereny otaczające Doliną Prądnika to niewielkie, rozciągające się we wszystkie strony wzgórza. Sporo tu zjazdów i podjazdów, ale dzięki rozległości przestrzeni, nawet w tak parny i duszny dzień można liczyć na odrobinę wiaterku.

widok z drogi © niradhara


Wreszcie Rzeplin. Znajduje się tu dworek z połowy XIX w.Niestety nie udało mi się odnaleźć więcej informacji na temat tego obiektu.

dwór w Rzeplinie © niradhara


Cieszy, że wiele zabytkowych obiektów zostało pieczołowicie odrestaurowanych. Należy do nich również dwór w Minodze, który powstał po roku 1859 w wyniku przebudowy starszego dworu, z inicjatywy Teofila Wężyka. Rezydencję w stylu włoskiej, letniej willi podmiejskiej, zaprojektował krakowski architekt - Filipa Pokutyński. Obecnie znajduje się tu centrum hotelowo- konferencyjne.

dwór w Minodze © niradhara


Do Tarnawy GPS prowadzi nas leśną drogą. Wreszcie trochę cienia, ale za to rzuca się na mnie armia krwiopijców. Ciekawe czemu Piotrka nic nie chce ugryźć?

trochę terenu © niradhara


Drogi, którymi teraz się poruszamy są ciche i puste. W sennych wioskach nie ma nawet sklepu spożywczego. Zapasy powerade’a, choć uzupełniane po drodze, znów są na wykończeniu, a słońce nie odpuszcza. Na szczęście na świecie są jeszcze dobrzy ludzie. W Tarnawie przemiły pan, zapytany czy mógłby nas poratować zwykłą wodą z kranu, wynosi z domu olbrzymią butelkę zimnej wody mineralnej i wspaniałomyślnie nam ją darowuje. Jeszcze raz dziękujemy :)

drogi nie są tu nadmiernie zatłoczone © niradhara


architektura drewniana przez wszystkich zapomniana © niradhara


No właśnie –Tarnawa. Jest tu dwór, który zbudowany został w 1784 r. W skład zespołu dworsko-parkowego wchodzą oprócz klasycystycznego dworu, oficyna i budynki gospodarcze, całość otoczona jest rozległym parkiem. Północną oś parku zamyka staw, w którego zwierciadle odbija się dwór. Obecną formę dwór i park uzyskał w latach międzywojennych, zmodernizowany przez właściciela architekta Zygmunta Novăka, późniejszego inicjatora utworzenie Jurajskich Parków Krajobrazowych, a także współorganizatora Ojcowskiego Parku Narodowego.

dwór w Tarnawie © niradhara


Nie przejechaliśmy wielu kilometrów, ale za to widzieliśmy wiele ciekawych rzeczy, a to dla nas liczy się najbardziej. Było dużo pozytywnych wrażeń, a na campingu czeka na nas zimne piwo. Pora wracać :)

Kajman lubi jazdę po lesie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

sposób na półgłówka

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(30)
Muszę przyznać, że pomysł Piotrka był genialny w swej prostocie. Ostatnio ma do załatwienia sporo spraw służbowych w okolicach Krakowa. Zamiast dojeżdżać codziennie autem i nabijać mnóstwo kilometrów, spakował przyczepę, rowery, ubranie robocze czyli garnitur i stanęliśmy na campingu w Pieskowej Skale.

wreszcie błękitne niebo nad Pieskową Skałą © niradhara


Kajman foci symbol falliczny zwany Maczugą Herkulesa © niradhara


skałki po raz pierwszy © niradhara


Ledwo ustawiliśmy przyczepę, rozpętała się burza. Pioruny biły, deszcz lał, a nawet gdy ustał, gorąc, duchota i wilgoć były zupełnie jak w amazońskiej dżungli. Słońce przedarło się przez chmury, w atmosferze rozpoczął się chocholi taniec frontów, wyżów i niżów. Barometr w mojej głowie oszalał i zaczął wysyłając coraz mocniejsze sygnały alarmujące o przegrzaniu.

jadę i rozglądam się © niradhara


na rozstaju dróg © niradhara


Sygnały owe pozwoliły na jednoznaczne ustalenie, iż centrum pomiaru pogody znajduje się w lewej półkuli mózgowej. Bolało mnie dokładnie pół głowy – od czubka czaszki począwszy, poprzez oczodół, aż po szczękę. Lewa półkula, odpowiedzialna za logiczne myślenie, została całkowicie wyłączona z użytku, a prawopółkulowa intuicja podpowiedziała mi, co znaczy słowo „półgłowek”.

kaplica "Na wodzie" © niradhara


Kajman pędzi do Ojcowa © niradhara


skałki po raz drugi © niradhara


O dziwo, im piękniejsze były wokół widoki, tym bardziej ból się nasilał. Wlokłam się więc zrezygnowana za Piotrkiem, odruchowo tylko co jakiś czas przystając, by strzelić jakąś fotkę.

skałki po raz trzeci © niradhara


skałki po raz czwarty © niradhara


skałki po raz piąty © niradhara


Ostatni kilometr powrotnej drogi na camping to dość stromy podjazd. Powoli kręciłam pedałami , głęboko wciągając do płuc powietrze. I stał się cud, z każdym kolejnym haustem tlenu ból się zmniejszał, a gdy doturlałam się na camping, byłam już jak nowo narodzona :)

Pieskowa Skała w blasku zachodzącego słońca © niradhara


Zapamiętajcie moi mili – podjazd jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby świata i nawet z półgłówka zrobi człowieka w pełni sprawnego na umyśle ;)


magneticlife.eu because life is magnetic

w krainie zamków i wygasłych wulkanów

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(23)
Komputer się zbiesił! Specjalnie wyszukałam camping z dostępem do Internetu, by dostarczać Szanownym Czytelnikom najświeższe, jeszcze ciepłe relacje, a tu podstępna kupa złomu odmówiła współpracy z miejscową siecią wi-fi. Tak to pozostałam daleko w tyle za Kajmanem, który informował o wszystkim na bieżąco. Żywię zatem w pełni uzasadnioną obawę, że wpis ten jest robiony jedynie sobie a muzom, bo kto chciał poczytać o naszej wycieczce szlakiem zamków i wulkanów, uczynił to już dawno :(

mury i wieża klinowa zamku Bolków © niradhara


Honor jednak nakazuje napisać coś więcej niż przebyty dystans i suma przewyższeń. Piotrek skupił się na historii, mnie pozostała więc jedynie teraźniejszość. Zacznę od „Campingu pod Lasem” w Bolkowie. Wart jest by zrobić mu darmową reklamę. Pięknie położony na skraju miasta zapewnia ciszę i spokój. Stanowiska dla przyczep są świetnie przygotowane – każde ma podłączenie nie tylko do prądu, ale i wody. Trawka pięknie wykoszona, sanitariaty nowe i wypucowane na błysk. W recepcji na powitanie dostaliśmy mnóstwo darmowych map i ulotek reklamowych, w tym mapę tras rowerowych wytyczonych w gminie Bolków.

Piotrek na dziedzińcu zamkowym © niradhara


Niestety z tymi trasami rowerowymi to trochę ściema. Prowadzą po prostu lokalnymi bocznymi drogami, a oznaczenia i owszem są, ale stanowczo nie tam, gdzie powinny. Nie ma ich w mieście, nie wiadomo więc jak z niego wyjechać (pozostaje albo orientacja według drogowskazów albo stron świata), później za to dekorują drzewa i słupy w miejscach, gdzie i tak nie ma innej drogi.

broń masowego rażenia © niradhara


Zwiedzanie okolicy zaczynamy oczywiście od zamku wzniesionego w XIII wieku przez Bolka I, księcia świdnicko-jaworskiego. Najbardziej charakterystyczną częścią twierdzy jest wieża zbudowana na planie kropli wody według normandzkich wzorów. Wystający „dziób” skierowany ku wejściu jest jedynym przykładem tego typu umocnień w Polsce. Dzieje zamku były niezwykle burzliwe. W XV wieku mieszkały tu ponoć czarownice, a rycerz Jan z Czernej upodobał sobie zamek jako punkt wypadowy do łupienia kupieckich karawan. Zamek ma też swoją tajemnicę. Stanisław Stulin, historyk sztuki z Wrocławia twierdzi, że właśnie tutaj ukryta została Bursztynowa Komnata.

pora wejść na wyższy poziom © niradhara


cień wielkiej wieży © niradhara


Wszystkim wchodzącym na wieżę doradzam stanowczo, by udali się tam w kaskach. Strop nad schodami jest tak niski i często wchodzący w bliski kontakt z głowami zwiedzających, że znaleźli się nawet chętni na odkupienie od nas kasków ;)

dziedziniec zamkowy © niradhara


widoczek z murów © niradhara


to właśnie kobiety lubią najbardziej - całe miasto u mych stóp ;) © niradhara


Z Bolkowa jedziemy w kierunku Płoniny. Cały czas rozglądam się wokół i mam wrażenie, że to jakiś inny kraj. U nas wre życie, buduje się i remontuje drogi, chodniki, firmy przenoszą się do luksusowych siedzib, a piękne, przypominające dworki a nawet małe pałacyki, domy powstają całymi tysiącami. Tu czas stanął w miejscu. Wszystko wokół jest poniemieckie, nie widać nowych domów, a stare są zaniedbane. Wiele stoi pustych, straszących powybijanymi oknami. Najczęściej słyszanym dźwiękiem jest pianie kogutów.

szlak rowerowy do Płoniny © niradhara


Dojeżdżamy do Płoniny. Znajdują się tu ruiny średniowiecznego rozbójnickiego zamku i renesansowego pałacu. Stoją tuż obok siebie, ale mają dwóch różnych właścicieli. Do ruin pałacu wstęp jest surowo wzbroniony, do zamku teoretycznie też, albowiem grozi zawaleniem, ale mieszkający w budynku obok miły pan, za zgodą właściciela oprowadza po nim ryzykantów.

rozpoczynamy zwiedzanie © niradhara


Piotrek dzielnie pnie się w górę © niradhara


ruiny zamku Niesytno © niradhara


Samozwańczy przewodnik ciekawie opowiada o najnowszej historii zamku i prowadzi wszędzie tam, gdzie mury są względnie stabilne. O niezwykle interesujących dziejach tego miejsca najwięcej dowiedzieć się można z tej stronki.

Piotrek z przewodnikiem © niradhara


ciekawe co tam jest? © niradhara


niestety, nie biała dama, tylko fragment schodów © niradhara


jest jeszcze pałac © niradhara


Ruiny są niezwykle romantyczne, pięknie położone na stromej skale, w miejscach, gdzie drzewa nie zasłoniły jeszcze widoku, podziwiać można panoramę okolicy.

za chwilę znajdziemy się na tej skałce © niradhara


Piotrek podziwia widoki © niradhara


a widoczek jest rozległy © niradhara


wszystko pofałdowane © niradhara


Nie wszędzie można normalnie dojść, są miejsca gdzie trzeba się wspiąć po skale. Piotrek zostaje i podziwia widoki. Ja lubię patrzeć na świat z góry, więc udaję się za przewodnikiem. Przy schodzeniu proszę go o zrobienie fotki. Trochę rozmazana, ale jest.

schody ukradli, trzeba się powspinać © niradhara


w pałacu wyrósł las © niradhara


forma przestrzenna skalno-korzenna © niradhara


ruiny renesansowego pałacu © niradhara


w najlepszym stanie są schody © niradhara


Z żalem opuszczamy Niesytno. Kierujemy się na północ. Krajobraz się zmienia. Góry oddalają się od siebie wzajemnie, przybywa przestrzeni. Jedziemy drogami wśród łąk i lasów, mijamy ciche wsie i miasteczka. Wciąż towarzyszy mi wrażenie podróży w czasie.

typowy krajobraz Pogórza Kaczawskiego © niradhara


Mysłów - budownictwo typowe dla regionu © niradhara


Na chwilę zatrzymujemy się w Mysłowie, by rzucić okiem na należący niegdyś do opatów lubiąskich (inne źródła podają krzeszowskich) pałac w Mysłowie. Jest niedostępny dla turystów, jedziemy więc dalej.

pałac w Mysłowie © niradhara


Dojeżdżamy do zamku w Lipie. Zbudowany został przypuszczalnie na przełomie XIII i XIV wieku. Powszechnie przyjmuje się, że powstał z inicjatywy przedstawiciela któregoś ze śląskich rodów rycerskich, niektóre źródła jednak wiążą go z zakonem templariuszy. Templariuszom przypisuje się też założenie najstarszej we wsi kopalni „Elisabeth”. Poszukiwano tu i próbowano wydobywać rudy żelaza i miedzi, a także złota i srebra.

ruiny zamku w Lipie © niradhara


Do teorii, że budowniczymi zamku byli templariusze, nie pasuje zagadkowa piramida. Znany wszystkim kształt sugeruje raczej jakiegoś dalekiego potomka Cheopsa ;) W wnętrzu piramidy znajduje się studnia, do której słońce pada na wprost dokładnie w dniu letniego przesilenia.

zagadkowa piramida © niradhara


niebo błękitne nade mną, żądza znalezienia skarbu we mnie © niradhara


zaglądam w każdy zakamarek © niradhara


Ruiny są w bardzo złym stanie i grożą zawaleniem, a wstęp do nich jest zakazany, na szczęście jednak dowiedzieliśmy się o tym dopiero na sam koniec, gdy po dokładnej penetracji wszelkich możliwych zakamarków wyszliśmy z drugiej strony zamku.

ooo, dobrze weszliśmy od drugiej strony, tam nie było takiej tablicy © niradhara


Pogórze Kaczawskie zwane jest Krainą Wygasłych Wulkanów. Zaledwie kilkanaście milionów lat temu unosiły się tu kłęby gazów i pyłów wulkanicznych. Spod ziemi dobiegały głuche odgłosy, uwalniane przy trzęsieniach. Żarzyły się pokryte stygnącą lawą zbocza wulkanów.

Czartowska Skała © niradhara


Z czasem stożki się obniżyły, zarosły bujną roślinnością, wciąż jednak są dominującym elementem krajobrazu. Jednym z nich jest Czartowska Skała - bazaltowy komin stanowiący pozostałość po wulkanie tarczowym, który w trzeciorzędzie pokrywał pobliskie tereny lawą. Obecnie jest to pomnik przyrody, z doskonale widoczną wyraźną słupowatą oddzielnością bazaltu.

Piotrek pilnuje rowerów © niradhara


a ja patrzę na niego z góry © niradhara


Piotrek tradycyjnie poprzestaje na dotarciu do podnóża skały, ja wychodzę z założenia, że jeśli da się na coś wejść, to trzeba to zrobić.

widok ze szczytu © niradhara


zaczynamy odwrót © niradhara


Ostatnim punktem programu jest pochodzący z XVIII wieku pałac w Jastrowcu, zwany „zamkiem na wodzie”. Wielkie rozczarowanie, bo wody ani śladu. Bryła budynku też szczególną finezją nie grzeszy.

pałac w Jastrowcu © niradhara

Jeszcze tylko rzut oka na stający przy drodze zamek w Świnach i wracamy na camping. Jestem urzeczona. Krajobrazy, zamki, atmosfera minionej epoki na długo pozostaną mi w pamięci. Bardzo chciałabym kiedyś tu wrócić. Sporo jeszcze zostało do zobaczenia.

zamek Świny © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

do Zatora

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(17)
Poranna kawa nie natchnęła mnie dziś pomysłem na wycieczkę, przyjęłam więc propozycję Piotrka, by pojechać do Zatora.

jadę © niradhara


Uparłam się tylko, żeby przejechać przez Wieprz, bo lubię widoczki rozciągające się z górki, na której stoi jakaś stacja przekaźnikowa. Uraz psychiczny spowodowany ostatnią wywrotką ciągle jeszcze daje znać o sobie. W dalszym ciągu wolę pedałowanie pod górę od pędzenia w dół, a na samą myśl o hamowaniu robi mi się gorąco.

podobają mi się takie wieże © niradhara


jeszcze trochę pod górę i będą widoczki © niradhara


widoczek 1 © niradhara


widoczek 2 © niradhara


widoczek 3 © niradhara


widoczek 4 © niradhara


Wiem, że to z czasem minie, chwilowo jednak moja prędkość podróżna znacznie spadła. Jak tylko zaczyna się zjazd, Piotrek znika mi gdzieś na horyzoncie :(

szczyt niedaleko © niradhara


zaczyna się zjazd © niradhara


widoczek 5 © niradhara


widoczek 6 © niradhara


W Zatorze są do zobaczenia dwa ciekawe obiekty. Pierwszy to gotycki kościół św. św. Wojciecha i Jerzego, z cegły i łamanego kamienia, który powstał w 1393 r. Został zbudowany na miejscu starszego kościoła z 1292 r. Kilkakrotnie przebudowywany. Najciekawsze elementy wewnątrz neogotycki ołtarz z obrazem Matki Boskiej Śnieżnej okrytym srebrną sukienką oraz gotycka chrzcielnica z brązu.

kościół św. Wojciecha i Jerzego © niradhara


wnętrz kościoła © niradhara


ołtarz © niradhara


gotycka chrzcielnica z brązu © niradhara


ambona © niradhara


Drugim jest zamek książęcy, pierwotnie o cechach obronnych, wzniesiony w1445 r. W 1836 r. późnogotycki i renesansowy zamek został zmieniony przez Potockich w romantyczną rezydencję o cechach neogotyku angielskiego. Przebudowy tej dokonał architekt Franciszek Maria Lanci oraz rzeźbiarz Parys Filippi, zaś wnętrza ozdobili Kajetan Goliński i Włoch Liatti. Mieściły się tu bogate zbiory dzieł sztuki. W okresie okupacji zamek został zrabowany i zdewastowany. Po wojnie najpierw był magazynem zboża, potem siedzibą Rybackiego Zakładu Doświadczalnego. Obecnie trwa proces sądowy mający ustalić prawowitego właściciela.

Kajman u bramy zamkowej © niradhara


zamek Potockich © niradhara


zamek - wejście © niradhara


detal 1 © niradhara


detal 2 © niradhara


detal 3 © niradhara


detal 4 © niradhara


W planach mieliśmy dalszą trasę, ale kanapki się skończyły, brakło nam picia, a z powodu święta wszystkie sklepy były nieczynne. Wróciliśmy zatem do domu, bo tu w lodówce zawsze można jakiegoś browca znaleźć :)

boczna droga © niradhara


most w Kobiernicach wciąż w trakcie remontu © niradhara


ciekawe jak pomalują łuki? © niradhara


rowerzyści wszędzie przejadą © niradhara


nad Sołą © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic