o rywalizacji na BS słów kilka
Niedziela, 3 stycznia 2010
· Komentarze(69)
Kategoria w pobliżu domu
Prószyło całą noc, musiałam więc zacząć dzień od przywrócenia łączności ze światem, tj. przerzucenia paru ton śniegu. Piotrka nadal łupie w krzyżu, tradycyjnie zatem pomagał mi jedynie Gero.
Jako, że opony w Pancerniku Potiomkinie uznane zostały za niebezpieczne, wyciągnęłam z zakamarków garażu starego, wiernego Złoma, mając na względzie solidny, gruby bieżnik. Pamięć ludzka, a właściwie moja, okazała się jednak być zawodną, a opony w Złomie łyse jak kolano. Próbowałam choć trochę pojeździć, ale, że z natury kamikadze nie jestem, przeto po paru poślizgach roztropnie zawróciłam do domu.
W komentarzach do mojego wczorajszego wpisu Anwi stwierdziła: „Niradhara nie chce ze mną rywalizować :( [...] Trudno. Muszę, jak dotąd, rywalizować sama ze sobą. Może to i nie takie głupie? ”
O rywalizacji na BS rozmyślałam już wiele razy. Rankingi traktuję wyłącznie jako zabawę, bo zdaję sobie sprawę, że nie da się porównać mojego kręcenia po szosie z wymagającymi wspaniałej kondycji i techniki wyczynami CzarnejMAMBY czy wyczerpującymi wyprawami Jahoo81. Z drugiej strony nie zamierzam też rywalizować z królowymi trenażera.
Jazda na rowerze to dla mnie wytchnienie po bardzo stresującej pracy i przyjemność, która czyni życie radośniejszym, a każdy wszak wie, że żadnej przyjemności nie należy traktować zadaniowo.
Gdybym starała się za wszelką cenę nabijać wciąż więcej i więcej kilometrów, to przestałabym „tracić czas” na rozglądanie się wokół, podziwianie piękna świata i uwiecznianie go na zdjęciach. Nawet jadąc po raz kolejny tą samą trasą można zobaczyć coś nowego i ciekawego, jeśli tylko obserwuje się coś więcej niż licznik i dziury w drodze.
Fakt, sama nazwa serwisu sugeruje, że statystyki są istotną jego częścią. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych ludzi, że ich wycieczki są dla mnie inspiracją i że, być może, moja pisanina i fotki też się komuś podobają. Dlatego też zawsze, zanim wsiądę na rower, powtarzam sobie: „Ela, tylko nie daj się zwariować i nie bądź maszynką!”
I to by było na tyle.
Jako, że opony w Pancerniku Potiomkinie uznane zostały za niebezpieczne, wyciągnęłam z zakamarków garażu starego, wiernego Złoma, mając na względzie solidny, gruby bieżnik. Pamięć ludzka, a właściwie moja, okazała się jednak być zawodną, a opony w Złomie łyse jak kolano. Próbowałam choć trochę pojeździć, ale, że z natury kamikadze nie jestem, przeto po paru poślizgach roztropnie zawróciłam do domu.
wierny Złom© niradhara
W komentarzach do mojego wczorajszego wpisu Anwi stwierdziła: „Niradhara nie chce ze mną rywalizować :( [...] Trudno. Muszę, jak dotąd, rywalizować sama ze sobą. Może to i nie takie głupie? ”
O rywalizacji na BS rozmyślałam już wiele razy. Rankingi traktuję wyłącznie jako zabawę, bo zdaję sobie sprawę, że nie da się porównać mojego kręcenia po szosie z wymagającymi wspaniałej kondycji i techniki wyczynami CzarnejMAMBY czy wyczerpującymi wyprawami Jahoo81. Z drugiej strony nie zamierzam też rywalizować z królowymi trenażera.
Jazda na rowerze to dla mnie wytchnienie po bardzo stresującej pracy i przyjemność, która czyni życie radośniejszym, a każdy wszak wie, że żadnej przyjemności nie należy traktować zadaniowo.
Gdybym starała się za wszelką cenę nabijać wciąż więcej i więcej kilometrów, to przestałabym „tracić czas” na rozglądanie się wokół, podziwianie piękna świata i uwiecznianie go na zdjęciach. Nawet jadąc po raz kolejny tą samą trasą można zobaczyć coś nowego i ciekawego, jeśli tylko obserwuje się coś więcej niż licznik i dziury w drodze.
Fakt, sama nazwa serwisu sugeruje, że statystyki są istotną jego częścią. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych ludzi, że ich wycieczki są dla mnie inspiracją i że, być może, moja pisanina i fotki też się komuś podobają. Dlatego też zawsze, zanim wsiądę na rower, powtarzam sobie: „Ela, tylko nie daj się zwariować i nie bądź maszynką!”
I to by było na tyle.