Już od kilku dni kręcimy się w okolicach Sanoka i coraz bardziej zadziwia mnie, że pomimo wielu wytyczonych tras rowerowych niezwykle rzadko spotyka się tu rowerzystów. Dziś oczarowała mnie trasa „Dolina Sanu”, prowadząca wzdłuż rzeki drogami o praktycznie zerowym ruchu samochodowym, niezwykle malownicza, świetnie oznaczona i opisana.
Z drogi wzdłuż Sanu skręciliśmy do Obarzymia, który szczyci się przydomkiem „wieś szlaków’ – i nie bez racji, bo korzystać tu można ze szlaków rowerowych i pieszych, a dla osób spragnionych wiedzy przygotowano wiele tablic z opisami przyrody i zabytków. Wszystko dla turystów, tylko turystów nie widać :-(
Do dawnej cerkwi greckokatolickiej pw. Wniebowstąpienia Pańskiego prowadzi ponad dwukilometrowy podjazd. Pani, która dysponuje kluczami początkowo nieprzyjaźnie stwierdza, że właśnie kosi trawę i świątyni nie otworzy, a na nasze prośby i opowieści o przejechaniu wieli kilometrów rowerami, w upale, żeby zobaczyć to miejsce, odburkuje: „trzeba było przyjechać samochodem”. W końcu jednak daje się ubłagać i idzie otworzyć. Interesująca okazuje się jednak wyłącznie niespotykana konstrukcja budowli na planie ośmioboku. Wnętrze świątyni, służącej obecnie jako kościół katolicki, jest nieco kiczowate.
Gdy przejeżdżamy przez Dydnię rzuca nam się w oczy drogowskaz do zabytkowej, drewnianej plebanii. Wzniesiono ją ok. 1917 roku, wg projektu Bogdana Tretera i jest, jak podaje przewodnik „Podkarpacki szlak architektury drewnianej”, jednym z najciekawszych budynków w stylu zakopiańskich na terenie woj. podkarpackiego.
Kościół pw. Matki Bożej Częstochowskiej w pobliskiej Jabłonce reprezentuje tzw. styl narodowy w drewnianej architekturze okresu międzywojennego, wzorowany na kościołach podhalańskich. Autorem projektu był również Bogdan Treter – ówczesny konserwator zabytków w Krakowie.
Głównym celem naszej dzisiejszej wycieczki są Humniska, tu bowiem mieszka kuzynka Piotrka, którą chcemy odwiedzić. Jest tu jednak również atrakcja turystyczna – wzniesiony w XV wieku kościół pw. św. Stanisława Biskupa. To jedna z najstarszych zachowanych drewnianych świątyń w Polsce, reprezentuje wyjątkowo rzadki układ rozplanowania – korpus nawowy o szerokości równej prezbiterium. Manierystyczny ołtarz główny i późnobarokowe ołtarze boczne podziwiać możemy wyłącznie przez szybkę w drzwiach, ale lepszy rydz niż nic ;-)
Ostatnim zabytkiem architektury drewnianej na naszej dzisiejszej trasie jest kościół pw. śś. Piotra i Pawła w Jurowcach. To dawna greckokatolicka cerkiew parafialna, wzniesiona w 1873 roku. We wnętrzu zachowały się jeszcze pochodzące z tego okresu polichromie.
Powoli dzień się kończy, wracamy na camping zadowoleni z ciekawej wycieczki i wspaniałego rodzinnego spotkania. Teraz pora na zimne piwo i smarowanie balsamem spalonych słońcem pleców.
Spływ zaczyna się w Sanoku, trasa liczy sobie 12,1 km i kończy się na campingowej przystani. Niski stan wody sprawiał, że trzeba było wypatrywać „warkoczy” na rzece i lawirować między kamieniami. Stanowiło to jednak dodatkową atrakcję. Przepiękne krajobrazy, obfitość ptactwa wodnego – po prostu cudo :-)
/10207383 Po południu Cezary (właściciel campingu) zorganizował dla nas dodatkową super atrakcję. Wprawdzie jest to biegunowo odległe od jazdy rowerem, ale zobaczcie filmik…
Rano budzi nas słońce. Na czystym, błękitnym niebie przemykają fantazyjne obłoczki. Lekki wiaterek niesie woń ziół i świeżo skoszonej trawy. Aż chce się wskoczyć na rower i pokręcić pustą drogą wśród malowniczych gór, szukać kolejnych cudów architektury i sztuki. Dziwne, że urok tych okolic doceniają turyści z Francji, Hiszpanii czy Szwajcarii, a rodacy lekceważą je i omijają. Może dlatego, że o żadnym z zabytkowych obiektów nie znalazłam ani słowa w takich pozycjach jak „1000 miejsc w Polsce, które warto w życiu zobaczyć” czy „Polska niezwykła – Podkarpacie”. Widziałam za to przewodnik wydany we Francji, w którym znaleźć można było niezwykle szczegółowe opisy naszych zabytków.
Zwiedzanie cerkwi przypomina trochę zabawę w podchody. Po zlokalizowaniu ich, co jest bardzo proste, jeśli korzysta się z mapy wydawnictwa COMPASS „Pogórze Przemyskie. Góry Sanocko-Turczańskie”, na której są zaznaczone wszystkie obiekty zabytkowe, trzeba bowiem wytropić we wsi osobę dzierżącą klucz i namówić do otworzenia obiektu. Klucze do cerkwi św. Jana Chrzciciela w Tyrawie Solnej przechowywane są, na szczęście, w domu tuż obok niej, a sympatyczny starszy pan nie robi żadnych problemów z otwarciem.
Cerkiew została wzniesiona w 1837 z fundacji ówczesnego parocha tyrawskiego Jereja Mejnickiego, w miejscu starszej, również drewnianej cerkwi. Była remontowana w 1893 i 1927. Prezentuje typ budownictwa ludowego w duchu klasycystycznym z wyraźnymi cechami latynizacji. Obecnie użytkowana jako kościół rzymskokatolicki. Bogactwo wystroju wnętrza robi na mnie ogromne wrażenie.
Do cerkwi Przemienienia Pańskiego w Siemuszowej prowadzi dość stromy podjazd. Klucze przechowywane są w domu znajdującym się nieco wyżej na górce. Tu czeka nas niespodzianka. Młoda dziewczyna oświadcza, że owszem klucze ma, ale cerkwi nie otworzy, bo sołtys zabronił. Co ma sołtys do cerkwi?!!! Logiczne argumentowanie nie odnosi żadnego skutku, w dodatku dowiadujemy się, że o jej ewentualnej niesubordynacji życzliwi sąsiedzi natychmiast owemu wszechwładnemu sołtysowi doniosą. Piotrek próbuje ją brać na litość, opowiadając o trudach pokonanej przez na rowerze drogi (o kurcze, jak on potrafi koloryzować). Roztacza przez nią cały swój męski urok i wreszcie sukces – ugięła się, otworzy! Tak czy inaczej sołtysowi gratuluję skutecznego sposobu przepłaszania turystów. Niech swój brudny szmal zostawiają gdzie indziej ;-P
Cerkiew została wzniesiona w 1841. Wewnątrz zachował się klasycystyczny ikonostas z II połowy XIX wieku, na ścianach babińca i nawy znajduje się polichromia figuralna. Cerkiew prezentuje typ budownictwa ludowego w duchu klasycystycznym z wyraźnymi pierwiastkami latynizacji przejawiającymi się w nawiązaniu do tradycyjnego nurtu architektury sakralnej okresu józefińskiego. Cerkiew należała do parafii greckokatolickiej w Tyrawie Solnej.Od 1946 jest to filialny kościół rzymskokatolicki pw. Chrztu Pańskiego,
Do drewnianej filialnej cerkwi greckokatolickiej św. Paraskewii w Hołuczkowie również prowadzi długi podjazd. Jego trudy wynagradza nam fakt, że tym razem „kluczniczka” jest niezwykle sympatyczna, opowiada nam ciekawe historie zasłyszane od swojego dziadka, m.in. o wyłowionej z rzeki figurce Matki Boskiej, w której głowie do dziś tkwi kula zabłąkana w czasie walk z bandami UPA. Dla pełni szczęścia miejscowy kot obiecuje mi popilnowanie rowerów w czasie zwiedzania :-)
Cerkiew została zbudowana w 1858 przez miejscowego cieślę Konstantyna Melnyka. W roku 1912 cerkiew przebudowano ją, a w 1969 wyremontowano. Prezentuje typ budownictwa ludowego o skromnym programie architektonicznym w duchu klasycystycznym. Wewnątrz cerkwi znajduje się kompletny ikonostas pochodzący z okresu budowy cerkwi, o wystroju późnobarokowym. Od 1946 cerkiew służy jako filialny kościół rzymskokatolicki.
To nie była daleka wycieczka, obfitowała jednak w niezapomniane wrażenia. Kolejną dawkę chcemy sobie zostawić na jutro. Po południu wybieramy się na wędrówkę pieszą.
O spędzeniu wakacji w tych okolicach marzyliśmy już od dawna. Kusiły nas urocze drewniane cerkiewki, złociste ikony, malownicza dolina Sanu. No i jesteśmy. Zatrzymaliśmy się na campingu Diabla Góra w Tyrawie Solnej. Miejsce świetnie zagospodarowane, oferujące wiele atrakcji dla miłośników aktywnego wypoczynku, a gospodarze przesympatyczni :-)
Dziś pierwsza wycieczka rowerowa szlakiem ikon. Jedziemy przez Mrzygłód. Tu robi na nas wrażenie zabytkowa zabudowa rynku. Nie tylko nam się podoba, bocianom chyba też, bo gniazd jest tu niemal tyle, co domów.
Kierujemy się do Hłomczy, podjeżdżamy pod zabytkową cerkiew. Piotrek długo i uporczywie próbuje znaleźć osobę dysponującą kluczem. Niestety, gdzieś się ulotniła i mimo, iż telefony w całej wsi rozdzwoniły się w jej poszukiwaniu, nie udało się delikwenta odnaleźć. Jak niepyszni zadowalamy się popatrzeniem z zewnątrz :-(
Drewniana cerkiew greckokatolicka w Łodzinie pw. Najświętszej Marii Panny zbudowana została w roku 1743. Sympatyczna, mieszkająca obok pani wpuszcza nas do środka. Jest co podziwiać! Trójnawowy ikonostas mieni się złotem i ciepłymi barwami.
Dalej, polną drogą wyłożoną betonowymi płytami, jedziemy do Witryłowa. Jest tu drewniany, katolicki kościół, tak starannie ukryty między drzewami, że nie da się mu zrobić ani jednej sensownej fotki. Poprzestajemy zatem na uwiecznieniu tablicy z opisem.
Dojeżdżamy do Ulucza. Okazuje się, że cerkiew położona jest na wzniesieniu, a prowadząca do niej ścieżka tak stroma, że nie ma mowy nie tylko o jeździe, ale nawet o wypchaniu rowerów. Zostawiamy je pod opieką jakiegoś miłego starszego pana i wraz z panią dysponującą kluczem wspinamy się na górę.
Cerkiew pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Uluczu powstała w latach 1510-1517 i do niedawna uważana była za najstarszą drewnianą cerkiew w Polsce. Badania dendrologiczne wykazały, że cerkiew powstała w roku 1659 z drewna ściętego o rok wcześniej. Według miejscowej legendy początkowo planowano postawienie jej u stóp wzgórza Dębnik, w miejscu, gdzie dziś stoi murowana kapliczka. Zwieziono tu materiały budowlane, lecz te nazajutrz znikły. Odnaleziono je na szczycie wzgórza i z trudem zwieziono na dół. Sytuacja powtórzyła się po raz drugi i trzeci. Wtedy uznano to za znak z nieba i cerkiew zbudowano tam, gdzie w cudowny sposób trafiły materiały.
Polichromia figuralna, zachowana na północnej ścianie, malowana była przez Stefana Dżengałowicza. Przedstawia sceny z Męki Pańskiej, rozmieszczone w sześciu rzędach. Podczas remontu w latach 60. XX w. zachodziła potrzeba wymiany części spróchniałych belek. Przed wymianą została zdjęta polichromia z cienką warstwą drewna a następnie przeniesiona na nowy materiał. Ikonostas i inne elementy wyposażenia zostały zabrane do MBL w Sanoku, gdzie są eksponowane.
Kolejny przystanek w Dobrej przy Cerkwi pw. św. Mikołaja. Cerkiew jest drewniana, zbudowano ją w 1879. Klucze są w pobliskim sklepie, ale jego właścicielka początkowo nie chce umożliwić nam zwiedzania twierdząc, że przez nas przypali jej się obiad. W końcu okazuje się, że jeśli postawimy piwo jej sąsiadowi, to on nam drzwi otworzy. We wnętrzu cieszy oczy czterorzędowy ikonostas o klasycznym układzie spotykanym w cerkwiach karpackich i polichromie figuralne.
Wracamy przez Mrzygłód I tym razem zatrzymujemy się obok kościoła ufundowanego ponoć przez króla Jagiełłę. Legenda głosi, że budowali go jeńcy zdobyci w bitwie pod Grunwaldem. Bryła budynku nie wzbudziła jednak mojego entuzjazmu.
Dzisiejsza wycieczka była pierwszą od prawie dwóch miesięcy. Sprawiła mi olbrzymią przyjemność, ale bezlitośnie obnażyła braki kondycyjne. Wokół nas tak wiele pięknych rzeczy do zobaczenia, tak wiele mamy planów, mam nadzieję, że forma powoli wróci …
Kolejny zlot caravaningowy. Tym razem w Brynku na Wyżynie Śląskiej. Zlot, a właściwie zlocik, jest bardzo kameralny, zorganizowany specjalnie dla wspaniałego przyjaciela, który właśnie wyszedł ze szpitala. Chcemy, by to spotkanie przywróciło mu radość życia, dodało sił do walki z chorobą. Niemal całą noc z piątku na sobotę pali się ognisko, grają gitary i śpiewamy nasze ulubione piosenki. Gdy udaje się wreszcie nieco odespać imprezę, jest zbyt późno na dłuższą wycieczkę. Wybieramy jednak bardzo atrakcyjny cel – zamek w Toszku.
Przejeżdżając przez Wielowieś rzucamy okiem na barokowy pałac wzniesiony w połowie XVIII wieku dla hrabiego Verdugo. Otacza go niewielki park, pozostałość XIX-wiecznego 10-hektarowego założenia parkowego. W pałacu obecnie mieszczą się Urząd Gminy, posterunek policji oraz biblioteka. Obowiązkowa fotka i dalej w drogę.
Silny wiatr przegania po niebie obłoki, malując na nim wciąż nowe obrazy. Wokół pachnie rzepak. Drogi są nieprawdopodobnie wręcz puste. Jedzie się wyśmienicie.
Wreszcie czas na największą atrakcję dnia, czyli zamek. Historia budowli obronnych w Toszku sięga prawdopodobnie X–XI wieku, kiedy to na miejscu obecnego zamku stał drewniany gród, niegdyś kasztelania, należący w okresie rozbicia dzielnicowego do książąt śląskich, zastąpiony murowanym zamkiem na początku XV wieku. W 1429 zniszczyli go husyci, a odbudował i uczynił z niego swoją stałą siedzibę Przemysław Toszecki, książę z linii oświęcimskiej. Później zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli, był niszczony i odbudowywany. O jego ciekawej historii poczytać można tutaj. Obecnie stanowi siedzibę Centrum Kultury "Zamek w Toszku".
W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o kościół p.w. św. Wawrzyńca w Zacharzowicach. Wzniesiony został w 1580 roku (wg zapisu w protokole wizytacyjnym), ale z racji remontu wygląda jak nowy. Wnętrze jest bardzo ciekawe, niestety, bateria w aparacie robi mi kuku i niespodziewanie pada :-(
Jak dobrze wstać skoro świt… W nadziei na malownicze nadjeziorne mgły wyjechałam z domu o godzinie 5:15, co dla mnie oznacza środek nocy. Podobne nadzieje żywili chyba kierowcy tirów, bo wylegli na drogę w liczbie znacznie przewyższającej średnią krajową :-(
Jak na złość powietrze przejrzyste było jak kryształ, a jezioro prezentowało się wręcz banalnie. Rozczarowani powyższym zrezygnowaliśmy z robienia fotek i udaliśmy się każdy w swoją stronę, tzn. ja do Wielkiej Puszczy, by nacieszyć się rześkością poranka, a wyżej wymienieni kierowcy tirów w świat daleki.
Jechałam rozkoszując się zapachem bzu, śpiewem ptaków i szumem potoku, gdy nagle przypomniał mi się wiersz ostatnio przeze mnie spłodzony z okazji konkursu organizowanego przez firmę „Romet’. Serce z siebie wydarłam, pisząc go, a uznany został za grafomański i przegrał sromotnie z uczynionym prozą opisem roweru otrzymanego z okazji pierwszej komunii :-( Oto on:
Droga przede mną i kręcą się koła. Majestat gór w piękna szaleńczym rozkwicie. Śpiew ptaków słychać i pachną w krąg zioła. Barwami tęczy znów mieni się życie.
Błękitnieje niebo, a majowe słońce ciepłem swych promieni w objęcia mnie bierze i wiatr piosnkę nuci pośród traw na łące, że wolność i szczęście znajdziesz na rowerze!
Kozubnik – największa współczesna ruina, kultowe miejsce dla wielbicieli paintballu i apokaliptycznych krajobrazów zostanie odbudowany – taką wieść rozpowszechniają ostatnio media. Pojechaliśmy przekonać się, czy to prawda.
Rzeczywiście, coś się dzieje. Gruz jest systematycznie uprzątany, pojawiła się tablica informacyjna o prowadzonej budowie. Ciekawa jestem, kiedy to miejsce odzyska dawną wspaniałość?
No cóż, skoro pojawiła się na Bikestats możliwość wstawiania innych, niż rowerowa, aktywności, to trzeba to wykorzystać. Wrzucam zatem kilka fotek z naszej dzisiejszej wycieczki na Czupel. Jeśli uznacie, że to był dobry pomysł, o kolejnej wycieczce napiszę coś więcej.