Dystans całkowity: | 14898.57 km (w terenie 177.50 km; 1.19%) |
Czas w ruchu: | 146:04 |
Średnia prędkość: | 17.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.08 km/h |
Suma podjazdów: | 63852 m |
Suma kalorii: | 2269 kcal |
Liczba aktywności: | 531 |
Średnio na aktywność: | 28.06 km i 1h 33m |
Więcej statystyk |
Zaklinacze pogody w TVN-meteo obiecywali, że dziś na południu Polski będzie świecić słońce. Postanowiłam zatem pojechać do Zarzecza, sprawdzić czy Jezioro Żywieckie nadal jest skute lodem i cyknąć parę fotek.
Jezioro Żywieckie
© niradhara
Nastała odwilż, śniegi topnieją, a na drogach stoją sobie kałuże, dzięki którym przejeżdżające blachosmrody zapewniają cyklistom co chwilę odświeżający prysznic.
droga
© niradhara
droga wzdłuż Jeziora Żywieckiego
© niradhara
Słońce niestety nie oglądało wczorajszej prognozy pogody i najwyraźniej nie wiedziało o tym, że ma radośnie świecić. Czaiło się gdzieś za chmurami, od czasu do czasu tylko rzucając na jezioro jakiś nieśmiały promyk. Bawiło się ze mną w kotka i myszkę, udając, że ma zamiar wyjść zza chmur i chowając się, jak tylko się zatrzymałam i brałam do ręki aparat fotograficzny.
gra świateł
© niradhara
Zabawa ta trwała tak długo, że aż zgłodniałam i musiałam zrobić sobie dłuższy postój na schrupanie batonika i gorącą herbatę z termosu.
przystanek z widokiem na jezioro
© niradhara
I jak tak stałam i pochłaniałam kalorie, udało mi się dostrzec i uwiecznić kolejnego wróbla dla
Anwi.
wróbel meteorologiczny
© niradhara
W drodze powrotnej zjechałam jeszcze nad Jezioro Międzybrodzkie, w poszukiwaniu wróbli lodowych. Niestety, wszystkie się gdzieś pochowały. Może następnym razem się uda...
przystań
© niradhara
magneticlife.eu because life is magnetic
Dziś
Piotrek wpadł na pomysł, żeby wybrać się do Parku Lipowego w Kętach.
w Parku Lipowym
© niradhara
Pierwsze prace przy jego powstaniu rozpoczęły się w 2003 roku. Na początek zajęto się uporządkowaniem ponad 4-hektarowego terenu. Pierwszą akcję sadzenia drzewek zorganizowano w 2004 roku. Dziś rosną tu 53 gatunki lip. Jak widać na zdjęciu nie są jeszcze zbyt okazałe i trzeba kilkadziesiąt lat poczekać z cytowaniem fraszki mistrza Jana:
„Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie...”
alejka
© niradhara
W grudniu oddano do użytku ścieżkę dydaktyczną poświęconą pszczołom, pszczelarstwu, lipom i przyrodzie nad Sołą.
tablica informacyjna
© niradhara
Do domu wracaliśmy okrężną drogą – przez Porąbkę, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby podziwiać skuty lodem strumień.
strumyk
© niradhara
magneticlife.eu because life is magnetic
Synoptycy niestety wczoraj się nie pomylili. Uważam za wielką niesprawiedliwość, że w dni powszednie, kiedy trzeba iść do pracy, jest pięknie i słonecznie, a w niedzielę ponuro i mroźnie :(
Dziś postanowiliśmy udać się na Bukowiec, czyli trasą Kobiernice – Porąbka – Czaniec – Porąbka – Kobiernice. Na Bukowiec jest niewielki podjazd, pozwalający na rozgrzanie się.
jadę sobie
© niradhara
Widać stąd górkę zwaną oficjalnie Bujakowski Groń (a nieoficjalnie Wołek) oraz powstałe przez zbudowanie zapory na Sole Jezioro Czanieckie, które stanowi rezerwuar wody pitnej m.in. dla Katowic, Tychów i Bielska-Białej. Obowiązuje tu całkowity zakaz uprawiania sportów wodnych.
widok na Bujakowski Groń
© niradhara
widok na Jezioro Czanieckie
© niradhara
Z Bukowca zjeżdżamy do Czańca. Droga jest miejscami oblodzona, jedziemy więc wolno i ostrożnie, a jednak wiatr przewiewa mi bieliznę termoaktywną i spodnie z membraną, brrrrr...
kościół w Czańcu
© niradhara
Dojeżdżamy do Jeziora Czanieckiego i tu robimy krótki postój. Słońce chwilami nieśmiało wychyla się zza chmur, ale nadal jest zimno. Słychać tylko złowieszcze trzeszczenie lodu.
z Porąbką w tle
© niradhara
Na szczęście do ciepłego, przytulnego domu już blisko.
magneticlife.eu because life is magnetic
magneticlife.eu because life is magnetic
Nareszcie koniec spowodowanego paskudnym przeziębieniem uwięzienia w domu :-)
Kiedy dziś rano wsiadłam na rower, żeby dojechać do pracy, był mróz, a droga była jednym wielkim lodowiskiem przysypanym drobnym śniegiem. Niebo było bezchmurne. Pierwsze, różowe jeszcze promienie słońca oświetlały szczyt Wołka, nad którym właśnie wschodził księżyc. A ja nie miałam ze sobą aparatu fotograficznego! Zastanawiałam się nawet, czy aby nie wrócić się po niego do domu, ale magiczna chwila trwała bardzo krótko. Gdy słońce wzniosło się odrobinę wyżej, widok stał się pospolity.
Po południu temperatura była dodatnia, lód częściowo się stopił, a jego resztki czaiły się pod wielkimi kałużami. Najbardziej obawiałam się niekontrolowanego poślizgu i skąpania się, ku uciesze gawiedzi. Obmyślałam już nawet jakieś wiarygodne tłumaczenie takowej kąpieli, że np. postanowiłam wziąć przykład z
Krzary i zostać morsem, tylko zapomniałam się rozebrać... Na szczęście, dzięki cudownym oponom z kolcami, udało mi się wrócić do domu bez żadnych tego typu atrakcji.
magneticlife.eu because life is magnetic
Zmusiłam się dziś wreszcie do uzupełnienia tego zaległego dojazdu do pracy.
Przez ostatnich kilka dni nie wychodzę z domu. Przeziębiłam się tak jakoś nietypowo, że straciłam głos. Mówić nie mogłam wcale, co najwyżej szeptać, a i to na granicy słyszalności. Stałam się tym samym idealną żoną, taką, co to pierze, gotuje i nie marudzi.
Zwolnienie lekarskie mam do wtorku, więc jeszcze przez jakiś czas będę musiała podziwiać ośnieżony świat wyłącznie przez okno. Szkoda, bo słońce świeci i jest naprawdę pięknie.
widok z okna
© niradhara
magneticlife.eu because life is magnetic
Ranek wstał mroźny, czekaliśmy więc, aż się trochę ociepli i wyjechaliśmy dopiero około jedenastej. Niestety ocieplenie to było pozorne, bo choć temperatura wzrosła do -5 st., to zaczął wiać dość nieprzyjemny wiatr. Drogą wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Międzybrodzia Bialskiego.
jezioro zamarzło
© niradhara
W Międzybrodziu skręciliśmy w drogę wiodącą na Przegibek. O dziwo, była ona czarna, więc jechało się bezpiecznie. Kaski się jednak bardzo przydały, bo wiatr zrzucał z drzew zlodowaciały śnieg. Zatrzymywałam się dość często, by zrobić fotki, a że nie potrafię obsługiwać aparatu w rękawicach narciarskich, więc palce zaczęły mi powoli lodowacieć i boleć. W dodatku zdjęcia wyszły kiepskie, bo dolina Ponikwi była zacieniona. Moje poświęcenie zdało się więc psu na budę. Po jakimś czasie stwierdziłam, że jestem wprawdzie zwolenniczką hartowania się, ale nie odmrażania kończyn i podjęłam decyzję o powrocie. A
Piotrek nolens volens wrócił wraz ze mną.
kładka
© niradhara
i znów przed nami Żar
© niradhara
magneticlife.eu because life is magnetic
Droga, którą dojeżdżam do pracy pokryta jest warstwą mniej lub bardziej ubitego śniegu. Jedzie się trochę ciężko, ale za to ruch jest znikomy, co czyni dojazd w takich warunkach bezpiecznym.
magneticlife.eu because life is magnetic
magneticlife.eu because life is magnetic
magneticlife.eu because life is magnetic