Tour de Pologne

Piątek, 6 sierpnia 2010 · Komentarze(16)
Wczoraj zadzwonił do mnie Hose z propozycją spotkania w Oświęcimiu, na miejscu startu VI etapu Tour de Pologne. Nie trzeba mnie było długo namawiać.

my dziś nie startujemy © niradhara


Dziś rano pozałatwiałam więc najpilniejsze sprawy w pracy, po czym wpadłam do domu jak burza, ugotowałam domownikom obiad i wskoczyłam na rower. W Oświęcimiu byłam wystarczająco wcześnie, żeby zaobserwować przygotowania do startu. Najpierw przyjechały dziesiątki aut z rowerami, mechanikami i VIP-ami. Dopiero za nimi sunęły wielkie autobusy, z których wysiadali zawodnicy.

sprzęt już jedzie © niradhara


może ktoś mi taki kupi na imieniny © niradhara


są tu bardzo różni bikerzy © niradhara


Stałam na rynku i czekałam na Hosego, gdy wtem usłyszałam „cześć, jestem Dominik, czyli Webit”. No i tak udało mi się poznać osobiście kolejnego bikestatowicza :)

Webit po cywilnemu © niradhara


ze mną nikt nie chciał zrobić wywiadu :( © niradhara


podpisywanie listy startowej © niradhara


Zawodnicy powoli zaczęli udawać się na miejsce startu, a Hosego nadal nie było. W dodatku okazało się, że pamiętałam o naładowaniu baterii w aparacie fotograficznym, a o telefonicznej zapomniałam i padła w najmniej oczekiwanym momencie. Trudno, pomyślałam, może się jakoś znajdziemy, takiej chwili przegapić nie można i desperacko opuściłam posterunek.

ten z rózowymi rękawkami sie na mnie wypiął © niradhara


zaraz wystartują © niradhara


ruszyli © niradhara


strasznie ich dużo © niradhara


jada i jadą © niradhara


co on ma w dziobie? © niradhara


a ten ledwie ruszył już go siodełko uwiera © niradhara


chyba próbują się rozpędzić © niradhara


Zawodnicy odjechali w kierunku Brzezinki, a ja wróciłam na umówione miejsce pod „Skokiem Stefczyka”. No i doczekałam się :)

ten pan jest najważniejszy © niradhara


W nagrodę za cierpliwość dostałam mapę szlaków rowerowych :) Potem wspólnie podziwialiśmy wjazd kolarzy do Oświęcimia.

teraz jadą na miejsce ostrego startu © niradhara


jadą prosto na nas © niradhara


blisko coraz bliżej © niradhara




Kolarze odjechali, a na niebie zaczęły zbierać się ciemne chmury. Nie było na co czekać, popedałowaliśmy wspólnie do Rajska i tu nasze drogi się rozeszły. Niestety nie obeszło się bez przygód. Burza złapała mnie w szczerym polu. Nic to, że padał grad, najgorsze były bijące bardzo blisko pioruny. Po raz pierwszy w życiu widziałam słup ognia dosięgający ziemi. Prawdę mówiąc dawno już się tak nie bałam. Położyłam rower i przykucnęłam w przydrożnym rowie. Nie wiem jak długo to trwało, wydawało mi się, że wieki… Na szczęście nic mi się nie stało, a za nim dojechałam do domu, wyszło słońce, które litościwie mnie ogrzało i wysuszyło :)

kręgi w zbożu © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

do Wielkiej Puszczy

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Kategoria w pobliżu domu
Pojechaliśmy dzisiaj z Piotrkiem do Wielkiej Puszczy sprawdzić postępy w remoncie drogi. Asfalt jest już położony. Trwają jeszcze jakieś prace wykończeniowe. Najpiękniej jest jednak tam, gdzie nie ma już asfaltu, a tylko las, potok i kamienista leśna droga. Mój rower nie bardzo nadaje się na takie trasy, czasem jednak trzeba się trochę pomęczyć, gdy chce się posłuchać szumu drzew i wody.

Kellysek woli asfalt © niradhara


dnem dolinki płynie potok © niradhara


widok z wnętrza ziemi © niradhara


a to widok na plecy Kajmana © niradhara


jeszcze jedna fotka potoku © niradhara


i jeszcze jedna © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Tour de Pologne

Środa, 4 sierpnia 2010 · Komentarze(26)
Kategoria w pobliżu domu
Rano rowerem do pracy, a później krótki wypad do Porąbki, przez którą przejeżdżali dzisiaj uczestnicy Tour de Pologne. Przemknęli jak burza, nawet nie zdążyłam im się przyjrzeć. Kręciłam się jeszcze trochę po Kozubniku i rozmyślałam, że gdyby tak policzyć koszty zamknięcia dróg, ochrony policyjnej itd., to za te pieniądze pewnie można by było wybudować ścieżkę rowerową z Kobiernic do Żywca, co byłoby znacznie większym pożytkiem dla ludzkości, niż ustalenie, który z tych kilkudziesięciu facetów jest odrobinę szybszy od innych :(

Tour de Pologne © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

standard

Wtorek, 3 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Kategoria w pobliżu domu
Teoretycznie po urlopie powinno się być wypoczętym i radosnym, ale jakoś nie potrafię cieszyć się z powrotu na stare śmieci i konieczności krążenia znanymi na pamięć trasami. Przez kilka nie mogłam się przełamać i wsiąść na rower. Dziś, za namową Piotrka zrobiłam małą rundkę do serwisu i na stawy w Malcu.

grobla © niradhara


to tylko staw © niradhara


Krajobraz wydawał mi się monotonny, a stawy, w których nie można popływać, tylko irytowały. Chyba zacznę odliczanie do kolejnych wakacji …

krajobraz w paski © niradhara


postawa bojowa © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

pożegnanie z Litwą

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(6)
Ostatni dzień na Litwie. Jedziemy do Trok. Nad jeziorem, w pobliżu zamku są stoiska z najpiękniejszymi na Litwie, oprawionymi w srebro bursztynami, a biżuteria to, jak wiadomo, dla kobiety najlepsza pamiątka :)

ostatni raz w Trokach © niradhara


Trzeba nam jeszcze po raz ostatni zjeść wspaniały czosnkowo-ogórkowy chłodnik, wstąpić na lody do kawiarenki, z tarasu której rozciąga się widok na jezioro i zamek. Przejechać się ścieżką wokół jeziora.

nad jeziorem © niradhara


Oprócz opisanych na blogu wycieczek rowerowych, robiliśmy też samochodowe, by móc zobaczyć jak najwięcej. Zastanawiam się teraz, co zrobiło na mnie największe wrażenie. Czy może Wilno – miasto kościołów? Jest ich tu mnóstwo, właściwie można powiedzieć, że oprócz Góry Zamkowej z Wieżą Giedymina, kościoły są jedyną atrakcją Wilna.

Zamek Górny © niradhara


Wybudowanym w stylu gotyku płomienistego kościołem św. Anny zachwycił się Napoleon. Wypowiedział zdanie cytowane chyba we wszystkich książkach o Wilnie „postawić św. Annę na dłoni i przenieść do Paryża”. Na szczęście nie udało mu się!

kościoły św. Anny i św. Franciszka © niradhara


kościół św. Kazimierza widoczny za straganami © niradhara


Największe wrażenie robi niewątpliwie ufundowana przez Jagiełłę katedra św. Stanisława, gdzie spoczywa m. in. Barbara Radziwiłłówna. Nie chodzi tu tylko o piękno architektoniczne, bo katedra nie ma sobie równych pośród dzieł klasycyzmu na terenach dawnej Rzeczypospolitej, ale o atmosferę przywodząca na myśl wielowiekowy związek Litwy z Polską.

wileńska katedra © niradhara


kaplica św. Kazimierza © niradhara


Miejsce, które trzeba obowiązkowo odwiedzić to jeden z symboli Wilna - Ostra Brama. Sława obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej rozciąga się daleko poza granice Litwy i Polski. Obraz zawieszony jest nad ołtarzem, naprzeciwko dużych okien, przez które widoczny jest z ulicy. Ściany kaplicy wypełnia 14 tys. wotów, wykonanych głównie ze złota i srebra, a pośród nich ofiarowana przez marszałka Piłsudskiego blaszka z napisem „Dzięki Ci Matko za Wilno”.

Ostra Brama © niradhara


Serce marszałka pochowane jest w grobie jego matki, na cmentarzu na Rossie, jednym z czterech najważniejszych polskich cmentarzy obok warszawskich Powązek, krakowskiego cmentarza Rakowickiego i lwowskiego Łyczakowa. To miejsce pochówku wielu sławnych Polaków było celowo dewastowane przez władze radzieckie. Plądrowano groby, umyślnie wycinano drzewa tak, by padały na zabytkowe nagrobki, z których wiele stanowi prawdziwe dzieła sztuki.

cmentarz na Rossie © niradhara


pomnik nagrobny Izy Salmonowiczówny © niradhara


Bardzo sympatycznym miastem wydało mi się Kowno. Prawdziwą jego ozdobą jest przepiękny, smukły ratusz zwany „Białym Łabędziem”.

ratusz © niradhara


Jak już pisałam wcześniej na blogu, jedyne co obecnie buduje się na Litwie, to zamki warowne. Również w Kownie odbudowywana jest pochodząca z XIV w. warownia. Jej powstanie przypisuje się, w zależności od źródła Litwinom bądź Krzyżakom.

Zamek Kowieński © niradhara



Najsmutniejszym zabytkiem Kowna jest kościół św. Jerzego. Jego historia jest długa i burzliwa. Niegdyś należał do zakonu bernardynów, był palony i restaurowany. W 1954 r. zamieniono świątynię na magazyn ministerstwa zdrowia, co doprowadziło do opłakanego stanu, w którym pozostaje do dziś.

wnętrze kościoła © niradhara


Symbolem Kowna jest dom Perkuna – zbudowany w stylu gotyku płomienistego na przełomie XV i XVI wieku.

dom Perkuna © niradhara


W Kownie nie widać wielu rowerzystów, Są jednak ścieżki rowerowe - wzdłuż dróg wjazdowych do miasta, wzdłuż Niemna, w parku, na starówce.

miasto przyjazne rowerzystom © niradhara


Kiejdany to miasto, znane nam dotąd z Sienkiewiczowskiego „Potopu”. Dziś niewiele już świadczy o tym, że kiedyś było rezydencją magnacką. Opisywana w przewodnikach starówka jest mocno przereklamowana, a wystarczy zapuścić się 10 metrów w jakąkolwiek boczną uliczkę, by ujrzeć obraz opuszczenia i zaniedbania. Miasteczko jest ciche i senne. Byliśmy tu chyba jedynymi turystami.

Rynek Wielki w Kiejdanach © niradhara


boczna uliczka © niradhara


Najsłynniejszym litewskim nadmorskim kurortem jest Połąga. Roi się tu międzynarodowy tłum. To dobre miejsce wyłącznie dla tych, którzy lubią tłok i hałas. Nas zmęczyły one tak bardzo, że nie poszukaliśmy nawet znajdującego się w pałacu Tyszkiewiczów muzeum bursztynów.

plaża w Połądze © niradhara


widok z molo © niradhara


chodzenie po wodzie © niradhara


Kłajpeda to z kolei miasto dla tych, którzy mają zbyt dużo pieniędzy i chcą się ich pozbyć w jakiś głupi sposób. Szczególnie restauracje wyspecjalizowane są w sprawnym drenażu portfeli i nieobciążaniu przy tym żołądka.


stara przystań promowa © niradhara


Oprócz starej przystani promowej i placu teatralnego nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania. Marzący o wygranej w totolotka powinni tylko poszukać przynoszącego szczęście kominiarza i koniecznie dotknąć wmurowanego w ścianę guzika ;)

Anusia z Tharau © niradhara


może przyniesie mi szczęście? © niradhara


Z Kłajpedy koniecznie należy przepłynąć promem na Mierzeję Kurońską i odwiedzić znajdujące się w Kupgalis delfinarium i znajdujące się w dawnej pruskiej twierdzy Muzeum Morskie.

w delfinarium © niradhara


bawimy się kółkiem © niradhara


a ja umiem grać w piłkę © niradhara


Mierzeja Kurońska jest rajem dla rowerzystów. Wśród wydm i sosnowych lasów poprowadzono tu dziesiątki kilometrów ścieżek rowerowych. Jest też wiele wypożyczalni rowerów. Ciekawostką jest styl jazdy większości turystów: „przerzutkom mówimy stanowcze nie!” – polegający na wprowadzaniu roweru na każdy, najmniejszy nawet podjazd i dostojnym zjeździe z górki ;)

przestrzeń © niradhara


Strudzeni i zmęczeni upałem zażywać mogą morskich kąpieli i cieszyć pustymi plażami.

linia horyzontu © niradhara


Jakoś tak jest, że im piękniejszy urlop, tym szybciej się kończy. Nasz niestety też dobiegł kresu. Zaczęłam robić ten wpis w ostatnim dniu naszego pobytu na Litwie, ale nie zdążyłam i kończę w domu. Już teraz wiem, za czym będę tęsknić najbardziej – za ciepłą i kryształowo czystą wodą litewskich jezior, za bezludnymi wysepkami, za ciszą przerywaną tylko pluskiem wioseł. Za pustymi drogami, zapachem sosnowych lasów, wioskami, w których czas się zatrzymał. Żegnaj, Litwo…

za tym będę tęsknić najbardziej © niradhara


podróż w czasie i przestrzeni © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

litewska integracja Bikestats

Środa, 21 lipca 2010 · Komentarze(17)
Gdzie najłatwiej jest się spotkać mieszkańcom Beskidów i Szczecina? Oczywiście na Litwie!

Meak już od kilku dni krążył po Dzukijskim Parku Narodowym, postanowił jednak opuścić ostępy leśne, by się z nami spotkać. Miejsce spotkania wyznaczamy pod kościołem maleńkiej wioski Kabeliai. To 150 km od naszego campingu, pakujemy więc rowery na bagażnik i wyruszamy. Ukryty w samochodowej nawigacji Hołowczyc ma przestarzałe dane na temat drogi dojazdowej i na miejscu jesteśmy przed czasem. Znając dokładne współrzędne geograficzne noclegu Marka, Piotrek próbuje wytropić go w lesie. Mamy jednak do czynienia z prawdziwie rannym ptaszkiem i po obozowisku nie zostało już ani śladu. Jedziemy zatem na umówione miejsce.

spotkanie na Litwie © niradhara


Tu następuje uroczyste powitanie i wręczenie naklejek Bikestats. Markowy ekwipunek robi na mnie kolosalne wrażenie. Sakwy na tylnym kole, na przednim, mapnik i plecaczek. Zastanawiam się, czy w ogóle udałoby mi się ruszyć z miejsca taki ciężar? Wyruszamy razem w drogę. Marek okazuje się być wielkim gentelmanem, rezygnuje z ulubionych przez siebie szutrów i piachów na rzecz asfaltowej drogi przez las. Droga jest pusta, dzięki czemu można jechać obok siebie i oddawać się rowerowym pogaduchom.

uzgadnianie trasy © niradhara


kabriolet i czołg © niradhara


Trasa wiedzie przez Dzukijski Park Narodowy (Dzūkijos nacionalinis parkas). Jest on największym obszarem chronionym na Litwie. Ma prawie 56 tys. hektarów, a ponad 90 proc. jego powierzchni porasta sosnowy las. Ciągnie się kilometrami, wydaje się nie mieć końca. Prawie płaski teren, poprzecinany tu i ówdzie wąwozami rzek, urozmaicają polodowcowe wydmy.

dwaj panowie z BS © niradhara


rzeka Merkys © niradhara


Nieliczne pozostałe tu wioski wyglądają jak małe skanseny. Podobno średnia wieku ich mieszkańców przekracza 50 lat! Nie chciałabym tu mieszkać na stałe, choć widok jest uroczy i wart uwiecznienia na zdjęciach.

Marek foci wioskę © niradhara


panowie poszli oglądać kościółek w Marcinkonys © niradhara


jeszcze jedna wioska © niradhara


Dojeżdżamy do Mereczu (Merkine). Miejscowość leży przy ujściu Mereczanki do Niemna u stóp stromej góry, zwanej „górą królowej Bony”, na której stał kiedyś litewski zamek, zwany przez Krzyżaków Merkenpille. Było to ulubione miejsce polowań wielkich książąt litewskich i polskich królów. Po zwycięskiej bitwie od Grunwaldem zamek stracił znaczenie i z czasem został opuszczony. Dziś nie ma już po nim śladu. W rynku, w miejscu dawnego ratusza, stoi pochodząca z 1868 roku cerkiew.

zabytkowa cerkiew © niradhara


Jest też wczesnobarokowy, z elementami gotyckimi, kościół Wniebowzięcia NMP. Ufundowany został przez Jagiełłę w I poł. XV wieku. Kościół jest zamknięty, nie udaje więc nam się zobaczyć otoczonego kultem XVI-wiecznego obrazu Madonny z Merecza. Szczerze mówiąc, nie rozpaczam zbytnio z tego powodu. Na Litwie zwiedziliśmy już tyle kościołów, że odczuwam przesyt.

kocie łby przed kościołem © niradhara


Zegarki na rękach i w żołądkach przypominają, że pora iść na obiad. Wielkiego wyboru nie ma. Restauracja w Mereczu jest jedyną w całej okolicy. Kelnerka, która dawno chyba nie widziała żadnych gości, na nasz widok uradowana woła, że mają kurczaka. Wolelibyśmy coś regionalnego i zamawiamy kołduny. Da się zrobić! Dziewczyna gdzieś pobiegła i za chwilę otrzymujemy zamówione danie. Hm, wg mnie najwyraźniej kupiła jakąś mrożonkę w sklepie, o czym dobitnie świadczy smak i wygląd. Potulnie jednak zjadamy, docenić przecież trzeba chęć spełnienia zachcianek klientów. Poza tym piwo jest zimne i smaczne, więc humory dopisują :)

Niemen © niradhara


Udajemy się do Liszkowa ( Liškiava) położonego malowniczo na lewym brzegu Niemna. Nad wsią błyszczy w słońcu kopuła barokowego kościoła pw. Trójcy Świętej. Kościół został wzniesiony w latach 1704-1741 na planie krzyża greckiego. Posiada rokokowe wnętrze. W jednym z bocznych ołtarzy znajduje się łaskami słynący obraz Matki Boskiej. Z kościołem łączy się budynek klasztoru zbudowany na początku XVIII w. Oczywiście wszystko pozamykane :(

wnętrza nie zobaczymy © niradhara


Jedziemy zatem do stóp Góry Zamkowej nad Niemnem. Znajduje się tu grodzisko z resztkami zamku. Grodzisko było zamieszkałe w okresie od III w. p.n.e. do IX w. n.e. W XI w. istniał tu ponoć gród - siedziba i miejsce koronacji księcia Mendoga. Książę Witold wzniósł tu murowany zamek, z którego do naszych czasów ocalało tylko przyziemie okrągłej baszty. Dziś warto wejść na górę tylko po to, by podziwiać piękny widok.

Niemen lśni w słońcu © niradhara


Pedałujemy razem w kierunku Druskiennik, po drodze zatrzymując się już tylko na lodzika. Przed wjazdem do miasta nadchodzi jednak smutna chwila pożegnania. Marek jedzie szukać noclegu, a my zwiedzać uzdrowisko.

Kajmna rozważa możliwość udania się na zabiegi © niradhara


Druskienniki są najbardziej na południe wysuniętym miastem Litwy, najstarszym uzdrowiskiem w kraju, słyną ze słonych źródeł, delikatnego i ciepłego mikroklimatu. Nazwa miejscowości wywodzi się od soli (lit. druska). Pierwsza wzmianka o Druskiennikach pochodzi z 1636 r. W 1789 roku, po zbadaniu składu wody w Druskiennikach zainteresowali się nimi uczestnicy odbywającego się w Grodnie Sejmu. Zachęcony przez nich, Druskienniki odwiedził sam Stanisław August Poniatowski, który swoim dekretem z 20 czerwca 1794 roku ogłosił je miejscowością leczniczą.

trochę się tu pokręciliśmy © niradhara


Druskienniki bardzo ucierpiały podczas I wojny światowej: zburzono prawie połowę miasteczka, spaliły się niektóre ważne budynki, między innymi Kurhauz, kilka will, uszkodzono źródła. Pomimo iż na wiosnę 1923 r. oficjalnie został otwarty pierwszy sezon uzdrowiskowy po wojnie, jednak uzdrowisko całkowicie zostało odbudowane dopiero w 1930 r.: wykonano kilka nowych odwiertów źródłowych, wybrukowano ulice, wybudowano nowe wille, a także odgałęzienie kolei żelaznej od Porzecza do Druskiennik.

na parkowych ścieżkach © niradhara


Uzdrowisko jest znacznie większe, niż odwiedzone przez nas wcześniej Birsztany. Jest tu piękny park, ścieżka rowerowa nad brzegiem Niemna, rozrzucone po parku sanatoria i wille. Nie widać jednak, by tętniły życiem. Być może zresztą mojemu odczuciu winna jest pora, o której większość kuracjuszy spożywało zapewne kolację w miejscach swojego zakwaterowania.

jest i staw © niradhara


Druskienniki to ostatni punkt naszej wycieczki. Kierując się w stronę auta znów przejeżdżamy przez Dzukijski Park Narodowy. Rozkoszujemy się zapachem olejku sosnowego i łagodnym ciepłem chylącego się powoli nad horyzont słońca.

przydrożne dzieła miejscowych rzeźbiarzy © niradhara


To był naprawdę piękny dzień! Serdecznie dziękujemy Ci, Marku, za wspólną jazdę i do zobaczenia :)


magneticlife.eu because life is magnetic

góralu czy ci nie żal?

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(12)
Kategoria Litwa, mixy
Tytułową pieśń intonują wzniośle rodacy przy różnych towarzyskich okazjach. A góral marudny jest z natury i zawsze czegoś mu żal. My też tacy trochę górale, więc żal by nam było być na Litwie i nie zdobyć jej najwyższego szczytu.

szczyt zdobyty © niradhara


Samochód, którym wieziemy siebie i rowery zostawiamy w miejscowości Rukainiai i wyruszamy w kierunku miasteczka Miedniki Królewskie (Medininkai).

prawie Rio © niradhara


Miasteczko owo, w którym mieszka ponad 80 % Polaków, podobnie jak inne litewskie miasteczka wygląda raczej jak wieś i to taka, w której czas dawno się zatrzymał. W tym kraju, oprócz stolicy, w zasadzie nie widuje się nowych domów, nie widać żadnych oznak rozwoju gospodarczego.

Miedniki Królewskie © niradhara


Po dwóch tygodniach pobytu tutaj doszłam do wniosku, że jedynym celem obecnego litewskiego rządu są przygotowania do nowej wojny z Krzyżakami, bo jedyne co tu się buduje, to zabytki, czyli stawia zupełnie od nowa dawne zamki warowne. Jednym z nich jest właśnie zamek w Miednikach.

prace budowlane © niradhara


W I połowie XIV wieku książę Olgierd wzniósł tu zamek warowny, rozbudowany później przez Witolda. Często bywali tu członkowie dynastii Jagiellonów. W XVI w. zamek został opuszczony i popadł w ruinę.

widok ogólny © niradhara


mieszkańcy zamku © niradhara


Zatrzymujemy się też na chwilę przy drewnianym kościele Trójcy Świętej i Św. Kazimierza. Ponoć we wnętrzu znajdują się zabytkowe, warte zobaczenia organy, ale niestety kościół zamknięty i nie dane nam jest ich zobaczyć.

Piotrek foci kościół © niradhara


Dalej szuterkiem jedziemy w kierunku Góry Józefowej (Juozapines kalnas).

w stronę dachu Litwy © niradhara


To największe na Litwie wzniesienie ma wysokość 294 m n.p.m., co na nas jakoś specjalnego wrażenia nie robi. Szczyt zdobi pomnik twórcy państwa litewskiego – Mendoga (Mindaugas).

a na szczycie jest wielki głaz © niradhara


Wokół rozciąga sielankowy widok, panuje nieprawdopodobny spokój, słychać tylko kogutas i baranas. Robimy sobie piknik na szczycie ;)

napis niestety tylko po litewsku © niradhara


widok ze szczytu © niradhara


W planie mamy jeszcze Szumsk. Znów spory odcinek drogi jest szutrowy. Tu niestety od czasu do czasu jeżdżą auta, ryzyko zachorowania na pylicę płuc gwałtownie rośnie.

walczę z szzutrem © niradhara


nie ma gdzie przed tym uciec © niradhara


Widoczki są sielskie, ale cieszyć można się nimi dopiero po opadnięciu tumanów kurzu i przetarciu oczu, tudzież okularów. Nawierzchnia, chwilami wręcz piaszczysta, dla urozmaicenia jest jeszcze mocno pofalowana. Same atrakcje.

droga © niradhara



widoczek z drogi © niradhara


W Szumsku Piotrek wprawia w osłupienie napotkaną kobietę pytając, gdzie tu jest jakaś restauracja? Usłyszawszy odpowiedź zrezygnowany zaopatruje się w sklepie w chleb, kiełbasę i jogurtasy na deser.

Szumsk © niradhara


Przy głównej drodze stoi barokowo-klasycystyczny kościół św. Michała Archanioła wybudowany przez zakon dominikanów w latach 1767-1789. W świątyni, która przez kilkadziesiąt lat pełniła również rolę cerkwi prawosławnej, zachowało się sporo ciekawych elementów, m. in. ołtarze klasycystyczne. Przechowywane są tu relikwie św. Faustyny Kowalskiej.

kościół od frontu © niradhara


wnętrze nieco zaniedbane © niradhara


Wieś Szumsk nazwę swą wzięła od rodziny Szumskich, którzy byli jej właścicielami. Na początku XIX w. Ludwik Szumski wybudował klasycystyczny parterowy dwór z oficynami, a wokół założył park.

dwór Szumskich © niradhara


Do każdego zarośniętego lasem pagórka, który podejrzewa się o to, że kiedyś mogła na nim być kiedyś litewska osada prowadzi drogowskaz. Do zabytków polskiego pochodzenia można trafić tylko dzięki uprzejmości zapytanych o drogę mieszkańców. Pani, którą pytamy o drogę do dworu, odprowadza nas na miejsce i długo opowiada, że już nawet w czasach kołchozów było lepiej, bo teraz to tylko bezrobocie, bieda i straszliwe zaniedbanie. Widok dworu, a szczególnie jego zdewastowanego wnętrza potwierdzają te słowa w całej rozciągłości.

nawet podłogi ukradziono © niradhara


Zadumani nad zmiennymi kolejami losu wracamy do auta.


magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: kilka informacji praktycznych

Niedziela, 18 lipca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria Litwa
Upał, duszno, spory ruch na drogach, jak to w niedzielę, gdy tłumy spragnionych ochłody ludzi wyruszają nad wodę. Postanowiliśmy zatem trochę poleniuchować i zostać na campingu. Największy upał przeleżałam na plaży, choć właściwsze chyba byłoby stwierdzenie - przesiedziałam w wodzie. Po obiedzie zwodowaliśmy kanadyjkę, daleko jednak nie dopłynęliśmy, na niebo zaczęły bowiem nadciągać wielkie czarne chmury, w dali pojawiły się pierwsze błyskawice i musiałam wiosłować jak wściekły wiking, żeby uciec do brzegu przed burzą. Ledwo zdążyliśmy :)

Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić na parę uwag ogólnych, które być może mogą się komuś przydać.

wypływamy © niradhara


Campingów jest na Litwie kilkanaście. W informacji turystycznej można nawet kupić mapę, na której wszystkie są zaznaczone i opisane. No, oczywiście, jeśli ma się szczęście, bo o mapy wcale łatwo nie jest. Bez problemu można kupić wyłącznie mapę drogową całej Litwy w skali 1:500000, dla rowerzystów raczej mało przydatną. Wchodziliśmy do wszystkich bez wyjątku napotkanych informacji turystycznych, i tylko w jednej znaleźliśmy mapy poszczególnych części Litwy w skali 1:200000. To już lepiej, zwłaszcza, że zaznaczony jest na nich rodzaj nawierzchni dróg: tzn. asfalty, drogi szutrowe, drogi utwardzone, drogi nieutwardzone. Można dostać sporo ulotek reklamowych, ale sposób ich rozdawania nie do końca zgodny jest z moimi oczekiwaniami, np. plan Rumszyszek dostaliśmy w Birsztanach, w Kownie był dostępny wyłącznie mikroskopijny i mało przydatny plan ścisłego centrum, natomiast porządny plan Kowna dają w Kiejdanach. Fakt, że jakaś atrakcja jest opisana i wyeksponowana na zdjęciach nie oznacza wcale, że jest otwarta, albo że działa. Dotyczy to np. kolejki naziemnej na górę widokową w Kownie. Tory są, wagoniki stoją, kasa zarasta grzybem. Ci, co zawierzyli folderom, mogą sobie to wszystko sfotografować na pamiątkę przez dziurę w płocie.

wpływamy na sąsiednie jeziorko © niradhara


Jeśli ktoś chce zwiedzać, a nie tylko pojeździć na rowerze, podziwiać krajobrazy i zażywać kąpieli w jeziorach, musi zabrać z sobą przewodnik z Polski, bo rzetelność informacji historycznych najdelikatniej mówiąc pozostawia wiele do życzenia. Ocenzurowano wszystko, co ma związek Polską, z kulturą polską, polskimi rodami budującymi pałace, fundatorami kościołów itd. Całe fragmenty historii pomija się milczeniem, a eksponuje wyłącznie to, co litewskie.

idzie burza © niradhara


Ceny żywności są takie same jak w Polsce, nie warto jej więc ze sobą zabierać. W większych sklepach można płacić kartą, w małych wioskach trzeba mieć gotówkę. Artykuły spożywcze są w większości te same co u nas, nie ma więc problemów z zakupami. Wprawdzie raz zdarzyło się Piotrkowi kupić kaszankę, która po degustacji okazała się ciastem w czekoladzie, ale było naprawdę pyszne :D

jeden z wielu stateczków wycieczkowych © niradhara


Rowerzystów jest niewielu, są za to ścieżki rowerowe. Niestety nigdy nie wiadomo gdzie się pojawią, dokąd prowadzą i kiedy znikną. Przeważnie są prowadzone równolegle do drogi, przy wjeździe do miasta. W Wilnie zdarzają się wzdłuż ruchliwych ulic. Boczne drogi jeśli już są asfaltowe, to jest to dobry asfalt, bez dziur. Ruch niewielki, więc jeździ się bardzo przyjemnie. Zupełnie niespotykaną u nas osobliwością jest zwyczaj jazdy rowerami po autostradach, a właściwie ich asfaltowymi poboczami.

zdązyliśmy przed burzą © niradhara


Język litewski jest zupełnie niezrozumiały, oprócz paru słów takich jak: bankomatas, centras, jogurtas :) Czasem można się porozumieć po polsku, dobrze jest jednak znać rosyjski i angielski. Ludzie są mili, na wsiach nawet skłonni zaprowadzić w miejsce, którego szukamy. Może zresztą robią to z nudów, kto wie?

magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: Auksztocki Park Narodowy

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(14)
Kategoria Litwa, mixy
Upał, nietypowy jak na tę szerokość geograficzną, niemiłosiernie daje się we znaki. Powietrzne jest duszne i ciężkie. Jazda po rozprażonych drogach nie należy do przyjemności. Szukam w przewodniku i Internecie czegoś odpowiedniego na taką pogodę.

znowu upał © niradhara


Znajduję to:

Auksztocki Park Narodowy leży w północno-wschodnim krańcu Litwy, blisko granicy z Łotwą i Białorusią. Zajmuje 40 570 ha w trzech powiatach, a 70% powierzchni zajmują lasy, przeważnie sosnowe, świerkowe, jodłowe. Jest tu 126 większych i mniejszych jezior, przeważnie w centralnej części parku. Często połączone są strumieniami, dzięki czemu tworzą długie łańcuchy ciągnące się na północ i północny zachód, czyli w kierunku cofania się lodowca. Łącznie zajmują 15% powierzchni parku.

Prawda, że brzmi zachęcająco :) Nic to, że jest oddalony od naszego campingu o 150 km, pakujemy rowery na bagażnik i jedziemy. Niedawno kupiliśmy mapę okolic w skali 1:250000 i mam pomysł na trasę, ale w nadziei na pozyskanie bardziej szczegółowych map jedziemy do informacji turystycznej w Ignalinie.

Na wielki plus Litwinów zapisać należy, że pracodawcy traktują pracowników wyrozumiale i nie zmuszają do pracy w upalną sobotę, całujemy więc klamkę i szukamy już tylko miejsca, w którym można zostawić auto :D

leśna ścieżka © niradhara


Auto parkujemy w maleńkiej miejscowości Strigiliskis. Wsiadamy na rowery i asfaltową drogą jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Draugis. Mamy ze sobą kostiumy kąpielowe, ale nie możemy znaleźć odpowiedniego zejścia do wody. Gdy przed nami pojawia się następne jezioro – Baluoso postanawiamy zjechać w szutrową dróżkę biegnącą wzdłuż jego brzegu.

nad jeziorem © niradhara


O Parku Auksztockim wyczytałam też, że: jest ostoją wielu rzadkich zwierząt. Należą do nich łosie i jelenie, sarny, dziki i wilki, lisy i rysie, norki kanadyjskie i bobry, zające bielaki i szaraki. Spośród 190 gatunków ptaków 40 należy do zagrożonych wyginięciem, jak sowy i głuszce, cietrzewie i żurawie, orły bieliki i czarne bociany. Uzupełnieniem są żółwie, przedstawiciele płazów i ryby słodkowodne.

Wszystkie te słodkie zwierzaczki pochowały się gdzieś jednak w tym upale, a honory domu pełnią jedynie owady, szczególnie wielkie końskie gzy uporczywie dotrzymują nam towarzystwa. Na szczęście okazuje się, że OFF jest środkiem bardziej uniwersalnym, niż sądziłam i działa na wszystko, co lata i bzyczy :)

lata i nie jest komarem © niradhara


Dojeżdżamy wreszcie do położonej nad jeziorem osady. Właściwie jest to zaledwie kilka domów. Napotkani ludzie opowiadają, że zimą mieszkają tu tylko cztery osoby, a latem jest duży ruch, bo przyjeżdża aż 16 rodzin autami!

wioska na jeziorem © niradhara


Mieszkańcy proponują nam skorzystanie z ich prywatnego kąpieliska, z czego skwapliwie korzystamy :)

a woda ciepła © niradhara


przystań © niradhara


Dalszej drogi wzdłuż jeziora nie ma, musimy zatem wrócić. Szutrowa drożyna czasem zmienia się w piaszczystą, jest pusto i cicho, słychać tylko świerszcze, w powietrzu unosi się zapach olejku sosnowego. Sielanka.

zapach sosnowego lasu © niradhara


Wracamy na asfalt. Z drogi co chwila otwierają się widoki na kolejne jeziora.

widoczek z drogi © niradhara


Za każdym razem, gdy znajdujemy niezarośnięte trzcinami zejście do wody, wchodzimy do niej, by chwilę popływać i ochłodzić się nieco. Wszędzie woda jest kryształowo czysta. Maleńkie rybki podpływają tak blisko, jakby chciały całować po nogach ;)

wodnik Szuwarek © niradhara


Nie my jedni zresztą szukamy ochłody. Tu, jak widać, tłok jest znaczny.

zatłoczone kapielisko © niradhara


Organizm ludzki to zupełnie nieprzewidywalna machina. Kąpiele w jeziorze, zamiast pomóc w jeździe, w jakiś dziwny sposób rozleniwiają mnie i powodują osłabienie, jazda przestaje sprawiać przyjemność.

jeszcze jeden widoczek z drogi © niradhara


Gdy dojeżdżamy do auta kręci mi się w głowie, mam wrażenie, że za chwilę zemdleję. Kładę się na tylnym siedzeniu i przesypiam całą powrotną drogę na camping. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się czegoś o środku Europy, musicie poczytać wpis Piotrka :)

urocza rzeczka © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic