barwy świtu

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · Komentarze(7)
Czy wiecie, że każdego dnia aż trzy razy wstaje świt…

Pierwszy jest świt astronomiczny. To okres przed wschodem Słońca, gdy jego promienie (brzask) na tyle rozświetlają niebo, że najsłabsze gwiazdy przestają być widoczne. Niebo przestaje być czarne, a instrumenty astronomiczne zaczynają rejestrować znaczący wzrost jasności tła nieba. Astronomowie odkładają lunety i kończą pracowitą noc. Świt astronomiczny ma miejsce, kiedy środek tarczy Słońca znajduje się już wyżej niż 18° poniżej linii horyzontu i trwa do momentu, gdy środek tarczy Słońca przekroczy wysokość 12° poniżej linii horyzontu.



Po nim następuje świt żeglarski (nawigacyjny lub nautyczny) – czas przed wschodem Słońca, gdy horyzont i krajobraz stają się na tyle widoczne, że możliwa staje się nawigacja w oparciu o oświetlone brzaskiem obiekty na ziemi lub morzu, a na niebie są jeszcze widoczne najjaśniejsze gwiazdy, wobec których można określić pozycję. Świt żeglarski występuje w czasie, gdy środek tarczy Słońca znajduje się już wyżej niż 12° poniżej linii horyzontu, ale ciągle poniżej 6° poniżej linii horyzontu.

Ostatni jest świt cywilny (kalendarzowy) – to czas przed wschodem Słońca, kiedy środek tarczy Słońca znajduje się już wyżej niż 6° poniżej linii horyzontu. Jest na tyle widno, że nie czujemy już konieczności oświetlania drogi. Zaczyna się nowy dzień…



Dziś Funio urządził mi pobudkę na tyle wcześnie, że mogłam zobaczyć wszystkie trzy świty ;) Wprawdzie, zanim wypiłam kawę i wsiadłam na rower, świt nautyczny właśnie się kończył, ale dane mi było podziwiać i uwieczniać wstawanie dnia.

Pierwsze budzą się ptaki. Na dworze (uwaga - tłumaczenie dla mieszkańców Krakowa i okolic: po Waszemu to będzie „na polu”) jest szaro, małych śpiewaków  nie można jeszcze zobaczyć, ale już słychać ich radosny świergot. Potem budzą się samoloty… Przecinają ciemne jeszcze niebo złotymi smugami, unosząc ludzi i ich marzenia gdzieś hen, na krańce Ziemi.



Stanowczo najmniej romantyczne jest dla rowerzysty budzenie się tirów. Zwłaszcza, gdy droga, którą się porusza, jest wąska i nie ma pobocza. Uciekając przed ich wielkimi, metalowymi cielskami zjeżdżam w Międzybrodziu Bialskim nad brzeg jeziora. Słońce jeszcze kryje się za górami, barwiąc tylko potargane obłoki i rzucając pierwsze plamy światła na wyżej położone domy. Cisza. Czasem słychać tylko pluskanie ryb. Za kilka godzin będzie tu tłok i gwar, ale teraz czuję się tak, jakbym miała całe jezioro tylko dla siebie.







Gdy dojeżdżam do Międzybrodzia Żywieckiego, zza gór wyłania się wreszcie wielka kula światła.



W kilka chwil świat ożywa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozpoczynają miodobranie pracowite pszczoły, dzikie kaczki nurkują w poszukiwaniu czegoś smacznego na śniadanie. Okalające jezioro góry, przystrojone strzępkami mgły, zdają się srebrzyć w pierwszych promieniach słońca.







Magiczny spektakl trwa niestety tylko chwilę. Im więcej światła, tym bardziej banalny staje się widok.



Za chwilę, jako ostatni, obudzą się turyści. Zapełnią kąpieliska, rzucą się do łódek i rowerów wodnych. Brzegi zaroją się od wędkarzy. Niechaj dobre duchy jeziora mają w opiece nieszczęsne ryby! Nie chcę na to patrzeć. Wracam do domu.




magneticlife.eu because life is magnetic

ptasia przejażdżka

Środa, 2 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Natarczywy, wilgotny język obudził mnie o 5 rano.  Próżno tłumaczyłam Funiowi, że chciałabym jeszcze pospać. Radosnym szczekaniem oznajmił, że  szkoda dnia na wylegiwanie się w łóżku. No cóż zwlokłam się... Zaparzyłam kawę i wspólnie podziwialiśmy wschód słońca. Tak naprawdę nie wiem, na ile psy są wrażliwe na piękno takich widoków, ale Funio patrzył w kierunku wolno wznoszącej się złotej kuli i radośnie merdał ogonem. Pomyślałam, że skoro już nie śpię, to warto wybrać się na przejażdżkę, zanim temperatura nie stanie się tropikalna.



Pomysł okazał się dobry, bo w okolicach Starej Wsi udało mi się pstryknąć fotkę czapli, z natury płochliwej i trudnej do uwiecznienia. Może powinnam częściej zamawiać u Funia budzenie?  ;)








magneticlife.eu because life is magnetic

trzy wazy Zygmunta

Niedziela, 28 maja 2017 · Komentarze(9)
Kiedy po latach niejeżdżenia próbuje się mozolnie odbudować kondycję, przychodzi taki moment, że trzeba się zmierzyć nie tylko z kilometrami, ale i podjazdami. Trasa, którą wybrałam na dziś, zapewnia dobry trening. Droga, wiodąca wzdłuż Jeziora Żywieckiego jest jak sinusoida. W przeciwieństwie do tej matematycznej zapewnia jednak piękne widoki.



W Łodygowicach zatrzymałam się na chwilę, by sfocić zabytkowy drewniany kościółek św. Szymona i Judy Tadeusza. Tradycyjnie nie udało mi się pstryknąć fotki we wnętrzu. Drewniane kościółki tak mają, że albo są zamknięte, albo właśnie trwa msza.



Głównym dzisiejszym celem była zapora retencyjna na potoku Wilkówka w Wilkowicach. Potok szumi ładnie, ale zapora nie rzuciła mnie na kolana. Z podjazdu do Wilkowic rozciąga się piękny widok na Skrzyczne i jak się człowiek zasapie, zawsze można się zatrzymać i udawać, że robi się zdjęcie ;)





Żeby nie wracać tą samą drogą postanowiłam przejechać przez Bielsko, korzystając z zainstalowanej w telefonie nawigacji OsmAnd. Bardzo ją lubię, bo ma trzy tryby: samochodowy, rowerowy i pieszy, mówi ludzkim głosem, można regulować czas podświetlania ekranu. Na początku jechałam pustymi, bocznymi uliczkami, potem ściągnęła mnie na ścieżkę rowerową prowadzącą terenem wzdłuż rzeki Biała.







Tak dojechałam do Mikuszowic, gdzie znajduje się piękny drewniany kościół pw św. Barbary. Tym razem miałam farta i mogłam zajrzeć do wnętrza.





Przez znaczną część miasta przejechałam bezproblemowo, elegancko wyasfaltowaną ścieżką rowerową. Zabawa zaczęła się po wjeździe na osiedle Złote Łany. Nawigacja, nastawiona na rower, próbowała mnie przeprowadzić jak najbardziej bocznymi uliczkami. Ekran miałam wyłączony, żeby nadmiernie nie zużywać baterii, nie zawsze skręcałam właściwie. Co chwila słyszałam tylko "nowa trasa..." albo "skręć w ulicę Zygmunta trzy Wazy..." ;) Upał rósł, uliczki do płaskich nie należą, a mnie zdarzyło się przez moment kręcić w kółko. Dopiero gdy wreszcie udało mi się znaleźć na Lipnickiej, odetchnęłam z ulgą, choć tam czekał na mnie kolejny podjazd. No, ale za to prosta droga do domu :)






magneticlife.eu because life is magnetic

z wyrzutami sumienia w sakwach

Piątek, 26 maja 2017 · Komentarze(4)
Kategoria w pobliżu domu
Ostatnio odnoszę wrażenie, że Kajman planuje założyć jakiś  konkurencyjny dla demotywatorów. pl portal i póki co trenuje na mnie. Za każdym razem, gdy wybieram się na rower, słyszę: jest za zimno, za ciepło, będzie padać, trzeba kopać w ogródku .... Apokaliptyczna wizja jazdy w deszczu z rozmazanym makijażem nie jest nawet w połowie tak straszna jak świadomość, że zostawiłam Kajmana samego na polu walki z chwastami. Wyrzuty sumienia, jak kamienie ciążą mi na sercu i w sakwach ... I jak tu jeździć, Moi Drodzy, no jak?
















magneticlife.eu because life is magnetic

wycieczka do Japonii

Poniedziałek, 22 maja 2017 · Komentarze(4)
Kategoria w pobliżu domu
No, prawie do Japonii .... ;)
Są takie miejsca, które należy odwiedzić o ściśle określonej porze roku. Takie właśnie są ogrody japońskie w Pisarzowicach. W czasie kwitnienia azalii są wręcz bajkowo piękne. Nieudolnie próbowałam oddać ich urok na zdjęciach, Najlepiej jednak, żebyście sami tam pojechali :)

Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński


Ogród japoński

Ogród japoński

Ogród japoński


Ogród japoński

Ogród japoński

Ogród japoński

Ogród japoński
A to ja. Tylko błagam, nie pomylcie mnie z Krystyną P. !

Prawie gejsza
Tu należy skręcić.

Tu należy skręcić


magneticlife.eu because life is magnetic

Święto Kwitnących Azalii

Sobota, 20 maja 2017 · Komentarze(8)
Kategoria w pobliżu domu
Dzisiejszą datę od dawna miałam zapisaną w kalendarzu. To początek trwającego od 20 do 28 maja Święta Kwitnących Azalii, kiedy to właściciele Szkółki Krzewów Ozdobnych PUDEŁEK udostępniają do zwiedzania swoje prywatne, bajecznie piękne ogrody. Zajrzyjcie tu koniecznie i zobaczcie na własne oczy - Pisarzowice, ul. Pańska 40. Cena biletu wstępu 3 zł od osoby.
A to fotki na zachętę...





























A tam na trawniku czeka mój wierny Kellysek :)



magneticlife.eu because life is magnetic

gdzie oczy poniosą

Niedziela, 14 maja 2017 · Komentarze(7)
Mówią, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Próbować jednak można. Postanowiłam dzisiaj odświeżyć sobie dawno niejeżdżone trasy. Poniosło mnie na północ, w stronę Brzeszcz - kolebki Królowej Broszek. No cóż, nie wydaje się, żeby pełniąc urząd burmistrza doprowadziła miasto do kwitnącego stanu. Zalegające przy kopalni niebotyczne hałdy węgla też zdają się nie wróżyć najlepiej na przyszłość.












Z Brzeszcz pokulałam się w stronę stawów Harmęże.  Gdyby jednak  tak uczciwie opisać dalszą jazdę należałoby raczej zamiast "gdzie oczy poniosą" użyć określenia "gdzie skleroza poniesie", bo okazało się, że drogi mi się pomyliły i wyjechałam wcale nie tam, gdzie chciałam, tylko w Brzezince. 







Powrót "na czuja" okazał się kolejną porażką, bo zgubił mi się asfalt, musiałam jechać wałem po żwirku. Dopiero po przejechaniu mostu na Wiśle (to ta niepozorna rzeczka na zdjęciu), wróciłam do cywilizacji.





Na osłodę trafiło mi się zaglądanie przez szybkę do szesnastowiecznego, drewnianego kościółka św. Barbary w Górze. 





A potem już do domu, znanymi, rzepaczystymi drogami :)




magneticlife.eu because life is magnetic