Wpisy archiwalne w kategorii

Integracja BS

Dystans całkowity:3282.74 km (w terenie 295.50 km; 9.00%)
Czas w ruchu:02:10
Średnia prędkość:18.86 km/h
Suma podjazdów:16775 m
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:60.79 km i 2h 10m
Więcej statystyk

integracja nadjeziorna

Niedziela, 12 września 2010 · Komentarze(10)
Od dawna już planowaliśmy spotkanie z Anwi i Krzarą. Niestety, zawsze coś nam krzyżowało plany - a to pogoda, a to sprawy rodzinne, a to urok, a to przemarsz wojska… ;)

Starzy górale wiedzą jednak, że plany czasem zawodzą, a improwizacja nigdy :) W sobotę wieczorem zadzwonił telefon i usłyszałam miły głos Krzyśka. Okazało się, że następnego dnia będą na wycieczce w naszej okolicy. W niedziele już z samego rana chciałam się zrywać i pędzić na spotkanie, górę jednak wzięło poczucie obowiązku, ten zaś nakazywał Piotrkowi i mnie udział w zebraniu wiejskim, na którym miał być opiniowany plan rozwoju Kobiernic na najbliższe lata. Tak więc na rowery mogliśmy wsiąść dopiero po południu. Iwona i Krzysiek zjeżdżali z Przełęczy Kocierskiej, a my wyjechaliśmy im naprzeciw.

chwilami pojawia się błękitne niebo © niradhara


a chwilami straszą ciemne chmury © niradhara


Wprawdzie lasy nie płoną jeszcze złotem i purpurą, ale pogoda już jesienna. Na niebie coraz więcej chmur, a góry powoli znikają w srebrzystej dali :(

wreszcie jadą © niradhara


powitanie © niradhara


Mglista tajemniczość krajobrazu znalazła jednak uznanie w oczach Iwonki i Krzyśka. Zatrzymywaliśmy się więc co chwilę i focili, focili, focili…

zafascynował ich ten widoczek © niradhara


i pobiegli focić © niradhara


a mnie się podoba ten © niradhara


stoją, patrzą i nie chcą jechać dalej © niradhara


A cóż to?!
Dlaczego i przed kim kapituluje niezłomny wojownik szos?
Autor najdowcipniejszej odpowiedzi otrzyma nagrodę – niespodziankę :D
Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi w dniu 20 września :)

kapitulacja wojownika szos © niradhara


Pamiątkowe fotki nad Jeziorem Żywieckim i na zaporze w Tresnej to żelazny punkt programu każdej wycieczki. Nie może ich zatem zabraknąć w tej relacji.

jedziemy do Tresnej © niradhara


pamiątkowa fotka nad jeziorem © niradhara


rzut oka z zapory na Żar © niradhara


To, co piękne, zawsze kończy się zbyt szybko. Nasi mili przyjaciele nie zabawili w Beskidach długo, spieszyli się bowiem na pociąg do Częstochowy. Pozostał żal, ale i nadzieja na kolejne dłuższe spotkanie.

Iwonko, Krzysiu – serdecznie dziękuję za cudowne chwile spędzone w Waszym towarzystwie. Do rychłego zobaczenia :)


magneticlife.eu because life is magnetic

pożegnanie z Jackiem

Sobota, 21 sierpnia 2010 · Komentarze(5)
Po prawie tygodniu wspólnego kręcenia przyszła chwila pożegnania. Urlop Jacka się kończył, a chciał jeszcze odwiedzić Monikę. Postanowiliśmy z Piotrkiem odprowadzić naszego gościa do Oświęcimia i tam przekazać pod opiekę Józka, który będzie przewodnikiem w drodze do Łośnia.

Bikestats łączy ludzi :) © niradhara


Z Kobiernic do Oświęcimia można łatwo trafić, jadąc drogą nr 948. Dla rowerzystów jest to jednak próba samobójcza, ze względu na wyjątkowe natężenie ruchu samochodowego. Na szczęście w tej okolicy znamy wszystkie boczne drogi i zadbaliśmy o to, by podróż była bezpieczna :)

wyruszamy z domu © niradhara


kładka dla rowerzystów © niradhara


rowerowi przyjaciele © niradhara


jest co ciągnąć © niradhara


cała droga nasza © niradhara


przejeżdżamy przez Brzezinkę © niradhara


Na umówione spotkanie dotarliśmy punktualnie ja szwajcarskie zegarki, a w chwilę po nas na rynek wpadł z impetem Józek, siejąc popłoch wśród gołębi.

miło znów się spotkać © niradhara


planowanie trasy © niradhara


no i odjeżdżają © niradhara


Po rozdzierającym serca pożegnaniu postanowiliśmy wrócić do domu inną trasą, biegnącą wśród pagórków, pól i stawów. Wokół widać już coraz więcej oznak jesieni. Na szczęście za rok znów będą wakacje :)

kombajny tarasują nam drogę © niradhara


Kajman mnie sfocił © niradhara


sinusoida © niradhara


na polach już jesień © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

integracja grozą wiejąca

Piątek, 20 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Po komentarzu k4r3l do integracji tatrzańskiej doszłam do wniosku, że styl moich wpisów jest zbyt przesłodzony ;) Media przyzwyczaiły nas do odbioru wyłącznie złych wiadomości. Cóż robić, spróbuję tym razem nieco udramatyzować ;P

Jacek miał w planie na dziś udział w Bytomskiej Masie Krytycznej. Tymczasem wskutek zawiłych okoliczności losu musiał z niego zrezygnować i niespodziewanie został u nas jeszcze na jeden dzień. Aby sprostać obowiązkom gospodyni gnałam zatem z pracy z taką szybkością, że aż pęd powietrza odrywał płaty rdzy ze „Złomu”.

pies to najlepszy przyjaciel bikera © niradhara


Na pomoc Piotrka nie mogłam liczyć, bo zatrzymały go w Bielsku sprawy służbowe. Jak tu pogodzić prozaiczną konieczność ugotowania obiadu z rowerowym zabawieniem gościa? Gdy tak myślałam, co by tu zrobić, podszedł do mnie Gero i trącając nosem pokazał na Jacka. Eureka! Wyprowadzimy Jacka do lasu pod pretekstem pojeżdżenia po jego ulubionym terenie i tam zostawimy. Zanim uda mu się trafić z powrotem do domu, obiad będzie ugotowany! Przez mroczne, posępne wąwozy doprowadziliśmy Jacka na wzgórze, gdzie znajdują się ruiny zamku zbójnickiego i tam porzuciliśmy na pastwę losu. Zrozpaczony Jacek długo błądził stromymi ścieżkami, a ja w tym czasie spokojnie mieszałam w garnkach.

ten rower jest dobrze strzeżony © niradhara


Po obiedzie postanowiłam zabrać naszego gościa do Wielkiej Puszczy. Jechaliśmy powoli w górę wzdłuż strumienia, gdy nagle zobaczyłam dwóch bikerów pędzących w przeciwnym kierunku na złamanie karku i usłyszałam głośny krzyk.

wodne szaleństwo © niradhara


A właściwie nie był to krzyk, a okrzyk radości wydany przez spotykających się niespodziewanie przyjaciół. Jednym z owych bikerów okazał się bowiem AdAmUsO, który podobnie jak Jacek bierze udział w maratonach MTB :)

Jacek spotkał kumpli © niradhara


to i ja się z nimi sfocę © niradhara


Pośród beskidzkich przełęczy najbardziej ponurą sławą cieszy się Przełęcz Targanicka, zwana inaczej Beskidkiem. Podjazd od strony Wielkiej Puszczy budzi grozę w sercach i nerwowe drżenie mięśni. Dla króla maratończyków są to jednak strachy na Lachy! Nie zważając na stromość podjazdu wspinał się nań z gracją baletnicy. Potem dumnie stał na przełęczy i podziwiał widoki, czekając na mnie, która początkowo pedałowałam z całych sił, rozpaczliwe walcząc o każdy metr, a w końcówce wpychałam swój ciężki wehikuł pod górę :(

Jacek lubi takie podjazdy © niradhara


na przełęczy © niradhara


tam już byliśmy © niradhara


Gdy tylko uspokoiło się nieco rozpaczliwe tłuczenie się serca, rozpoczęliśmy długi zjazd do Porąbki. Owiewało nas zimne wieczorne powietrze, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Na szczęście kolejnym odcinkiem trasy był pozwalający nam się nieco rozgrzać podjazd do Kozubnika. Tu jednak znów przeżyliśmy chwile grozy. Między opuszczonymi, zdewastowanymi budynkami kręciły się gromady uzbrojonych mężczyzn. Co chwila słychać było huk strzałów, odbijający się od gór i zwielokrotniany przez echo…

w Kozubniku © niradhara


Na szczęście żadnemu z wielbicieli paintball’a nie udało się nas ustrzelić :) Nie chcieliśmy jednak ryzykować zbyt długiego pozostawania na polu walki i rozpoczęliśmy strategiczny odwrót do domu ;)



Do sumy kilometrów i podjazdów dodałam dojazd do pracy.

magneticlife.eu because life is magnetic

integracja tatrzańska

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · Komentarze(15)
Kiedy się kogoś lubi, chce się podzielić z nim wszystkim co najlepsze. Piotrek i ja postanowiliśmy zatem podzielić się z naszym miłym gościem – Jackiem najpiękniejszymi widokami w okolicy.

joie de vivre © niradhara


Samochodem dotarliśmy do słowackiej miejscowości Liptovsky Hradok. Stąd wyruszyliśmy rowerami w stronę Tatr.

stąd startujemy © niradhara


Z drogi, którą jechaliśmy, rozpościerają się piękne widoki na Tatry Zachodnie i Tatry Niskie. Niestety, wielkie, czarne chmurzyska podstępnie usiłowały zasłonić góry. Deszcz wydawał się wisieć w powietrzu.

nad Tatrami Niskimi się chmurzy © niradhara


nad Zachodnimi niestety też © niradhara



dzieci kukurydzy © niradhara


Po drodze mijaliśmy skansen w Pribylinie. Mieliśmy jednak zbyt mało czasu, by go zwiedzić.

skansen w Pribylinie © niradhara


W Podbańskiej zatrzymaliśmy się na haluszki. Jest to tradycyjne słowackie danie – małe kluseczki z serem, śmietaną i słoniną. Pychotka!

wjeżdżamy w Dolinę Cichą © niradhara


Gdy już wjechaliśmy w Dolinę Cichą płanetnicy doszli do wniosku, że niczym nie są w stanie nas zniechęcić i zabrali chmury w jakieś inne miejsce, by straszyć kogoś innego. Jechaliśmy zatem powoli pod górkę rozkoszując się pięknem Tatr.

ach, te góry! © niradhara


niebo i skały © niradhara


nawet nie widać, że to podjazd © niradhara


wodospadzik © niradhara


Gdy dotarliśmy do końca Doliny Cichej niebo znów błyskawicznie zasnuło się chmurami i zaczął padać deszcz, który nie pozwolił nam na dłuższe kontemplowanie widoków. Zjechaliśmy kawałek w dół i przeczekaliśmy deszczyk w znajdującej się przy szlaku wiacie.

cel osiągnięty © niradhara



i po deszczu © niradhara


po prawej potoczek © niradhara


a po lewej pojawia się Krywań © niradhara


Krywań w promieniach zachodzącego słońca © niradhara


Przepraszam Szanownych Czytelników za lakoniczność wpisu. Integrujemy się tak intensywnie, że już z niczym nie mogę nadążyć :)


magneticlife.eu because life is magnetic

integracja standardowa

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Nasz miły gość Jacek, niestrudzony dopołudniowymi górskimi szaleństwami w towarzystwie Kuby i Piotrka, po obiadku zapragnął zobaczyć jeszcze jak wygląda Ziemia Oświęcimska.

minipodjeździk, a cieszy © niradhara


Tym razem to ja miałam zaszczyt pełnić rolę przewodnika. Zaproponowałam naszą trasę standardową. W Starej Wsi jest ciekawy kościółek i miałam nadzieję że spodoba się on Jackowi, który jest wielbicielem architektury drewnianej.

na szlaku architektury drewnianej © niradhara


Chciałam też pokazać mu typowy krajobraz tych okolic, to znaczy rozrzucone wśród niewielkich pagórków stawy hodowlane.

Jacek krązy między stawami © niradhara


Jacek foci rynek w Wilamowicach © niradhara


Zatrzymaliśmy się na chwilę nad Sołą i opowiadałam Jackowi jak strasznie wyglądały okolice Bielan w czasie ostatniej powodzi.

Soła znów zmieniła koryto © niradhara


opryskali komary i nas © niradhara


Słońce powoli kończyło swoją drogę po niebie, świat zaczął nabierać złotych barw i nawet zwykle stawy wyglądały pięknie.

staw w złotych promieniach słońca © niradhara


wreszcie po płaskim © niradhara


Ostatnie postoje na sesje zdjęciowe były w Kętach – obok klasztoru franciszkanów i w założonym niedawno parku lipowym. Wycieczka z konieczności musiała być krótka, bo trzeba przecież jeszcze zrobić wpis na BS i wyspać się przed jutrzejszym wypadem w… ale o tym jutro :)

w klasztornej bramie © niradhara


co to za park, skoro lipy ledwo widać? © niradhara


Do sumy kilometrów dodałam dopołudniowy dojazd do pracy.


magneticlife.eu because life is magnetic

integracja kocierska

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Po wczorajszym lajtowym dniu przyszła pora wyruszyć w góry. Piotrek zaproponował wycieczkę na Przełęcz Kocierską. W podstępny sposób podpuścił Jacka i Kubę by zmierzyli się z podjazdem przez Solisko ;) We czwórkę wyruszyliśmy z Kobiernic, jadąc raz jedną, a raz drugą stroną Soły.

podjazd na zaporę w Tresnej,foto JPBike © niradhara


Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się dla uwiecznienia mijanych krajobrazów i focenia się wzajemnego.

Jezioro Żywieckie © niradhara


już się zaprzyjaźnili © niradhara


pejzaż z koniem © niradhara


Wszyscy trzej panowie jechali na rowerach górskich, a ja na trekkingu i spowalniałam ich na większości podjazdów. Okazali się jednak prawdziwymi gentlemenami i udawali, że wcale im to nie przeszkadza :)

jedziemy z Kubą © niradhara


co Kuba chce zrobić? © niradhara


tego się nie spodziewałam © niradhara


Doprowadziliśmy Jacka i Kubę do Kocierza Rychwałdzkiego i pokazaliśmy nieznany podjazd na Przełęcz Kocierską. Prowadzi przez Solisko i jest tak stromy, że zamknięto go dla ruchu. Dzielni bikerzy rzucili nań okiem, oznajmili, że to fraszka i zaczęli się wspinać pod górę. A my, jak na parę staruszków przystało, wróciliśmy się i podjechaliśmy na przełęcz tradycyjną drogą od strony Łękawicy.

czołgam się powoli na przełęcz © niradhara


widoczek z drogi © niradhara


Na całej trasie nie spotkałam ani jednego szaleńca na trekkingu. Wszyscy wjeżdżają tu góralami albo lekkimi szosówkami. Nic też dziwnego, że Jacek, po pokonaniu wraz z Kubą diabolicznego podjazdu, musiał czekać na nas prawie pół godziny na przełęczy. Kuba niestety miał pilne sprawy do załatwienia i musiał wracać do domu. Na przełęczy podziwiliśmy chwilę widoki i zaczął się sympatyczny zjazd do Andrychowa – po nowym, gładziutkim asfalcie :)

na tarasie widokowym © niradhara


widoczek z przełęczy © niradhara


Z Andrychowa jest bardzo blisko do Zagórnika, postanowiliśmy zatem pokazać Jackowi Łupki Wierzchowskie, na mapie oznaczone jako kaskada Rzyczanki. To niezwykle urokliwe i warte odwiedzenia miejsce.

niedawno byliśmy tu z Hose'm © niradhara


teraz jesteśmy z Jackiem © niradhara


Rzyczanka © niradhara


Było pięknie, powoli jednak na niebo zaczęły wypełzać wielkie, czarne chmurzyska, a pomni siły ostatnich burz, woleliśmy nie ryzykować i wrócić do domu.

znów straszy deszczem © niradhara


ostatnie kilometry do domu © niradhara


Panowie, dziękuję Wam wszystkim za wspaniałą wycieczkę. Kubo, Jacku – jesteście naprawdę niesamowici :)


magneticlife.eu because life is magnetic

integracja wodna

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Po północy odebraliśmy z dworca PKP w Bielsku-Białej Jacka. Z Nowego Sącza jechał do nas 8 godzin przez Kraków i Katowice. Podróż była męcząca, ale po drugim niewidzeniu się tematów do rozmowy było sporo, więc położyliśmy się spać późno. Dziś wstaliśmy trochę niewyspani i zaproponowałam przed obiadem krótką, ale za to malowniczą trasę wzdłuż kaskady Soły.

Piotrek pełnił rolę przewodnika i z zapałem objaśniał Jackowi jak działa system zapór na Sole. Wycieczkę zaczęliśmy od najmniejszego i najmniej efektownego zbiornika wodnego czyli Jeziora Czanieckiego.

Piotrek pełni rolę przewodnika © niradhara


Dalej jechaliśmy w górę Soły. Kolejna sesja zdjęciowa miała miejsce na zaporze w Porąbce.

na zaporze w Porąbce © niradhara


ciekawe, co Jacek tam dostrzegł? © niradhara


W Międzybrodziu Bialskim zjechaliśmy na chwilę nad jezioro i zrobiliśmy kolejny krótki postój na podziwianie widoczków.

zjazd nad jezioro © niradhara


wreszcie nad wodą © niradhara


podziwianie widoków © niradhara


Jacek znów foci © niradhara


Kolejna sesja zdjęciowa miała miejsce na moście w Międzybrodziu Żywieckim. Widać stąd pięknie Żar i szkołę szybowcową. Ten fragment Jeziora Międzybrodzkiego jest szczególnie malowniczy, ze względu na małe, urocze wysepki.

wjeżdżamy na most w Międzybrodziu Żywieckim © niradhara


ładny stąd widok na Żar © niradhara


Ostatnim punktem programu była zapora w Tresnej i Jezioro Żywieckie.

dotarliśmy do Tresnej © niradhara


tu też się Jackowi podoba © niradhara


trzeba zanurzyć choćby dłoń w jeziorze © niradhara


Powietrze robiło się coraz bardziej parne, a na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmurzyska, co wróżyło kolejną burzę. Pognaliśmy zatem główną drogą do domu. Udało nam się dotrzeć bezpiecznie, ale wkrótce rozpętał się kataklizm czyli burza z gradobiciem. W chwili, gdy robię ten wpis, nadal grzmi, a w okolicznych miejscowościach wyją syreny straży pożarnych. Pewnie znowu wylały górskie strumyki :(

na koniec pamiątkowa fotka © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

integracja burzowo-deszczowa

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Od rana grzmiało i padało. Co chwila wyglądaliśmy przez okno, z nadzieją wypatrując najmniejszego choćby promyka słońca. Najbardziej rozczarowany był Hose. Jechał tyle kilometrów w góry, a one skryły się na chmurami i bronią się przez eksploracją ogniem z nieba :(

na zaporze © niradhara


Dopiero w godzinach popołudniowych burza ucichła, nie zrażając się więc lekkim deszczem popędziliśmy do Andrychowa, gdzie byliśmy umówieni z k4r3l. Spotkanie nastąpiło szybciej, niż myśleliśmy, bo Kuba czekał na nas już w Roczynach. Zrobił nam wielką i uroczą niespodziankę wręczając znaczki z logo Bikestats. My przekazaliśmy mu naklejki na rower.

integracja w deszczu © niradhara


Wspólnie udaliśmy się do Zagórnika, pokazać Józkowi Łupki Wierzchowskie, zwane także kaskadą Rzyczanki.

Hose chce wjechać do rzeczki © niradhara


Miejsce najwyraźniej się Józkowi spodobało, bo szalał rowerem po nadrzecznych głazach. My oczywiście próbowaliśmy robić fotki, choć warunki oświetleniowe były wyjątkowo niesprzyjające.

chyba mu się tu podoba © niradhara


a my robimy fotki © niradhara


Sielankę przerwał odgłos grzmotu. Pora wracać. Hose ma przed sobą długa drogę do domu, a my musimy przyszykować się na przyjazd kolejnego Bikestatowicza – JPBike’a, który już zmierza w naszą stronę.

z Rzyczanką w tle © niradhara


Kuba, miło było Cię poznać. Dziękujemy za urocze towarzystwo, znaczki i pokazanie nowego skrótu do Zagórnika. Józek, dzięki za uroczy weekend. Następnym razem postaramy się załatwić ładniejszą pogodę ;)

robi się ciemno, pora wracać © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

integracja przy ognisku

Sobota, 14 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Tydzień temu spotkałam się z Hose w Oświęcimiu. Powiedział wtedy, że tęskni za górami. Zaproponowałam mu przyjazd do Kobiernic i umówiliśmy się na dziś. Hose nie znał bocznej drogi przez Wilamowice, postanowiliśmy zatem z Piotrkiem wyjechać po niego do Rajska.

okolice Brzeszcz © niradhara


W Rajsku jednak okazało się, że Hose musiał nieco później wyjechać z domu i zmieniliśmy miejsce spotkania na Bojszowy.

na skróty © niradhara


O rowerach i trasach zaczęliśmy dyskutować już w drodze, potem przy ognisku i tak to trwało aż do północy… Straszne z nas gaduły ;)

jadą i dyskutują o rowerach © niradhara


na rynku w Wilamowicach © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

integracja BS na szlaku architektury drewnianej

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Ilonę i Roberta po raz pierwszy zobaczyliśmy ponad rok temu na rynku w Strumieniu. Niestety, nie zamieniliśmy wtedy ani jednego słowa, bo dopiero w domach, przed komputerami, zorientowaliśmy się, że wszyscy mamy konta na Bikestats. Śledziliśmy odtąd wzajemnie swoje blogi, ciągle obiecując sobie, że kiedyś wreszcie razem pokręcimy. No i stało się. Umówiliśmy się na wspólną jazdę w okolicach Skoczowa. Wyruszyliśmy z Piotrkiem wcześnie rano, bacznie przyglądając się niebu, na którym od czasu do czasu pojawiały się groźne chmurzyska.

gdzieś na trasie © niradhara


Korzystając z mapy „Okolice Bielska-Białej” i programu MapSource wytyczyłam trasę. Pierwszym celem był zabytkowy drewniany kościółek w Bielowicku. Zwiedzałam go już wcześniej, ale chciałam żeby zobaczył go również Piotrek, który kocha architekturę drewnianą.

kościół w Bielowicku © niradhara


Do Skoczowa dojechaliśmy niemal równocześnie z Iloną i Robertem. Pora była jeszcze wczesna, postanowiliśmy więc zatrzymać się na chwilę na rynku i wzmocnić kawą i lodami.

rynek w Skoczowie © niradhara


Najciekawszą budowlą na rynku jest późnobarokowy ratusz z 1797 roku, jest też sporo zabytkowych kamieniczek z przełomu XVIII i XIX wieku.

rynek w Skoczowie © niradhara


no i który zechce pozować? © niradhara


ten postanowił zostać modelem © niradhara


Przyglądając się wspólnie mapie dopracowaliśmy szczegóły dalszej trasy i wyruszyliśmy w drogę.

ustalanie trasy © niradhara


trasa ustalona, wyruszamy © niradhara


Okolice Skoczowa są mocno pofałdowane, mnóstwo tu zjazdów i podjazdów, z drogi cały czas rozciąga się widok na Beskidy, co czyni jazdę bardzo atrakcyjną. Zatrzymywaliśmy się od czasu do czasu, by uwiecznić owe widoczki. Zmienna sytuacja na niebie była powodem ustawicznej zgadywanki – zmoczy nas, czy też nie?

czarne chmury ciągle straszą © niradhara


Piotrek foci krzyż katyński © niradhara


a co foci Robert? © niradhara


może to? © niradhara


Hasłem przewodnim wycieczki była architektura drewniana, a kolejnym celem kościół p.w. św. Rocha w Zamarskach. Jest to jeden z najstarszych zachowanych na Ziemi Cieszyńskiej drewnianych kościółków. Powstał w 1731 r. jako dobudówka do starszej, XVI-wiecznej wieży. Gdy do niego dojeżdżaliśmy rozległ się potężny głos dzwonu, poczuliśmy się odpowiednio przywitani i uhonorowani ;) Zrekompensowało to nieco fakt, że kościół był zamknięty i nie mogliśmy zobaczyć wnętrza.

kościółw Zamarskach © niradhara


jedziemy dalej © niradhara


Kościół w Kończycach Wielkich jest największym drewnianym kościołem na Śląsku Cieszyńskim. Oczywiste więc, że musieliśmy go zobaczyć. Swoją okazałą formę architektoniczną zawdzięcza niecodziennej metodzie jego budowy. Obecny kościół powstał na miejscu dawnej drewnianej świątyni, co jest typowym rozwiązaniem w poszukiwaniu miejsca lokalizacji pod nowe obiekty sakralne. Jednak w tym przypadku poprzedni budynek kościelny nie został rozebrany przed rozpoczęciem budowy nowego kościoła. W trakcie budowy poprzedni kościół znajdował się wewnątrz powstającej nowej, większej konstrukcji drewnianej. W starym budynku odbywały się nabożeństwa, aż do momentu rozbiórki po zadaszeniu nowego kościoła.


Budowę zakończono prawdopodobnie w 1777 roku, ale okazałą wieżę drewnianą ukończono w 1751 roku. Wieża kościelna jest najwyższą konstrukcją drewnianą na terenie Śląska Cieszyńskiego. W 1884 roku Kościół został poddany gruntownemu remontowi i przebudowie. Miedzy innymi zostały rozebrane soboty, a wnętrze świątyni przyozdobiono zachowaną do tej pory polichromią. Z tego samego okresu pochodzą ołtarze wykonane w stylu barokowym. Niestety, mieliśmy pecha i znów nie udało nam się zobaczyć wnętrza :(

kościół w Kończycach Wielkich © niradhara



W Kończycach Wielkich jest jeszcze jeden wart zobaczenia obiekt – pałac Thunów, który został wzniesiony przez marszałka Księstwa Cieszyńskiego barona Jerzego Fryderyka Wilczka pod koniec XVII wieku. Obecny barokowo-klasyczny francuski kostium pałac zyskał pod koniec XIX wieku. Od 1825 roku stał się rezydencją jednej z linii hrabiów Larischów von Monnichów. W pamięci mieszkańców ziemi cieszyńskiej zapisała się w szczególności ostatnia jego posiadaczka, zmarła w 1957 roku hrabina Gabriela von Thun und Hohenstein, wielka filantropka i fundatorka jednego z pawilonów Szpitala Śląskiego w Cieszynie. Była damą dworu cesarzowej, natomiast jej mąż, hrabia Ferdynand Thun – adiutantem cesarza Franciszka Józefa I. Obecnie w pałacu znajduje się Państwowy Dom Dziecka oraz niewielka izba muzealna poświęcona historii obiektu i rodzinie hrabiny Gabrieli Thun.

pałac Thunów © niradhara


Jazda i zwiedzanie nadwątliły nasze zapasy energetyczne, udaliśmy się zatem do restauracji w Kończycach Małych. W necie reklamuje się ona tak: „ …obiekt usytuowany w przepięknym zamku z przełomu XV/XVI w., położony nad malowniczym stawem w otoczeniu zieleni. Obsługa także w języku angielskim…” Fakt, obiekt położony pięknie, jedzenie smaczne, a obsługa dba o to, by goście mieli dostatecznie dużo czasu na konwersację, nie spieszy się więc nadmiernie z podawaniem potraw ;) Nam to akurat odpowiadało, mieliśmy sobie wiele do powiedzenia na różne rowerowe tematy :)


Robert szykuje aparat © niradhara


a Piotrek nas foci z daleka © niradhara


Po obiadku Ilona i Robert odprowadzili nas jeszcze kawałek i wkrótce przyszła smutna chwila rozstania. Z pewnością jednak nie był to nasz ostatni wspólny wypad :)

Pożegnaliśmy się w okolicach Drogomyśla. Na to tylko czekał nasz GPS. Do tej pory sprawował się super, ale teraz postanowił pokazać na co go stać. Najpierw, z niewiadomych powodów zaciągnął nas do Ochab i usiłował namówić na zrobienie jeszcze jednej rundki w okolicy Skoczowa. Wkurzony, że zorientowaliśmy się gdzie jesteśmy, za karę wyprowadził nas w teren :D

tego nie planowałam © niradhara


ileż tu stawów! © niradhara


szlak rowerowy © niradhara


Nie odpuszczał nam już do końca, wynajdując różne urocze skróty. Zaoszczędziliśmy w ten sposób parę kilometrów, ale że przybyło podjazdów i wertepów, to czas przejazdu się nieco się wydłużył. Wróciliśmy do domu już po zachodzie słońca.

Ilonko, Robercie – miło było poznać Was osobiście. Jesteście wspaniali. Dziękujemy za wspólne rowerowanie i mamy nadzieję na kolejne wycieczki. Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia :)

widoczek o zachodzie słońca © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic