szlakiem architektury drewnianej
Sobota, 30 kwietnia 2011
· Komentarze(14)
Kategoria zamki, pałace, dwory, powyżej 100 km, architektura drewniana
Po koszmarnie męczącym tygodniu nic mi się nie chciało. Marzyłam tylko o tym, żeby się położyć w słońcu i rozkoszować zapachem kwitnących drzew i świeżo skoszonej trawy. Niespodziewanie Piotrek oznajmił mi, że do pierwszego tysiąca kilometrów w tym roku brakuje mu jeszcze stu czterech i tyle właśnie musimy dzisiaj przejechać. No i żegnaj słodkie lenistwo! Zaczął coś opowiadać o szlaku architektury drewnianej – ok, będzie jak chcesz, tylko drobna korekta – zamiast na północ pojedziemy na południe :)
Na południe, w stronę gór, oznacza niestety konieczność przyjechania kilkunastu kilometrów w towarzystwie zmotoryzowanych mieszczuchów, pędzących drogą wzdłuż kaskady Soły na długi weekend. Jazda w spalinach nie jest moją ulubioną rozrywką, szybko więc zjeżdżamy z głównej drogi w stronę Rychwałdu. Tu, na północnych stokach Pasma Pewelsko-Ślemieńskiego, w jego zachodniej części znajduje się znane sanktuarium maryjne.
Sanktuarium to kościół św. Mikołaja z cudownym obrazem Matki Bożej Rychwałdzkiej, Pani Ziemi Żywieckiej. Pochodzący z początku XV w. obraz nieznanego autora, wykonano na desce lipowej o rozmiarach 91,5 cm na 113,5 cm. W 1655 r. podarowała go kościołowi w Rychwałdzie właścicielka dóbr ślemieńskich - Katarzyna z Komorowskich Grudzińska. W 1965 r. obraz został koronowany koronami papieskimi przez kardynałów Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyłę. Od XVII wieku sanktuarium jest miejscem licznych pielgrzymek z Żywiecczyzny, a także innych stron naszego kraju oraz ze Słowacji.
Murowany kościół w stylu barokowym wybudowano w połowie XVIII w. Najcenniejszym elementem wystroju jest ołtarz główny w tzw. stylu rejencji (przejściowym między barokiem i rokoko). Podobnie jak dwa ołtarze boczne w prezbiterium i ambona, jest dziełem Szymona Gogolczyka z Frydka.
Kościół jest przepiękny, pora jednak ruszać dalej. Droga z Rychwałdu w stronę Żywca jest bardzo malownicza. W dodatku niemal pusta i jedzie się naprawdę wyśmienicie :)
A właściwie byłoby wyśmienicie, gdyby nie te nadciągające czarne chmury i ponure odgłosy grzmotów. Pilnie obserwujemy niebo, zastanawiając się czy złapie nas burza, czy też zdołamy uciec.
W drodze do Żywca mijamy dwór Kępińskich. Projekt młodopolskiego dworu w Moszczanicy sporządził krakowski artysta Eugeniusz Dąbrowa-Dąbrowski. Dwór tak spodobał się Józefowi Piłsudskiemu, że wraz ze swoją świtą postanowił w 1934 r. spędzić tu wakacje. W ramach przygotowań doprowadzono do dworu prąd elektryczny, na co w innych warunkach czekano by jeszcze w tej wsi kilka lat. Dom został zupełnie przemeblowany, przy czym jego centralnym punktem stał się wielki mahoniowy stół przeniesiony z salonu do gabinetu, gdzie Piłsudski często aż do świtu konferował ze sztabowcami. Ponieważ marszałek po takich naradach sypiał do południa, kazał sobie, jeszcze przed przybyciem, zawiesić w sypialni czarne story. Lubił kwiaty, więc ogrodnik codziennie przywoził z Żywca pełen wóz kwiatów, które rozstawiano w gmachu i na tarasie. Hm, ja tam wolałabym mniej kłopotliwych gości.
Znów słychać odgłosy burzy, w związku z czym Piotrek odmawia jazdy boczną drogą, którą chce nas poprowadzić GPS i nieoczekiwanie lądujemy w Żywcu. Fatalnie, jest wprawdzie ścieżka rowerowa, ale kończy się po kilkuset metrach i trzeba lawirować między blachosmrodami, których ilość jest doprawdy spora. Oddychamy z ulgą dopiero gdy skręcamy w stronę Trzebini.
Paskudne chmurzyska nas dogoniły i siąpi coraz mocniej, ale na długim podjeździe taki deszczyk to miły czynnik chłodzący. Piotrek zaczyna marudzić, że przez te podjazdy jedziemy wolno i nie zdążymy przejechać założonych 104 km. Oczywiście jest to moja wina, bo proponując jazdę w rejonie górskim zapomniałam uprzedzić, że teren jest tu trochę pofalowany ;)
Wreszcie docieramy do drewnianego kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Juszczynie Średniej. Zbudowano go w latach 1924-27. Wnętrze jest obite deskami i pomalowane na ciemny kolor. Wyposażenie ma charakter neogotycki. Możemy je podziwiać i sfotografować przez szybę w wewnętrznych drzwiach.
Jest już pora obiadowa, ale w okolicy na próżno szukać jakiejś restauracji. Uzupełniamy zatem zapas suchego prowiantu i napojów w wiejskim sklepiku. Padający deszcz, znaczne obniżenie się temperatury i pęd powietrza w czasie długiego zjazdu do Cięciny sprawiają, że zaczynam tęsknić za beztrosko pozostawionymi w domu nogawkami.
Naszym celem jest kościół Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej w Cięcinie. Obecny kościół w swej najstarszej części wzniesiony został w 1542 roku. Aż do roku 1789 funkcjonował jako filia kościoła parafialnego w Radziechowach. W późniejszych latach dobudowano nową zakrystię i skarbiec-oratorium, wydłużono nawę i przesunięto wieżę ku zachodowi. Zbudowano także nowy babiniec i nową wieżyczkę na sygnaturkę. W 1896 roku Antoni Stopka – artysta z Makowa Podhalańskiego, wykonał malarstwo ścienne i stropowe. Wyposażenie wnętrza jest barokowe. Znajdują się w nim liczne ołtarze. Ołtarzem głównym jest ołtarz św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Nieznane jest jego pochodzenie, autorstwo wykonania, ani też fundacja.
Do domu wracamy przez Radziechowy. Deszcz przestał padać, nad nami świeci słońce, zrobiło się niemal upalnie, ale burzowe chmury wciąż krążą po niebie i straszą. Jedne zostały daleko za nami, inne pojawiły się gdzieś nad Bielskiem. Znów loteria – zleje nas czy nie?
Bardzo lubię drogę z Radziechów do Buczkowic. Wytyczono tu czerwony szlak rowerowy. Są zjazdy i podjazdy, mało aut, a przede wszystkim rozległe, piękne widoki. Można tu spotkać wielu bikerów. Piotrkowi też się podoba i przestał narzekać, że nie jest płasko :)
Kiedy docieramy do Łodygowic okazuje się, że po raz pierwszy mamy okazję zajrzeć do wnętrza opisywanego już przez nas wcześniej na BS drewnianego kościoła pw. św. Szymona i św. Judy Tadeusza. Szczęście najwyraźniej nam dziś sprzyja :)
Z Łodygowic wracamy wzdłuż kaskady Soły. Ruch samochodowy w dalszym ciągu jest duży, a droga wąska. Czasem mam wrażenie, że auta nieomal ocierają się o mój rower. W dodatku wiatr postanowił spłatać nam psikusa i wieje prosto w twarz. Brr, jak zimno! Na rozgrzewkę wstępujemy na lody w Porąbce. Radzieccy uczeni już dawno udowodnili, że lody jako posiłek kaloryczny, wcale nie chłodzą tylko rozgrzewają ;)
Piotrek na bieżąco śledzi wskazania licznika i zamiast kierować się w stronę ciepłego domu, robimy jeszcze pętelkę przez Bujaków. W końcu licznik pokazuje upragnione 104 km, a zarazem pierwszy tegoroczny Piotrkowy tysiączek. Będzie co świętować :)
cała droga moja© niradhara
Na południe, w stronę gór, oznacza niestety konieczność przyjechania kilkunastu kilometrów w towarzystwie zmotoryzowanych mieszczuchów, pędzących drogą wzdłuż kaskady Soły na długi weekend. Jazda w spalinach nie jest moją ulubioną rozrywką, szybko więc zjeżdżamy z głównej drogi w stronę Rychwałdu. Tu, na północnych stokach Pasma Pewelsko-Ślemieńskiego, w jego zachodniej części znajduje się znane sanktuarium maryjne.
sanktuarium w Rychwałdzie© niradhara
Sanktuarium to kościół św. Mikołaja z cudownym obrazem Matki Bożej Rychwałdzkiej, Pani Ziemi Żywieckiej. Pochodzący z początku XV w. obraz nieznanego autora, wykonano na desce lipowej o rozmiarach 91,5 cm na 113,5 cm. W 1655 r. podarowała go kościołowi w Rychwałdzie właścicielka dóbr ślemieńskich - Katarzyna z Komorowskich Grudzińska. W 1965 r. obraz został koronowany koronami papieskimi przez kardynałów Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyłę. Od XVII wieku sanktuarium jest miejscem licznych pielgrzymek z Żywiecczyzny, a także innych stron naszego kraju oraz ze Słowacji.
ołtarz główny© niradhara
cudowny obraz© niradhara
Murowany kościół w stylu barokowym wybudowano w połowie XVIII w. Najcenniejszym elementem wystroju jest ołtarz główny w tzw. stylu rejencji (przejściowym między barokiem i rokoko). Podobnie jak dwa ołtarze boczne w prezbiterium i ambona, jest dziełem Szymona Gogolczyka z Frydka.
organy© niradhara
ambona© niradhara
ołtarz boczny 1© niradhara
ołtarz boczny 2© niradhara
Kościół jest przepiękny, pora jednak ruszać dalej. Droga z Rychwałdu w stronę Żywca jest bardzo malownicza. W dodatku niemal pusta i jedzie się naprawdę wyśmienicie :)
opuszczamy Rychwałd© niradhara
panoramka okolic Rychwałdu© niradhara
A właściwie byłoby wyśmienicie, gdyby nie te nadciągające czarne chmury i ponure odgłosy grzmotów. Pilnie obserwujemy niebo, zastanawiając się czy złapie nas burza, czy też zdołamy uciec.
droga z Rychwałdu do Żywca© niradhara
widoczek z drogi 1© niradhara
widoczek z drogi 2© niradhara
widoczek z drogi 3© niradhara
W drodze do Żywca mijamy dwór Kępińskich. Projekt młodopolskiego dworu w Moszczanicy sporządził krakowski artysta Eugeniusz Dąbrowa-Dąbrowski. Dwór tak spodobał się Józefowi Piłsudskiemu, że wraz ze swoją świtą postanowił w 1934 r. spędzić tu wakacje. W ramach przygotowań doprowadzono do dworu prąd elektryczny, na co w innych warunkach czekano by jeszcze w tej wsi kilka lat. Dom został zupełnie przemeblowany, przy czym jego centralnym punktem stał się wielki mahoniowy stół przeniesiony z salonu do gabinetu, gdzie Piłsudski często aż do świtu konferował ze sztabowcami. Ponieważ marszałek po takich naradach sypiał do południa, kazał sobie, jeszcze przed przybyciem, zawiesić w sypialni czarne story. Lubił kwiaty, więc ogrodnik codziennie przywoził z Żywca pełen wóz kwiatów, które rozstawiano w gmachu i na tarasie. Hm, ja tam wolałabym mniej kłopotliwych gości.
dworek Kępińskich© niradhara
Znów słychać odgłosy burzy, w związku z czym Piotrek odmawia jazdy boczną drogą, którą chce nas poprowadzić GPS i nieoczekiwanie lądujemy w Żywcu. Fatalnie, jest wprawdzie ścieżka rowerowa, ale kończy się po kilkuset metrach i trzeba lawirować między blachosmrodami, których ilość jest doprawdy spora. Oddychamy z ulgą dopiero gdy skręcamy w stronę Trzebini.
droga przez Trzebinię© niradhara
kolejny widoczek© niradhara
Paskudne chmurzyska nas dogoniły i siąpi coraz mocniej, ale na długim podjeździe taki deszczyk to miły czynnik chłodzący. Piotrek zaczyna marudzić, że przez te podjazdy jedziemy wolno i nie zdążymy przejechać założonych 104 km. Oczywiście jest to moja wina, bo proponując jazdę w rejonie górskim zapomniałam uprzedzić, że teren jest tu trochę pofalowany ;)
Kajman na podjeździe© niradhara
zjazd do Juszczyny© niradhara
Wreszcie docieramy do drewnianego kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Juszczynie Średniej. Zbudowano go w latach 1924-27. Wnętrze jest obite deskami i pomalowane na ciemny kolor. Wyposażenie ma charakter neogotycki. Możemy je podziwiać i sfotografować przez szybę w wewnętrznych drzwiach.
kościół w Juszczynie© niradhara
wnętrze kościoła 1© niradhara
wnętrze kościoła 2© niradhara
wnętrze kościoła 3© niradhara
Jest już pora obiadowa, ale w okolicy na próżno szukać jakiejś restauracji. Uzupełniamy zatem zapas suchego prowiantu i napojów w wiejskim sklepiku. Padający deszcz, znaczne obniżenie się temperatury i pęd powietrza w czasie długiego zjazdu do Cięciny sprawiają, że zaczynam tęsknić za beztrosko pozostawionymi w domu nogawkami.
kościół w Cięcinie© niradhara
Naszym celem jest kościół Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej w Cięcinie. Obecny kościół w swej najstarszej części wzniesiony został w 1542 roku. Aż do roku 1789 funkcjonował jako filia kościoła parafialnego w Radziechowach. W późniejszych latach dobudowano nową zakrystię i skarbiec-oratorium, wydłużono nawę i przesunięto wieżę ku zachodowi. Zbudowano także nowy babiniec i nową wieżyczkę na sygnaturkę. W 1896 roku Antoni Stopka – artysta z Makowa Podhalańskiego, wykonał malarstwo ścienne i stropowe. Wyposażenie wnętrza jest barokowe. Znajdują się w nim liczne ołtarze. Ołtarzem głównym jest ołtarz św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Nieznane jest jego pochodzenie, autorstwo wykonania, ani też fundacja.
wnętrze kościoła© niradhara
w oczekiwaniu na młodą parę© niradhara
Do domu wracamy przez Radziechowy. Deszcz przestał padać, nad nami świeci słońce, zrobiło się niemal upalnie, ale burzowe chmury wciąż krążą po niebie i straszą. Jedne zostały daleko za nami, inne pojawiły się gdzieś nad Bielskiem. Znów loteria – zleje nas czy nie?
Radziechowy - rodzinne strony Autochtona© niradhara
znów goni nas burza© niradhara
Bardzo lubię drogę z Radziechów do Buczkowic. Wytyczono tu czerwony szlak rowerowy. Są zjazdy i podjazdy, mało aut, a przede wszystkim rozległe, piękne widoki. Można tu spotkać wielu bikerów. Piotrkowi też się podoba i przestał narzekać, że nie jest płasko :)
widok na Lipową© niradhara
Żylica© niradhara
dąb w Rybarzowicach© niradhara
Kiedy docieramy do Łodygowic okazuje się, że po raz pierwszy mamy okazję zajrzeć do wnętrza opisywanego już przez nas wcześniej na BS drewnianego kościoła pw. św. Szymona i św. Judy Tadeusza. Szczęście najwyraźniej nam dziś sprzyja :)
kościół w Łodygowicach© niradhara
wnętrze kościoła© niradhara
organy© niradhara
Z Łodygowic wracamy wzdłuż kaskady Soły. Ruch samochodowy w dalszym ciągu jest duży, a droga wąska. Czasem mam wrażenie, że auta nieomal ocierają się o mój rower. W dodatku wiatr postanowił spłatać nam psikusa i wieje prosto w twarz. Brr, jak zimno! Na rozgrzewkę wstępujemy na lody w Porąbce. Radzieccy uczeni już dawno udowodnili, że lody jako posiłek kaloryczny, wcale nie chłodzą tylko rozgrzewają ;)
Jezioro Żywieckie© niradhara
oj, popływałoby się :)© niradhara
Piotrek na bieżąco śledzi wskazania licznika i zamiast kierować się w stronę ciepłego domu, robimy jeszcze pętelkę przez Bujaków. W końcu licznik pokazuje upragnione 104 km, a zarazem pierwszy tegoroczny Piotrkowy tysiączek. Będzie co świętować :)