Wpisy archiwalne w kategorii

architektura drewniana

Dystans całkowity:4002.05 km (w terenie 227.50 km; 5.68%)
Czas w ruchu:07:56
Średnia prędkość:17.42 km/h
Suma podjazdów:24710 m
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:76.96 km i 3h 58m
Więcej statystyk

szlakiem ikon

Wtorek, 16 lipca 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
O spędzeniu wakacji w tych okolicach marzyliśmy już od dawna. Kusiły nas urocze drewniane cerkiewki, złociste ikony, malownicza dolina Sanu. No i jesteśmy. Zatrzymaliśmy się na campingu Diabla Góra w Tyrawie Solnej. Miejsce świetnie zagospodarowane, oferujące wiele atrakcji dla miłośników aktywnego wypoczynku, a gospodarze przesympatyczni :-)

Camping Diabla Góra © niradhara


Dziś pierwsza wycieczka rowerowa szlakiem ikon. Jedziemy przez Mrzygłód. Tu robi na nas wrażenie zabytkowa zabudowa rynku. Nie tylko nam się podoba, bocianom chyba też, bo gniazd jest tu niemal tyle, co domów.

Rynek w Mrzygłodzie © niradhara


Kolejne gniazdo © niradhara


Kierujemy się do Hłomczy, podjeżdżamy pod zabytkową cerkiew. Piotrek długo i uporczywie próbuje znaleźć osobę dysponującą kluczem. Niestety, gdzieś się ulotniła i mimo, iż telefony w całej wsi rozdzwoniły się w jej poszukiwaniu, nie udało się delikwenta odnaleźć. Jak niepyszni zadowalamy się popatrzeniem z zewnątrz :-(

Cerkiew w Hłomczy © niradhara


Boczną drogą jedziemy do Łodziny. Zaczynają się podjazdy. Słońce świeci, krajobrazy sielskie i żadnych samochodów na drodze. Czegóż chcieć więcej?

Wakacje z Kajmanem to gwarancja 100 % satysfakcji © niradhara


Cerkiew w Łodzinie © niradhara


Drewniana cerkiew greckokatolicka w Łodzinie pw. Najświętszej Marii Panny zbudowana została w roku 1743. Sympatyczna, mieszkająca obok pani wpuszcza nas do środka. Jest co podziwiać! Trójnawowy ikonostas mieni się złotem i ciepłymi barwami.

Ikonostas cerkwi w Łodzinie © niradhara


Cerkiew w Łodzinie - wnętrze © niradhara


Dalej, polną drogą wyłożoną betonowymi płytami, jedziemy do Witryłowa. Jest tu drewniany, katolicki kościół, tak starannie ukryty między drzewami, że nie da się mu zrobić ani jednej sensownej fotki. Poprzestajemy zatem na uwiecznieniu tablicy z opisem.

Info dla turystów © niradhara


Przejeżdżamy na drugą stronę Sanu niedawno oddaną do użytku kładką. Kto mówił, że ściana wschodnia jest niedoinwestowana? :-)

Kładka lśni nowością © niradhara


Dojeżdżamy do Ulucza. Okazuje się, że cerkiew położona jest na wzniesieniu, a prowadząca do niej ścieżka tak stroma, że nie ma mowy nie tylko o jeździe, ale nawet o wypchaniu rowerów. Zostawiamy je pod opieką jakiegoś miłego starszego pana i wraz z panią dysponującą kluczem wspinamy się na górę.

Cerkiew w Uluczu © niradhara


Cerkiew pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Uluczu powstała w latach 1510-1517 i do niedawna uważana była za najstarszą drewnianą cerkiew w Polsce. Badania dendrologiczne wykazały, że cerkiew powstała w roku 1659 z drewna ściętego o rok wcześniej. Według miejscowej legendy początkowo planowano postawienie jej u stóp wzgórza Dębnik, w miejscu, gdzie dziś stoi murowana kapliczka. Zwieziono tu materiały budowlane, lecz te nazajutrz znikły. Odnaleziono je na szczycie wzgórza i z trudem zwieziono na dół. Sytuacja powtórzyła się po raz drugi i trzeci. Wtedy uznano to za znak z nieba i cerkiew zbudowano tam, gdzie w cudowny sposób trafiły materiały.

Cerkiew w Uluczu © niradhara


Wnętrze cerkwi © niradhara


Polichromia figuralna, zachowana na północnej ścianie, malowana była przez Stefana Dżengałowicza. Przedstawia sceny z Męki Pańskiej, rozmieszczone w sześciu rzędach. Podczas remontu w latach 60. XX w. zachodziła potrzeba wymiany części spróchniałych belek. Przed wymianą została zdjęta polichromia z cienką warstwą drewna a następnie przeniesiona na nowy materiał. Ikonostas i inne elementy wyposażenia zostały zabrane do MBL w Sanoku, gdzie są eksponowane.

Polichromia figuralna © niradhara


Kolejny przystanek w Dobrej przy Cerkwi pw. św. Mikołaja. Cerkiew jest drewniana, zbudowano ją w 1879. Klucze są w pobliskim sklepie, ale jego właścicielka początkowo nie chce umożliwić nam zwiedzania twierdząc, że przez nas przypali jej się obiad. W końcu okazuje się, że jeśli postawimy piwo jej sąsiadowi, to on nam drzwi otworzy. We wnętrzu cieszy oczy czterorzędowy ikonostas o klasycznym układzie spotykanym w cerkwiach karpackich i polichromie figuralne.

Cerkiew i dzwonnica w Dobrej © niradhara


Wnętrze cerkwi © niradhara


Wnętrze cerkwi © niradhara


Wnętrze cerkwi © niradhara


Wracamy przez Mrzygłód I tym razem zatrzymujemy się obok kościoła ufundowanego ponoć przez króla Jagiełłę. Legenda głosi, że budowali go jeńcy zdobyci w bitwie pod Grunwaldem. Bryła budynku nie wzbudziła jednak mojego entuzjazmu.

Pomnik Władzia Jagiełły © niradhara


Ciekawy kwietnik © niradhara


Dzisiejsza wycieczka była pierwszą od prawie dwóch miesięcy. Sprawiła mi olbrzymią przyjemność, ale bezlitośnie obnażyła braki kondycyjne. Wokół nas tak wiele pięknych rzeczy do zobaczenia, tak wiele mamy planów, mam nadzieję, że forma powoli wróci …

No nie, nawet on mnie wyprzedził ;-) © niradhara


magneticlife.eu because life is magnetic

z Kajmanem do Toszka

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Kolejny zlot caravaningowy. Tym razem w Brynku na Wyżynie Śląskiej. Zlot, a właściwie zlocik, jest bardzo kameralny, zorganizowany specjalnie dla wspaniałego przyjaciela, który właśnie wyszedł ze szpitala. Chcemy, by to spotkanie przywróciło mu radość życia, dodało sił do walki z chorobą. Niemal całą noc z piątku na sobotę pali się ognisko, grają gitary i śpiewamy nasze ulubione piosenki. Gdy udaje się wreszcie nieco odespać imprezę, jest zbyt późno na dłuższą wycieczkę. Wybieramy jednak bardzo atrakcyjny cel – zamek w Toszku.

Kajman wśród rzepaku © niradhara


Przejeżdżając przez Wielowieś rzucamy okiem na barokowy pałac wzniesiony w połowie XVIII wieku dla hrabiego Verdugo. Otacza go niewielki park, pozostałość XIX-wiecznego 10-hektarowego założenia parkowego. W pałacu obecnie mieszczą się Urząd Gminy, posterunek policji oraz biblioteka. Obowiązkowa fotka i dalej w drogę.

Pałac w Wielowsi © niradhara


Silny wiatr przegania po niebie obłoki, malując na nim wciąż nowe obrazy. Wokół pachnie rzepak. Drogi są nieprawdopodobnie wręcz puste. Jedzie się wyśmienicie.

Przestrzeń i wiatr © niradhara


Droga pusta aż po horyzont © niradhara


Dojeżdżamy do Toszka. Zatrzymujemy się chwilę na malowniczym rynku, który zdobi kolumna z postacią św. Jana Nepomucena.

Rynek w Toszku © niradhara


Wreszcie czas na największą atrakcję dnia, czyli zamek. Historia budowli obronnych w Toszku sięga prawdopodobnie X–XI wieku, kiedy to na miejscu obecnego zamku stał drewniany gród, niegdyś kasztelania, należący w okresie rozbicia dzielnicowego do książąt śląskich, zastąpiony murowanym zamkiem na początku XV wieku. W 1429 zniszczyli go husyci, a odbudował i uczynił z niego swoją stałą siedzibę Przemysław Toszecki, książę z linii oświęcimskiej. Później zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli, był niszczony i odbudowywany. O jego ciekawej historii poczytać można tutaj. Obecnie stanowi siedzibę Centrum Kultury "Zamek w Toszku".

Witamy w Toszku :-) © niradhara


Przed bramą wjazdową © niradhara


Na dziedzińcu © niradhara


Podoba mi się ten portal © niradhara


I jeszcze jedna fotka zamkowego dziedzińca © niradhara


W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o kościół p.w. św. Wawrzyńca w Zacharzowicach. Wzniesiony został w 1580 roku (wg zapisu w protokole wizytacyjnym), ale z racji remontu wygląda jak nowy. Wnętrze jest bardzo ciekawe, niestety, bateria w aparacie robi mi kuku i niespodziewanie pada :-(

Kościół w Zacharzowicach © niradhara


No trudno i tak pora wracać na camping i zbierać siły do kolejnej nocy przy ognisku :-)


magneticlife.eu because life is magnetic

na Szlaku Piastowskim

Sobota, 4 maja 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
XIII Zlot Karawaning.pl powoli dobiega kresu. Pogoda nas nie rozpieszczała. Do Kórnika, Kruszwicy, Biskupina i na Ostrów Lednicki zmuszeni byliśmy pojechać autem. Szkoda, bo plany były bardziej ambitne. By jednak stało się zadość porzekadłu „wszystko dobre, co się dobrze kończy”, słoneczko wyjrzało wreszcie zza chmur i zachęciło nas do wspólnego pokręcenia z grupą wspaniałych campingowo-rowerowych przyjaciół. Wyruszyliśmy w składzie: Piotrek, Janusz, Grażyna, jej mąż Adam i ja.

Grupa rowerowo-campingowych przyjaciół © niradhara


Celem dzisiejszej wycieczki było Strzelno, a konkretnie najwspanialszy jego zabytek, zaliczany do Szlaku Piastowskiego zespół klasztorny. Położony jest on na niewielkim wzniesieniu, zwanym Wzgórzem św. Wojciecha. Składa się z Kościoła św. Trójcy i NMP, plebanii, budynku dawnego klasztoru oraz największej w Polsce rotundy romańskiej – świątyni św. Prokopa.

Jesteśmy u celu © niradhara


Muzeum i rotunda © niradhara


Bazylika św. Trójcy pochodzi z 1216 roku. Dzisiejszy wygląd nadała jej przebudowa mająca miejsce w pierwsze połowie wieku XVIII. Szczególnie piękne jest wnętrze świątyni. Najcenniejszymi jego elementami są kolumny pokryte płaskorzeźbą figuralną – należą do unikatowych zabytków romańskich. Wykonane z piaskowca przywiezionego najprawdopodobniej z Brzeźna (okolice Konina) Datowane są na drugą połowę wieku XII i początek XIII. W całej Europie, oprócz kolumn strzelińskich, rzeźbione kolumny zachowały się tylko w Hiszpanii w Santiago de Compostela (w katedrze św. Jakuba) oraz we Włoszech, w Wenecji (w katedrze św. Marka). Unikatowe są również barokowe malunki na konfesjonałach. Jeszcze dziesięć lat temu, jak mówi przewodnik oprowadzający po kościele, konfesjonały zamalowane były brązową farbą i nikt nie miał pojęcia, że coś się pod nią kryje.


Wnętrze kościoła św. Trójcy i NMP © niradhara



Uroda konfesjonałów robi wrażenie © niradhara


Romańskie kolumny © niradhara


Romańskie kolumny © niradhara


Na co Adam patrzy z takim zaciekawieniem? © niradhara


Znajdująca się po lewej stronie placu św. Wojciecha Rotunda świętego Prokopa to największa romańska świątynia w Polsce zbudowana na planie koła. Zapis w kronikach Jana Długosza podaje datę 16 marca 1133 jako dzień jej konsekracji. Budowla wykonana została z granitowych ciosów kamiennych, z późniejszymi elementami z cegły. Jej dzieje były burzliwe, była sprofanowana przez żołnierzy napoleońskich, podczas II wojny została zamieniona na magazyn. W 1945 Niemcy zdetonowali w niej ładunki wybuchowe. Wybuch i pożar zniszczyły kopułę, górne partie wieży i całe wyposażenie wnętrza, natomiast ściany przetrwały. Surowe wnętrze robi duże wrażenie. To jedno z takich miejsc, które naprawdę warto zobaczyć.

Wnętrze Rotundy św. Prokopa © niradhara


Grażyna, Adam i Janusz © niradhara


Anglicy powiadają “a hungry man is an angry man”. To porzekadło szczególnie sprawdza się w Strzelnie. Obsługa punktów gastronomicznych wywalczyła sobie najwyraźniej wolne soboty, a złakniony turysta zadowolić się musi suchą bułką spożytą na rynku :-D

Lunch na rynku © niradhara


Ależ tu płasko! © niradhara


W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o drewniany kościół w Orchowie. Byliśmy tu kilka dni temu, ale tym razem szczęście nam dopisuje – możemy zobaczyć wnętrze. Proste, ale pełne uroku.

Przed kościołem w Orchowie © niradhara


Wnętrze kościoła w Orchowie © niradhara


Wnętrze kościoła w Orchowie © niradhara


Wracamy na pustoszejący z wolna kamping. Część załóg wyruszyła już do domu. My wyjeżdżamy jutro. Spędziliśmy tu wiele pięknych chwil, spotkaliśmy wspaniałych ludzi i zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc. Żegnaj Wielkopolsko, a może raczej – do zobaczenia :-)

Piotrek już dzieli się wrażeniami z wycieczki © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wielkopolska integracja

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Poprzedniego dnia wieczorem niespodzianie zadzwonił do mnie Jurek57, proponując wspólną wycieczkę po jego rodzimej Wielkopolsce. Rano wyruszam z campingu w Przybrodzinie wraz z Piotrkiem i Januszem. Z Jurkiem spotykamy się kilka kilometrów przed Witkowem. Dojeżdżamy na rynek i właśnie rozstawiam statyw, bo zrobić pamiątkową fotkę, gdy – kolejna niespodzianka – kontaktuje się z nami Sebekfireman. Jest w okolicy wraz z ekipą sympatycznych bikerów z Gniezna. No to się zrobił mały zlot Bikestats, trzeba to koniecznie uwiecznić dla potomności :-)

Nalot bikestatowiczów na Witkowo © niradhara


Sebastian i jego przyjaciele mają w planie zwiedzanie opuszczonych dworów i pałaców, ale w ramach integracji postanawiają przejechać wspólnie z nami kilka kilometrów. Najpierw prowadzą nas do Małachowa Złych Miejsc. Ta groźna i tajemnicza nazwa pochodzi ponoć stąd, że straszy tu duch złego hrabiego, który dawno temu zarządzał okolicznymi włościami. Pewnego razu, gdy hrabia wracał do swojej posiadłości, jego kareta ugrzęzła w bagnie, a on sam się utopił. Każdy, kto spotka się z duchem na drodze, ginie w tragicznym wypadku.

Panowie z Izydą © niradhara


Tuż przy drodze stoi replika figurki przedstawiającej egipską boginię Izydę trzymającą na kolanach swego syna Horusa. Odnaleziony w pobliskim wczesnośredniowiecznym grodzisku oryginał przechowywany jest obecnie w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu. Stanowi ważną poszlakę, że tędy właśnie przebiegał niegdyś Szlak Bursztynowy.

Przed nami pałac w Arcugowie © niradhara


Zwartą grupą jedziemy do pałacu w Arcugowie. Został on wzniesiony jako dwór w 1815 roku, z fundacji Michała Rożnowskiego, później rozbudowany. Obecnie jest budynkiem dwukondygnacyjnym z elementami neogotyckimi i romantycznymi, nakrytym płaskim dachem, zwieńczonym krenelażem (element architektoniczny w postaci zwieńczenia murów obronnych i baszt). W północno-wschodnim narożniku znajduje się ośmioboczna wieżyczka, natomiast od strony południowej przylega neogotycka kaplica wzniesiona po 1910 roku. W zaniedbanym parku krajobrazowym widoczne są fragmenty założenia regularnego z alejami grabową i kasztanową.

Pałac w Arcugowie © niradhara


Chwila dla fotoreporterów © niradhara


Sesja fotograficzna w romantycznym parku to niestety ostatnie chwile spędzone wspólnie z Sebastianem i jego ekipą. Oni wyruszają na południe, szukając pałacowych ruin, a my kierujemy się w stronę Niechanowa. Tu podziwiamy najpierw klasycystyczny pałac rodziny Żółtowskich. W pałacu mieści się obecnie Ośrodek Szkolenia i Wychowania Ochotniczych Hufców Pracy. Nie ma co, warunki jak w luksusowym hotelu, aż by się chciało popracować trochę w takim hufcu :-D

Pałac w Niechanowie © niradhara


W centrum Niechanowa znajduje się drewniany kościół z 1776 roku pod wezwaniem św. Jakuba. Po modernizacji w 1908 roku zyskał murowaną część nawy oraz wieżę. Część drewniana kryta jest gontem. Najciekawsze jest ponoć jego rokokowe wnętrze. Oczywiście kościół zamknięty na głucho. Głośno wygłaszam parę nieprzyjemnych komentarzy na temat uniemożliwiania turystom podziwiania skarbów kultury narodowej, przy jednoczesnym czerpaniu pełnymi garściami z funduszy państwowych, czyli innymi słowy naszych podatków. No trudno, jedziemy dalej :-(

Kościół w Niechanowie © niradhara


Kolejnym zabytkiem na naszej trasie jest dwór znajdujący się we wsi Żydowo. Składa się z kilku skrzydeł. Najstarsze pochodzi prawdopodobnie z XVIII wieku. Kolejne dobudowywano w XIX wieku i 1937. W związku z tym budowla nie stanowi jednolitej całości. Obecnie należy do Gospodarstwa Rolno-Hodowlanego Żydowo. Dwór położony jest w parku krajobrazowym o powierzchni pięciu hektarów. Budowla nie robi wielkiego wrażenia, uwieczniamy więc ją szybko na fotce i jedziemy dalej.

Kajman przed dworem w Żydowie © niradhara


Dojeżdżamy do Czerniejewa. Na początek rzuca nam się w oczy położony w centrum piękny kościół św. Jana Chrzciciela. Wielokrotnie przebudowywana świątynia pochodzi z końca XV wieku. Ciekawa jest nie tylko bryła kościoła, ale i jego późnobarokowe wyposażenie. Podziwiamy je wprawdzie tylko przez kratę, ale lepszy rydz niż nic!

Kościół w Czerniejewie © niradhara


Wnętrze kościoła w Czerniejewie © niradhara


Największą atrakcją Czerniejewa jest znajdujący się na północnym skraju miasta pałac Lipskich. Według posiadanego przeze mnie przewodnika „Szlak Piastowski”, jest on udostępniony do zwiedzania. Tymczasem, cóż za rozczarowanie, trwa właśnie remont i możemy tylko z zewnątrz podziwiać bryłę pałacu.

Brama główna © niradhara


A jest co podziwiać! Zespół pałacowy w Czerniejewie zaliczany jest do najwspanialszych zabytków architektury barokowo-klasycystycznej w Wielkopolsce. Został wybudowany gdy właścicielem Czerniejewa był generał Jan Lipski. Tę prawdziwie królewską rezydencję wzniósł dla niego w latach 1771-1780 Ignacy Graff z Rydzyny. Początkowo miała ona charakter późnobarokowy. W latach 1789-1790, pałac został przekształcony zgodnie z panującymi w owym czasie prądami klasycystycznymi.

Pałac w Czerniejewie © niradhara


Na zespół składa się pałac główny z bocznymi skrzydłami, oficynami, wozownią i stajnią (dziś mieści się tu hotel i restauracja) oraz 25 ha park z zabytkowym drzewostanem i stawami. Czas jakiś krążymy parkowymi alejkami. Chcemy nie tylko jak najdłużej napawać się pięknem budowli, ale i przedłużyć czas spędzony z Jurkiem. Tu bowiem nasze drogi się rozchodzą. Jurek kieruje się w stronę Pobiedzisk, a my rozpoczynamy powrót na camping.

Widok od strony parku © niradhara


Droga powrotna nie oznacza jednak końca atrakcji. Te czekają na nas jeszcze w Grzybowie. Tu podziwiamy najpierw drewniany kościół św. Michała Archanioła zbudowany w 1757 r. z fundacji właściciela wsi Stanisława Trąmpczyńskiego. W latach 1929-1930 dobudowano doń wieżę o konstrukcji słupowej. Wszystkie dachy są kryte gontem. Nieopodal kościoła wzniesiono w 1936 r. kaplicę grobową będącą kopią wawelskiej romańskiej świątyni św. Feliksa i Adaukta, która pełni rolę mauzoleum rodu Lutomskich.

Drewniany kościół w Grzybowie © niradhara


Kaplica grobowa w Grzybowie © niradhara


Grzybowo najbardziej znane jest z tego, że powstało tu jedno z największych wczesnośredniowiecznych grodzisk w Wielkopolsce. Jego powierzchnia całkowita wynosi prawie 5 ha. Wnętrze grodu było zabudowane drewnianymi domami, odkryto m.in. relikty kuźni. Gród zamieszkany był przez ok. 1000-1200 osób. Charakter znalezisk m. in. uzbrojenia, ozdób dowodzi wysokiego statusu mieszkańców oraz prowadzenia przez nich handlu. Z racji wielkości i centralnego położenia spełniał on bardzo ważną rolę w państwie piastowskim.


Brama wjazdowa do grodu © niradhara


Teren dawnego grodu © niradhara



Badania grodziska w Grzybowie nie mają zbyt długiej historii. Pierwszych odkryć dokonał na nim w latach 70. XIX w. Wilhelm Schwartz. W latach osiemdziesiątych XX wieku zainteresowało się tym miejscem poznańskie środowisko archeologów mediewistów. W wyniku dotychczasowych prac przebadano ok. 10% powierzchni grodziska. Znaleziono kilka tysięcy różnego rodzaju zabytków m.in. ułamki z ceramiki, wiele wyrobów z kości, kamienia, drewna, żelaza i metali kolorowych. Sensacją było odkrycie po 1999 r. dalszych części skarbu odnalezionego w XIX w. - blisko 700 fragmentów monet i 150 ozdób. Monety są dirhemami arabskimi pochodzącymi z okresu od VIII w. do 954 r.

Muzealne eksponaty © niradhara


A mnie się marzy kurna chata © niradhara



Dotychczas poznano najlepiej konstrukcje wałów obronnych - zewnętrznego, do dziś widocznego oraz wewnętrznego, który został zniwelowany, ale zachowały się dobrze jego podwaliny, który to obejmował najprawdopodobniej północno-zachodnią część grodu. Wały wykonywano z drewna (przeważnie dębowego) stosując konstrukcję rusztową zabezpieczoną hakami, przesypując je ziemią. Jego szerokość u podstawy wynosiła ok. 27 m, wysokość sięgała 16 m.


Wnętrze zrekonstruowanej chaty © niradhara


Piec znowu dymi © niradhara


Dziś teren należy do Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, staraniem którego wzniesiono na terenie grodziska nowoczesny pawilon wystawowy, wyglądem zewnętrznym zawiązujący do budowli z okresu świetności grodu. Zrekonstruowano średniowieczne chaty, organizowane są pokazy rzemiosł, dzięki którym wyobrazić sobie można życie codzienne ludzi średniowiecza.

Najmodniejszy w średniowieczu fason butów © niradhara


W tym sezonie na topie są szare suknie © niradhara


Jest w czym wybierać © niradhara


Najodważniejsi i najwaleczniejsi zwiedzający mogą, dzięki Grupie Historycznej Stowarzyszenia Aurea Tempora, wdziać strój rycerza i stoczyć pojedynek na miecze lub topory. Oczywiście, załapałam się! Wierna replika średniowiecznej zbroi jest bardzo ciężka i wraz z mieczem i tarczą waży łącznie prawie 20 kg. Walczyć w tym trochę trudno, ale parametry wytrzymałościowe stroju są niezłe i przez głowę przemknęło mi myśl, że jako rowerzystka czuła bym się w nim znacznie bezpieczniejsza w starciu z blachosmrodami :-D

Najpierw skórzana tunika, potem kolczuga © niradhara


No, teraz mi Kajman nie fiknie :-D © niradhara


W takim stroju nie boję się ani toporów, ani tirów :-D © niradhara


Pojedynek wygrany, pora wracać. I wszystko byłoby jak w pięknej bajce, gdyby na koniec nie przebiegł mi drogi czarny kot. Na jego widok splunęłam najpierw przez lewe ramię, krzycząc głośno „zgiń, przepadnij maro nieczysta”, potem przez kilka kilometrów jak mantrę powtarzałam sobie niegdysiejsze wyjaśnienia Anwi, że koty tak naprawdę są czarne tylko z wierzchu. Nie pomogło, magia kota i tak zadziałała. Zagapiłam się, wpadłam w torowisko ciuchci przecinające na ukos drogę. Zaliczyłam spektakularne spotkanie z asfaltem, a fantazyjne kształty i kolory nabytych w ten sposób siniaków długo jeszcze posłużą mi jako materiał do robienia Piotrkowi testów Rorschacha :-D

Camping, sweet camping © niradhara

Na camping dojechałam potłuczona, ale zadowolona z życia, w końcu nie takie rany dzielny rycerz w boju odnosi :-)

magneticlife.eu because life is magnetic

Trzemeszno i okolice

Wtorek, 30 kwietnia 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Od dawna cieszyłam się na ten wyjazd – XIII Zlot Karawaning.pl w Przybrodzinie. Planowałam rowerowe zwiedzanie wszystkich okolicznych atrakcji. Od początku jednak prześladował mnie pech. Zamiast zapowiadanych wcześniej upałów zrobiło się zimno i deszczowo. Na dodatek zatrułam się pierogami, co zaowocowało dwudniową, pozbawiającą sił głodówką. W końcu jednak, gdy pogoda się odrobinę poprawiła, postanowiłam wsiąść na rower. W towarzystwie Piotrka i Janusza wybrałam się na krótką przejażdżkę po okolicy.

Coś bajecznego, tu prawie wcale nie ma aut © niradhara


Drogi tu spokojne, samochodów jak na lekarstwo. Jeździ się naprawdę miło. Podziwianie zabytków zaczęliśmy od pochodzącego z XVIII wieku dworu w Osówcu. Obecnie znajduje się on w rękach prywatnych. Kilkaset metrów od niego odnaleźliśmy neogotycką kaplicę grobową pw. Matki Boskiej Różańcowej, pochodzącą z 1883 roku.

Dwór w Osówcu © niradhara


Neogotycka perełka © niradhara


Nawet klamka jest piękna © niradhara


W Orchowie zatrzymaliśmy się obok drewnianego, krytego gontem kościoła Wszystkich Świętych, pochodzącego z II połowy XVIII wieku. Niestety, był zamknięty.

Kościół pw Wszystkich Świętych © niradhara


Na mapie „Szlak piastowski”, z której korzystaliśmy, zaznaczony jest skansen maszyn rolniczych w Słowikowie. Nastawiłam się na dłuższe zwiedzanie, a tu rozczarowanie – przy drodze stoi zaledwie kilka lekko zardzewiałych eksponatów. Za to biletu kupować nie trzeba :-)

Skansen nad potokiem © niradhara


Skansen nad potokiem © niradhara


Wjeżdżamy do Trzemeszna © niradhara


Najważniejszym punktem wycieczki było Trzemeszno, a w nim kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i św. Michała Archanioła w Trzemesznie. Pierwotnie romański zespół poklasztorny pochodzi z XII wieku, do jego pozostałości dobudowano w XIV i XV wieku gotycką budowlę. W latach 1764-81 staraniem opata Michała Kościeszy Kosmowskiego kościół został gruntownie odrestaurowany i przebudowany, a jego wnętrze ozdobione w stylu późnego baroku. Wzory architektoniczne, oparte na planie krzyża łacińskiego, otoczonego wieńcem kaplic i wzniosłą kopułą, zaczerpnięto z rzymskiej bazyliki św. Piotra.

Bazylika w Trzemesznie © niradhara


Wnętrze bazyliki © niradhara


W czasie wycofywania się wojsk niemieckich u schyłku II wojny światowej świątynię ogarnął pożar, na skutek którego uszkodzeniu lub całkowitemu zniszczeniu uległo wnętrze kościoła. Temperatura była tak wysoka, że zeszkleniu uległa część ścian. Odbudowa trwała do 1960 roku. W rok później papież Paweł VI nadał świątyni godność bazyliki mniejszej.

Wnętrze bazyliki © niradhara


wnętrze bazyliki © niradhara


Wewnątrz największe wrażenie robi olbrzymia kopuła pokryta rekonstrukcja klasycystycznych fresków. Ciekawy jest również symboliczny grób św. Wojciecha.

Warto spojrzeć w górę © niradhara


Symboliczny grób św. Wojciecha © niradhara


Na trzemesznieńskim rynku uwagę zwraca obelisk z podobizną Jana Kilińskiego, wsławionego udziałem w Powstaniu Kościuszkowskim. Na schodkach u jego stóp, jako że ławki na skwerku były świeżo malowane, skonsumowaliśmy kanapki i poturlaliśmy się z powrotem na camping.

Jasiek Kiliński jak żywy © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

ruiny zamku w Melsztynie

Sobota, 6 października 2012 · Komentarze(20)
Ach, co za dzień! Słońce grzeje jak w lecie. Nic, tylko wsiąść na rower i cieszyć się życiem. Piotrek i Janusz są trochę niewyspani, opracowuję więc krótką i niezbyt męczącą trasę.

razem na lądzie i na wodzie © niradhara


Zwiedzanie zaczynamy od pochodzącego z XVI wieku modrzewiowego kościółka pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Jurkowie. To kościół jednonawowy, konstrukcji zrębowej, oszalowany i pokryty gontem. W 1977 r. został powiększony i odnowiony. Wewnątrz znajduje się barokowy ołtarz z XVI w. z obrazem Chrystusa upadającego pod krzyżem oraz dwustronnie malowanymi skrzydłami ze św. Katarzyną i św. Biskupem Stanisławem.

kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Jurkowie © niradhara


Mamy szczęście, kościół jest otwarty i możemy zobaczyć wnętrze. Robię fotkę i nagle coś zaczyna mi na ekranie migać na czerwono. Och nie, tylko nie to! A jednak… na śmierć zapomniałam o konieczności naładowania baterii. Jest tak pięknie, drzewa przystroiły się w bajecznie kolorowe szaty jesieni, a ja tego nie uwiecznię :-(

kościół w Jurkowie © niradhara


W Złotej jest kolejny, leżący na szlaku architektury drewnianej, kościół. Zamknięty na głucho i nie dane nam jest zobaczenie barokowego wnętrza. Sama budowla ukryta jest za drzewami, nie robię nawet fotki, żeby zaoszczędzić baterię. Jedziemy dalej, do sanktuarium w Domosławicach. Widząc moją zbolałą minę Piotrek lituje się i proponuje mi zrobienie kilku fotek jego aparatem. Dziękuję Kochanie :-)

Sanktuarium MB Domosławickiej © niradhara


W necie znalazłam informację, że pierwotnie znajdowała się tutaj drewniana kaplica, w której umieszczony został obraz Matki Bożej Domosławickiej Królowej Doliny Dunajca. Obraz okazał się cudowny. W roku 1796 wzniesiony został przez Antoniego Hr. Lanckorońskiego murowany kościół z drewnianą wieżą. Do budowy kościoła został wykorzystany materiał z ruin zamku z pobliskiego Melsztyna.

sanktuarium w Domosławicach © niradhara


W Charzewicach wreszcie mamy możliwość zjechania z głównej drogi. Teraz jest bezpieczne, ale za to pod górkę. Słoneczko przygrzewa coraz mocniej, podjazd jest stromy. Rozległy widok na wijący się i srebrzący w słońcu Dunajec jest piękny, ale troska o stan baterii w aparacie nie pozwala na udawanie, że zatrzymuję się wyłącznie w celu zrobienia fotki. Trzeba się przyznać do katastrofalnego spadku kondycji :-(

ruiny zamku Lelewitów Melsztyńskich © niradhara


Wreszcie docieramy do melsztyńskich ruin, głównego celu naszej dzisiejszej wycieczki. Budowę zamku rozpoczął kasztelan krakowski Spycimir w 1347r. Strome i urwiste stoki stanowiły naturalne zabezpieczenie od strony południowej. Zamek składał się z budynku mieszkalnego z wysuniętą okrągłą wieżą, z cysterny oraz z zabudowań gospodarczych. Warownia została rozbudowana pod koniec XIV w. Na zachodniej krawędzi wzgórza wzniesiona została wysoka pięciokondygnacyjna wieża na planie prostokąta, która pełniła funkcję militarno-mieszkalną o czym świadczą otwory strzelnicze na dwóch dolnych kondygnacjach oraz na najwyższej. Stary i nowy zamek zostały połączone murem zamykając jednym obwodem obronnym całe założenie. Kolejna rozbudowa systemu obronnego, która umożliwiła wykorzystanie broni palnej, nastąpiła około roku 1461.

ruiny zamku w Melsztynie © niradhara


W roku 1511 Melsztyn został sprzedany i stał się własnością Jordanów. W połowie XVI wieku nastąpiła przebudowa najstarszej części zamku w stylu renesansowym na rezydencję magnacką. Zamek w niezmienionym stanie dotrwał prawie do końca XVIII wieku, mimo że zmieniali się jego właściciele. Oparł się nawet atakom Szwedów w XVII wieku. Tragiczny dla melsztyńskiego zamku okazał się rok 1770, kiedy to najpierw został zajęty przez konfederatów barskich a następnie zdobyty i spalony przez wojska rosyjskie. Od tego momentu zamek znajduje się w ruinie. Malowniczej ruinie, trzeba przyznać, robię zatem kilka fotek i bateria definitywnie pada.

ależ rozległy widok mieli z ostatniego piętra © niradhara


Jedziemy do Zakliczyna. Tu krótka przerwa na pizzę, a potem Piotrek proponuje mała korektę zaplanowanej trasy i zahaczenie o klasztor oo. Franciszkanów. Fundatorem klasztoru pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej był Zygmunt Tarło, kasztelan sądecki, właściciel Melsztyna i Zakliczyna. W 1624 roku rozpoczęto budowę drewnianego klasztoru, który wnet spłonął. W jego miejsce postawiono nowy, murowany.

klasztor oo. Franciszkanów w Zakliczynie © niradhara


W kościele trwa właśnie ceremonia ślubna. Nie chcemy przeszkadzać, zatem tylko rzut oka do wnętrza, parę fotek i w drogę.

wnętrze klasztoru © niradhara


Od Zakliczyna jedziemy spokojnymi, bocznymi drogami. Można jechać obok siebie, porozmawiać, pożartować. Bardzo lubię poczucie humoru Janusza, dowcip ocierający się o pure nonsense :-D

fajnie się płynęło © niradhara


Przez Dunajec przeprawiamy się promem. Przewoźnik jest miły i tłumaczy nam, jak to się dzieje, że prom płynie w obie strony bez silnika. Całe życie się człowiek uczy :-)

nadchodzi złota polska jesień © niradhara


złota godzina © niradhara


Wracamy na camping. Janusz rzuca okiem na licznik i z niedowierzaniem w głosie pyta: „Jak to trzydzieści parę kilometrów a my tak jedziemy i jedziemy?”. Rzeczywiście dzisiejsze tempo jazdy do rekordowych nie należy, mimo to wycieczka bardzo udana :-)

barwy zmierzchu © niradhara


Zapada zmrok. Pora na ognisko, coś dla ciała (kiełbaski) i coś dla ducha. Gitary nastrojone, muzycy gotowi, chórek też. Życie jest piękne :-)

czyż warto inaczej na ziemi tej żyć? © niradhara





magneticlife.eu because life is magnetic

wzdłuż Wisły

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(13)
Oj, to była impreza!
XII ogólnopolski zlot karawaning.pl – integracja przy ognisku, upojne dźwięki gitar i śpiewy do rana. Teraz dziwnie ciężko wstać i wskoczyć na siodełko! Nie dla nas dziś stromizna podjazdów i górskie widoki. Piotrek i Janusz przystają na moją propozycję przejechania się lajtową trasą wzdłuż Wisły.

most wiszący nad Wisłą © niradhara


XII zlot karawaning.pl © niradhara


noc, ognisko i gitara © niradhara


Pierwszy przystanek robimy przy drewniany pałacyku myśliwskim w Wiśle. Pochodzi z końca XIX w., a wybudowano go w stylu alpejskim. Do I wojny światowej Habsburgowie traktowali go jako schronienie podczas polowań w tutejszych lasach, a następnie został przekształcony w schronisko górskie. W 1985 r. został przeniesiony z polany Przysłop pod Baranią Górą na dzisiejsze miejsce, czyli ul. Lipową (obok dworca autobusowego). Obecnie jest siedzibą PTTK. Zameczek nie jest przeznaczony do zwiedzania, ale warto obejrzeć go z zewnątrz i pstryknąć fotkę.

pałacyk myśliwski © niradhara


Fotki można też pstrykać Wiśle – królowej polskich rzek, która tu jeszcze wygląda dość niepozornie. Siadam zatem nad miniaturowym wodospadzikiem i pozwalam się sfocić.

pstrykający Kajman © niradhara


nad wodospadzikiem © niradhara


Naszym głównym celem jest zamek w Grodźcu uznawany za jeden z piękniejszych tego typu obiektów na Śląsku Cieszyńskim. Pierwotny zbudowany został w XIV w. Od swych początków związany był z rodziną Grodeckich (Grodzieckich) z Brodu. Obecny zamek wystawił około 1580 r. Henryk Grodecki. Jest to dwupiętrowy, prostokątny budynek z trzema wieżami pośrodku elewacji frontowej i kolejnymi trzema od strony parku, co nadaje obiektowi charakter średniowiecznej warowni.

zamek Grodeckich © niradhara


zamek Grodeckich © niradhara


W rękach Grodeckich pozostawał do poł. XVII w. odkąd zamieszkali w nim baronowie Marklowscy z Żebraczy, Sobkowie z Kornic i Larischowie. W 1772 r. stał się własnością baronów Kalischów, zaś w XIX w. poprzez ożenki należał do baronów Zoblów von Giebelstadt oraz hrabiów Zamoyskich, którzy w 1884 r. sprzedali go bialskiemu przemysłowcowi von Strzygowskiemu. Od niego kupił zamek w roku 1927 dr Ernest Habicht, zamek odrestaurował i otoczył opieką bogate zbiory zamkowe z cenną biblioteką. Obecnie zamek jest własnością prywatną.

zamek Grodeckich © niradhara


park zamkowy © niradhara


Nie bardzo lubię wracać tą samą drogą, więc szybki rzut oka na mapę i jedziemy. Wkrótce okazuje się, że okiem nie należy jednak zbyt gwałtownie rzucać! Leśna droga robi się coraz węższa, aż wreszcie zanika. Przedzieramy się przez krzaczory, brnąc na azymut do ścieżki rowerowej.

na przełaj © niradhara


Wzdłuż Wisły po obu stronach wytyczone są trasy rowerowe, choć więc na załączonej mapce ślad się niemal pokrywa, to w rzeczywistości z powrotem jechaliśmy nieco inaczej.

ścieżka rowerowa nad Wisłą © niradhara


i znów wodospady © niradhara


płynie Wisła, płynie © niradhara


jak ktoś nie lubi campingów może zamieszkać tu © niradhara


też niezła miejscówka © niradhara


W mieście Wisła, jak zwykle w sobotę, tłumy ludzi. Bohatersko opieramy się pokusie kupienia na pamiątkę ciupagi i góralskiego kapelusika, udekorowania rowerów balonikami oraz zawarcia bliższej znajomości z Myszką Miki. Byle tylko dalej od tego gwaru i tłoku!

rozrywka dla mas © niradhara


na sportowo i na galowo © niradhara


Piotrek chyba zgłodniał © niradhara


w centrum Wisły harcują myszy © niradhara


Wracamy na camping, gdzie czeka na nas doktor Ed ze wzmacniającym zastrzykiem witamin. Dobrze, że opieka medyczna jest tu na najwyższym europejskim poziomie, bo przed nami przecież kolejna noc przy ognisku :-D

opieka medyczna na najwyższym poziomie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wkurzyliśmy Perkunasa

Piątek, 3 sierpnia 2012 · Komentarze(13)
Po kilku „kanadyjkowych” dniach należało wreszcie dać jakieś zajęcie rowerom. Na mapie dawno już pozaznaczałam rozliczne atrakcje w okolicach Rucianego-Nidy, pedałujemy zatem w tamtą stronę.

na orlim tronie © niradhara


Ranek był jeszcze dość chłodny, w miarę jednak jak słońce wznosi się coraz wyżej, rosnie temperatura, stopniowo więc zdejmuję z siebie kolejne warstwy odzieży. Jeszcze przed Mikołajkami, oboje z Piotrkiem jesteśmy już „na krótko”.

jak dobrze wstać skoro świt © niradhara


Z Mikołajkami nierozerwalnie związana jest legenda o Królu Sielaw, który dawno, dawno temu dziurawił sieci i zatapiał łodzie rybaków. Żona jednego z rybaków poprosiła o pomoc staropruskich bogów i otrzymała od nich żelazne kółko. Wplecione do rybackiej sieci uczyniła ją tak mocną, że pozwoliło na złapanie samego Króla Sielaw. W zamian za darowanie życia władca obiecał napełniać sieć swego pogromcy.

Król Sielaw © niradhara


Kiedy zwiedzieli się o tym inni rybacy, postanowili przytwierdzić rybę do filaru mostu, by po wsze czasy zapewniała im dobrobyt. Gdy jednak rankiem kolejnego dnia przyszli popatrzeć na swego więźnia, okazało się, że Król zniknął. Od tamtego czasu mieszkańcy Mikołajek usiłują oszukać los, trzymając na uwięzi sztuczną rybę.

Król Sielaw © niradhara


W Mikołajkach nie zabawiamy długo, tłumy i gwar są zbyt męczące.

port w Mikołajkach © niradhara


Jedziemy w kierunku Kadzidłowa, by zobaczyć prywatne muzeum starego XVIII i XIX-wiecznego mazurskiego budownictwa drewnianego. Stoją tutaj gruntownie odremontowane i wyposażone w zabytkowe meble, naczynia i sprzęt chaty mazurskie.

muzeum w Kadzidłowie © niradhara


muzeum mazurskie w Kadzidłowie © niradhara


muzeum mazurskie w Kadzidłowie © niradhara


podoba mi się ta lodówka © niradhara


kompozycja z rybich łusek © niradhara


wiejska szkółka © niradhara


kałamarze - kto pamięta do czego to służy? © niradhara


muzeum w Kadzidłowie © niradhara


Obok muzeum znajduje się Park Dzikich Zwierząt im. Benedykta Dybowskiego. Położenie Parku na śródleśnych łąkach umożliwia bytowanie zwierząt w warunkach zbliżonych do naturalnych. Ze względu na rozległość terenu i jego charakter, zwiedzanie Parku odbywa się tylko z przewodnikami. Z bólem serca zauważamy, że zapomnieliśmy wziąć ze sobą spinki do rowerów, boimy się zostawić je na prawie dwie godziny i rezygnujemy ze zwiedzania.

pensjonariusze parku dzikich zwierząt w Kadzidłowie © niradhara


Upał wzmaga się z każdą chwilą, czyste wody Krutynii kuszą do zmiany środka transportu ;-)

malownicza Krytynia © niradhara


spływ Krytynią © niradhara


Dojeżdżamy do Wojnowa. Zwiedzanie zaczynamy od zbudowanej w 1923 roku cerkwi. W latach trzydziestych powstała tu żeńska wspólnota monastyczna.

cerkiew w Wojnowie © niradhara


cerkiew w Wojnowie © niradhara


cerkiew w Wojnowie © niradhara


Nieopodal znajduje się bardzo ciekawy klasztor staroobrzędowców, zamieniony obecnie na muzeum. Staroobrzędowcy to niezreformowany odłam cerkwi prawosławnej. Jego duchowieństwo z protopopem Awwakumem na czele nie przyjęło zmian wprowadzonych przez patriarchę Nikona w 1653. Polegały one na ujednoliceniu obrzędowości (m.in. na wprowadzeniu obrzędów greckich tam, gdzie występowały lokalne różnice). Awwakuma wraz z rodziną zesłano na Syberię, gdzie w 1682 został spalony żywcem.

klasztor staroobrzędowców w Wojnowie © niradhara


klasztor starobrzędowców w Wojnowie © niradhara


Pierwsi starowiercy przybyli na Mazury w 1830r. Prześladowani przez władze cesarskie i oficjalny Kościół prawosławny wyemigrowali do Prus. Prawo osiedlania się nadał im w 1825r. król pruski Fryderyk Wilhelm III.

klasztor staroobrzędowców w Wojnowie © niradhara


klasztor staroobrzędowców w Wojnowie © niradhara


klasztor staroobrzędowców w Wojnowie © niradhara


klasztor staroobrzędowców w Wojnowie © niradhara


Gdy wychodzimy z chłodnego klasztoru, upał dosłownie zwala nas z nóg. Na termometrze brakło skali. Powietrze robi się coraz cięższe. To nie wróży dobrze. Rezygnujemy ze zwiedzania znajdującej się nad Jeziorem Nidzkim leśniczówki Pranie i wracamy.

ach, co za upał © niradhara


mazurska chata © niradhara


W drodze powrotnej skręcamy do miejscowości Iznota, by zobaczyć „Galindię”, malowniczo położony pośród lasów na półwyspie jeziora Bełdany ośrodek wypoczynkowy. Założony został przez psychoterapeutę Cezarego Kubackiego i nawiązuje do historycznego plemienia Galindów, którzy zamieszkiwali te okolice od V wieku p.n.e. do XII wieku.

Galindia czyli podróż w czasie © niradhara


Galindia czyli podróż w czasie © niradhara


Galindia czyli podróż w czasie © niradhara


Ośrodek składa się z hotelu, restauracji i pensjonatu, z wystrojem wnętrz i zagospodarowaniem terenu nawiązującymi do dawnej kultury Galindów. Nie jest to ścisłe odtworzenie historyczne, lecz twórcze i luźne nawiązanie stylistyczne. Na terenie ośrodka znajdują się: pieczary, termy, lochy demonów (w tym stylistycznie nawiązujące do bursztynu), studnie głodowe, uroczyska leśne, rytualny krąg kamienny czy labirynt Galindów. Na terenie "osady" znajdują się też różnego typu rzeźby i instalacje, stylizowane na epokę Prusów.

tajemna grota Galindów © niradhara


Galindia, osada sprzed wieków © niradhara


Robimy mnóstwo fotek, w tym na dostojnym tronie władcy. Ta bezczelność musiała niebywale wkurzyć gromowładnego Perkunasa, boga ognia i burzy, bo niebo błyskawicznie zaciąga się czarnymi chmurami. Wystraszeni wskakujemy na rowery i pedałujemy, ile sił w nogach.

zabytkowa łódź Galindów © niradhara


Na szczęście, nim nad naszymi głowami rozpętało się piekło, jakieś inne dobrotliwe galindzkie bóstwo zsyła nam wielki, luksusowy wręcz przystanek autobusowy, z którego spokojnie przez ponad godzinę podziwiamy ognisty spektakl na niebie :-)

burza tuż, tuż © niradhara


widok z przystanku © niradhara


Droga powrotna bez żadnych już przygód i atrakcji.

wielkie parowanie © niradhara


jak tu pusto po żniwach © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

czasem słońce czasem deszcz

Piątek, 4 maja 2012 · Komentarze(11)
Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel …. A właściwie to troje Kajman, Jasiep46 i ja. Wstaliśmy rano z mocnym postanowieniem wykręcenia setki. Korzystając z otrzymanej od harcerzy ulotki z zaznaczonymi lokalnymi zabytkami, szybko opracowałam trasę.

kolegiata w Kurzelowie © niradhara


Na niebie słońce, w powietrzu zapach bzu. Jest cudnie! Docieramy do Kurzelowa, gdzie znajduje się gotycka kolegiata pw. Wniebowzięcia NMP z 1360 roku i drewniana kaplica cmentarna św. Anny z XVII wieku. Oczywiście obie zamknięte na głucho, możemy je pooglądać jedynie z zewnątrz.

kapliczka cmentarna w Kurzelowie © niradhara


Jedziemy dalej. W Maluszynie zatrzymujemy się, by zobaczyć pozostałości po zburzonym w 1945 roku pałacu i kościół parafialny pw. św. Mikołaja. Nagle dzwoni telefon. To Yacek. Okazuje się, że siedzi właśnie na campingu pod naszą przyczepą. Umawiamy się w Wielgomłynach.

pałac w Maluszynie © niradhara


kościół w maluszynie © niradhara


W Wielgomłynach zatrzymujemy się pod zabytkowym zespołem klasztornym paulinów. W kościele odbywa się właśnie msza żałobna i nie wypada robić zdjęć. Szkoda.

zespół klasztorny w Wielgomłynach © niradhara


Dzwonię do Jacka. Jest jeszcze kawałek drogi za nami, zmieniamy więc planowane miejsce spotkania i wyruszamy dalej. W Niedośpielinie zatrzymujemy się przy drewnianym kościele parafialnym pw. św. Katarzyny i Wojciecha. Niestety zamknięty. Irytujące, bo w drewnianych kościołach zazwyczaj najciekawsze są wnętrza. Zaczynam się zastanawiać z jakich funduszy remontuje się stare kościółki. Jeśli dokłada do tego państwo (czyli m.in. ja – podatnik) to należałoby sobie chyba życzyć, żeby takie zabytkowe obiekty były udostępniane do zwiedzania, a nie służyły wyłącznie do celów kultowych.

kościół w Niedośpielinie © niradhara


Jacek dogania nas w Kobielach Wielkich. Ma już za sobą ponad setkę. Jestem wzruszona, że chce jeszcze pełnić funkcję przewodnika po okolicy. Zna ją dobrze, bo stąd właśnie pochodzi jego rodzina.

Jacek nas dogonił © niradhara


kościół w Kobielach Wielkich © niradhara


tu stał dom, w którym urodził się Reymont © niradhara


bez komentarza © niradhara


Jacek kocha polne i leśne drogi. Wjeżdżamy więc w teren.

pustka rozległych pół © niradhara


kraina wiatraków © niradhara


Imponujących zabytków brak, ale zawsze można wypatrzeć taką ciekawostkę jak stary piec wapienniczy.

piec wapienniczy © niradhara


Już jakiś czas temu niebo nad nami zasnuły czarne chmury. Zaczyna kropić, przybliżają się odgłosy burzy. Postanawiamy wracać na kamping. Aby ominąć ruchliwą krajówkę decydujemy się na boczne drogi i … grzęźniemy w piachu. Żebyśmy mieli co wspominać, deszcz przybiera na sile. Woda chlupie w butach, a tempo jazdy żółwie. Wreszcie poddajemy się i wracamy na krajówkę… Byle szybciej do suchego miejsca.

I na koniec zrobiona mi przez Jacka fotka. Wielkie dzięki za nią, Jacku. To jedyna pamiątka, wszak buty i ciuchy wyschły ;-)

W deszczu © Yacek



magneticlife.eu because life is magnetic

wyprawa z rycerskiego grodu

Sobota, 21 kwietnia 2012 · Komentarze(15)
Jak każdy prawdziwy fanatyk karawaningu z niecierpliwością czekam zawsze na rozpoczęcie sezonu. W tym roku było ono szczególnie atrakcyjne – pojechaliśmy z Piotrkiem na zlot zorganizowany w Polsko-Czeskim Centrum Szkolenia Rycerstwa, mającym siedzibę w drewnianym obiekcie stylizowanym na średniowieczny gród. Znajduje się on w Gminie Byczyna nad zbiornikiem retencyjnym Biskupice – Brzózka.

frekwencja na zlocie dopisała © niradhara


wnętrze grodu © niradhara


Wśród naszych karawaningowych znajomych jest też jeden bikestatowicz – Janusz. Jasne więc było, że nie na darmo zabieramy rowery. Trasę zaplanowałam jeszcze w domu. Niemal w każdej wiosce jest zabytkowy drewniany kościół, a i pałaców sporo. Poza tym zabudowa szczególnie atrakcyjna nie jest. Od czasu do czasu uwagę przyciągają tylko ruiny poniemieckich budynków.

ruina, choć ne zabytek © niradhara


kiedyś pewnie był tu folwark © niradhara


Zwiedzanie zaczęliśmy od poewangelickiego kościoła p.w. MB Królowej Polski z 1585 r. Mieliśmy wielkie szczęście, miłe panie właśnie go sprzątały i dzięki temu udało nam się zobaczyć wnętrze. Zrobiło na mnie naprawdę wielkie wrażenie, to prawdziwa perełka architektury drewnianej.

koścół w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


Dalej, pustą szosą (samochód to tu prawdziwa rzadkość) popedałowaliśmy w stronę Proślic. Znajduje się tu m. in. pałac wybudowany na przełomie XVIII i XIX w.

Piotrek i Janusz podziwiają pałac © niradhara


pałac w Proślicach © niradhara


pałac w Proślicach © niradhara


Jest też drewniany kościół z 1580 roku. Znów mieliśmy farta i udało nam się wejść do środka. Kolejne urzekające wnętrze!

kościół w Proślicach © niradhara


kościół w Proślicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proslicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proślicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proślicach © niradhara


Wioski, przez które przejeżdżaliśmy sprawiały trochę przygnębiające wrażenie. Niewiele nowych domów, pozostałe zaniedbane, a często opuszczone. Na szczęście dalej GPS poprowadził nas polnymi drogami, na których mogliśmy podziwiać rozległe widoki, a od czasu do czasu cieszyć się kąpielami błotnymi ;-)

zabytek klasy zero © niradhara


na rozstaju dróg © niradhara


wybraliśmy teren © niradhara


Dotarliśmy do Miechowej. Tu znajduje się drewniany poewangelicki kościół p.w. Świętego Jacka, zbudowany jako kaplica w 1529 roku i kilkakrotnie rozbudowywany. Niestety, szczęście nas opuściło, kościół jest zamknięty na głucho :-(


kościół w Miechowej © niradhara


W czasie przejazdu przez wieś naszą uwagę przyciągają ruiny klasycystycznego dworu. Elewacje zachowały tylko ślady podziałów ramowych i ozdobnych detali.

dwór w Miechowej © niradhara


niewiele zostało z pięknych niegdyś detali © niradhara


dwór w Miechowej © niradhara


Kolejny odcinek polnej drogi. Panowie mają ze mnie niezły ubaw, bo na widok pojawiającego się czasem błota rośnie mi ciśnienie i temperatura ciała. Tak to niestety bywa z rowerzystkami specjalnej troski ;-)

i znów polna droga © niradhara


Dojeżdżamy do Gołkowic. Tu, w przydrożnej restauracji zamawiamy schab cygański, a później, posileni, jedziemy oglądać kościół p.w. św. Jana Chrzciciela. Drewniana świątynia, początkowo ewangelicka, została wzniesiona w latach 1766-67. Wewnątrz zachowało się barokowe wyposażenie z XVIII w. oraz późnogotycki tryptyk z końca XV w. Niestety, możemy sobie o tym tylko poczytać, bo kościół jest zamknięty.

kościół w Gołkowicachśw. jana chrzciciela © niradhara


W Gołkowicach znajduje się także wzniesiony w 1750 r. barokowy pałac. Obecny właściciel urządził w nim gospodarstwo agroturystyczne.

pałac w Gołkowicach © niradhara


pałac w Gołkowicach © niradhara


Następny na trasie jest pałac w Roszkowicach. Został wybudowany w 1845 r. dla Wilhelma von Cramon-Taubadel. W 1914 r. rezydencja została przebudowana w stylu eklektycznym przez Bertrama von Cramon-Taubadel. Po 1945 r. pałac wraz z resztą posiadłości został upaństwowiony i przekazany w zarząd Państwowemu Przedsiębiorstwu Rolnemu Roszkowice. Obecnie w Internecie można znaleźć ofertę sprzedaży zabytkowej rezydencji.

pałac w Roszkowicach © niradhara


pałac w Roszkowicach © niradhara


pałac w Roszkowicach © niradhara


Dalej jedziemy do Gosławia zobaczyć neoklasycystyczny dwór z 1925roku, wybudowany przez rodzinę von Garnier.

dwór w Gosławiu © niradhara


W planach był jeszcze dwór w Paruszowicach. Niestety, dżips nie miał naniesionej na mapie polnej drogi, którą pojechaliśmy na skróty i trochę się pogubiliśmy, a potem trzeba było się sprężać, żeby zdążyć na uroczyste pieczenie udźca :-)

udźce już się pieką © niradhara


mniam, mniam :-) © niradhara


Janusz, dziękuję za wspólną jazdę :-)


magneticlife.eu because life is magnetic