Wpisy archiwalne w kategorii

Integracja BS

Dystans całkowity:3282.74 km (w terenie 295.50 km; 9.00%)
Czas w ruchu:02:10
Średnia prędkość:18.86 km/h
Suma podjazdów:16775 m
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:60.79 km i 2h 10m
Więcej statystyk

zamek biskupi w Siewierzu

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(12)
Ach, ileż wspaniałych wrażeń dostarczył wczorajszy BSOrient. Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Opustoszał camping w Błędowie. Piotrek i ja jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy pozostali na niedzielę. Monika i Tomek proponują wspólną przejażdżkę do zamku w Siewierzu.

ruiny zamku biskupiego w Siewierzu © niradhara


Towarzyszyć nam będzie Karolina. Kilka kilometrów przejadą z nami również Darek i Piotrek. Już w Łośniu natrafiamy na nieoczekiwaną atrakcję – paradę wozów strażackich i przemarsz orkiestr dętych z okazji święta OSP.

raz na ludowo © niradhara


strażacy świętują © niradhara


orkiestry dęte © niradhara


Monika pełni funkcję przewodniczki. Trasę zaplanowała tak, by oszczędzić nam błota I piachu. Cieszę się niezmiernie, bo wczorajsze ganianie po chaszczach wystarczy mi na długo.

jak dojechać do Siewierza? © niradhara


zwarty szyk © niradhara


Od dawna już chcieliśmy zobaczyć zamek w Siewierzu, jeden z najlepiej zachowanych zamków jurajskich. Dziś wreszcie mamy okazję i wyjątkowe szczęście – zamek jest otwarty i można zwiedzić wnętrze. Monika i Tomek poświęcają się i pilnują rowerów, a my wchodzimy do środka. Historia zamku sięga XIII wieku. Początkowo był siedzibą kasztelanii. Pierwotna budowla była drewniano-ziemna. Murowany zamek prawdopodobnie na początku 2 poł. XIV w. Pierwszym jego elementem był cylindryczny stołp o średnicy 9 metrów.

no i dojechaliśmy © niradhara


W 1443 księstwo siewierskie wraz z zamkiem i miastem wykupił od zadłużonego księcia Wacława I cieszyńskiego, biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki. Po kilkuletnim sporze z innymi książętami śląskimi, biskupi krakowscy przyjęli świecki tytuł książąt siewierskich, a Księstwo Siewierskie stało się prawie niezależnym organizmem politycznym z własnym wojskiem, sejmem, monetą, surowym sądem, szlachtą. Zamek zaczął pełnić rolę administracyjnej i politycznej siedziby Księstwa Siewierskiego.

brama wjazdowa © niradhara


dziedziniec robi wrażenie © niradhara


W XVI wieku biskupi rozbudowywali zamek. Książę biskup Piotr Tomicki kazał rozebrać gotycki stołp, a materiał z niego posłużył do budowy nowych mieszkalnych skrzydeł zamku w części zachodniej i reprezentacyjnego budynku południowego. Nadało to kompleksowi charakter renesansowej rezydencji z dziedzińcem otoczonym drewnianymi gankami.

zaczynamy zwiedzanie © niradhara


Biskup Franciszek Krasiński umocnił zamek, przystosowując go do wykorzystywania broni palnej. Dodany został dodatkowy mur zewnętrzny i taras artyleryjski. Brama została umocniona ciekawym barbakanem. Mury oblewała fosa i wody Czarnej Przemszy.

byle tylko nie wpaść w ręce kata! © niradhara


może ten dzielny rycerz mnie obroni? © niradhara


Kolejnej przebudowy dokonano na przełomie XVII i XVIII w. Z czasem zamek zaczął jednak chylić się ku upadkowi. W 1790 Sejm Wielki zlikwidował księstwo siewierskie wcielając je do Rzeczypospolitej. Opuszczony w 1790 r. przez księcia biskupa Feliksa Pawła Turskiego zamek od tamtej pory zaczyna niszczeć. Obecnie prowadzone są prace mające na celu zabezpieczenie budowli, zmierzające do zachowywana zamku w stanie tzw. trwałej ruiny.

wieże są po to, żeby na nie wchodzić © niradhara


i patrzeć z nich w dół © niradhara


Usatysfakcjonowani zwiedzaniem jedziemy dalej, zobaczyć Kościół św. Macieja Apostoła w Siewierzu. Został on wzniesiony w XVI wieku nieopodal zamku biskupiego, następnie przebudowany w XVII i XVIII wieku. Świątynię otacza mur z XVIII w. z piękną bramą biskupią.

Kościół św. Macieja Apostoła w Siewierzu © niradhara


brama biskupia © niradhara


Nad głównym wejściem umieszczony jest namalowany na drewnie okazały herb bp. Kajetana Sołtyka wraz z datą 1783 roku, kiedy to kościół, z jego inicjatywy, został przebudowany w stylu barokowym, aby był ozdobą Księstwa Siewierskiego.

herb bp. Kajetana Sołtyka © niradhara


Przez szybkę w drzwiach zaglądamy do środka i robimy fotkę. Szkoda, że nie można wejść.

wnętrze kościoła © niradhara


Z kościoła tylko kilka obrotów kół na rynek. Zatrzymujemy się obok fontanny ozdobionej rzeźbą przedstawiającą dwie siewierskie panny w tańcu. Mają one ponoć nawiązywać do znanej ludowej piosenki „Od Siewierza jechał wóz”, tak w każdym razie wykombinowali twórcy projektu rewitalizacji rynku.

siewierskie panny © niradhara


a to my na rynku © niradhara


Burczenie w brzuszkach przypomina nam, że pora na małe co nieco. Zajadając zapiekanki studiujemy mapę i kombinujemy, jak by tu zatoczyć pętelkę. Plan mamy dobry, ale udaremnia go straż miejska. Trwa maraton MTB i choć wyglądamy niemal tak samo, jak zawodnicy, to strażnicy-służbiści nie chcą nas przepuścić ;-)

którą drogą wrócić? © niradhara


ktoś się tu ściga i zamknęli drogę © niradhara


coraz mniej takich pomników © niradhara


No trudno, niektóre obiekty, jak np. tą brzęczącą stację transformatorową utrwalimy sobie lepiej w pamięci, przejeżdżając obok niej raz jeszcze.

coś tu bzyczy jak wielki rój pszczół © niradhara


Czas mija nieubłaganie, wracamy na camping, pora się rozstać. Moniko, Karolino, Tomku, dziękuję za wspólną jazdę i urocze towarzystwo. Do zobaczenia znów na jakiejś pięknej pustej drodze :-)

pod szarym niebem © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

BSOrient 2012

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(18)
Dwa lata minęły już od niezapomnianego Kosmicznego Rajdu na Orientację, w czasie którego miałam przyjemność poznać wielu wspaniałych rowerowych przyjaciół. Do dziś wspominam go z rozrzewnieniem, gdy zatem Monika, czyli Kosma100 wraz z Tomkiem (T0mas82), postanowiła zorganizować BSOrient wiedziałam, że nie może nas tam zabraknąć.

studiowanie mapy © niradhara


Monika - organizatorka rajdu © niradhara


Na Eurocampingu w Błędowie zjawiliśmy się już w piątek. Tym razem nocne rodaków rozmowy toczyły się przy upojnych dźwiękach gitary. Dostąpiliśmy zaszczytu poznania legendarnego twórcy Bikestats Boskiego Blase’a :-)

Wiku jest prawdziwym wirtuozem gitary © niradhara


Sobotni ranek. Większość zawodników zjawia się dopiero dziś. Powitania, rozdanie map, krótka odprawa i start. Do wyboru są dwie trasy. Zarówno Piotrek, jak i ja, nie lubimy się ścigać, decydujemy się zatem na trasę rekreacyjną. Zapowiada się wspaniała zabawa, bo wspólnie z nami jadą: Karolina (Tymoteuszka), Darek (Djk71), Wiktor (WRK97), Igorek (Igor03) oraz Marian (Franek810).

przygotowania do startu © niradhara


Igorek jest już gotów do startu © niradhara


twórca Bikestats Boski Blase © niradhara


ach, uścisnąć dłoń Boskiego Blase'a! © niradhara


Monika zaczyna odprawę © niradhara


Amiga z radością w sercu i uśmiechem na ustach czeka na start © niradhara


najmłodszy uczestnik BSOrient © niradhara


wszystko trzeba uwiecznić na fotkach © niradhara


zgrana ekipa © niradhara


chwila zadumy © niradhara


ostatni rzut oka na mapę © niradhara


no to ruszamy! © niradhara


PK 03 – skrzyżowanie dróg imienia Igorka i Wiktora znajdujemy bez problemu. Nikomu nie wystarcza perforowanie karty startowej, wszyscy muszą jeszcze sporządzić dokumentację zdjęciową :-)

Darek robi dokumentację fotograficzną PKO3 © niradhara


Wiku na trasie © niradhara


PK 01 –umieszczony w okolicy Młyna Młynarza również nie sprawia problemów. W pewnym momencie robi się przy nim nawet dość tłoczno.

w pobliżu Młyna Młynarza © niradhara


Mavic też tu czegoś szuka © niradhara


ależ tłok się zrobił przy tym punkcie © niradhara


Jedziemy dalej, do PK 02 – skrzyżowania dróg Dejotka i Anetki. Z mapy wynika, że leży on przy wąskiej ścieżce nad rzeką. Niestety, poszukiwania są bezskuteczne. W końcu zniecierpliwiony Darek dzwoni do Moniki. Okazuje się, że na mapę wkradł się błąd, punkt położony jest nieco dalej. No, teraz to już bułka z masłem!

chaszcze muszą być! © niradhara


coś tu się nie zgadza z mapą! © niradhara


szukajcie a znajdziecie! © niradhara


Do PK 06 można przejechać terenem, wybieramy jednak okrężną drogę asfaltową, by przy okazji zobaczyć zabytkowy dworek w Krzykawce.

znów na asfalcie © niradhara


dworek w Krzykawce © niradhara


chwila przerwy na podziwianie zabytku © niradhara


PK 06 – kapliczka pod wezwaniem Boskiego Blase’a. Cóż tu pisać, nazwa wystarczająco dobitnie sugeruje, że jest to najważniejszy punkt na trasie! Zaliczamy go w pięknym stylu :-)

gdzieś tam jest kapliczka pod wezwaniem Boskiego Blase'a © niradhara


Igorek obsługuje perforator © niradhara


O PK 09 czyli mostku AniK, Monika mówiła na odprawie z szelmowskim uśmiechem na ustach. Tu nie ma perforatora, należy tylko odczytać hasło, to ostatnie jednak jest tak sprytnie ukryte, że bez zmoczenia nóg ani rusz! No, wreszcie Piotrek przestanie się ze mnie śmiać, że mój Kellysek to rower bagażowy. Ściągam buty, wchodzę do wody i pstrykam fotkę, a potem tryumfalnie wyciągam z sakwy ręcznik ;-)

Biała Przemsza jest żółta © niradhara


ten punkt jest nadzwyczaj przemyślnie ukryty © niradhara


nie ma zmiłuj, trzeba wejść do wody © niradhara


Jahoo, już wiemy! © niradhara


PK 05 – kryjówka Wudza, jest starannie ukryty w chaszczach. Przedzieramy się przez nie raniąc sobie nogi i rozdzierając ubranie kolcami jeżyn czy jakichś innych kaktusów. Teraz już wiem, dlaczego przed startem podpisywaliśmy oświadczenie, że nie będziemy zgłaszać żadnych pretensji do organizatora, który nie odpowiada za straty moralne i materialne ;-)

gdzie ta piątka, do licha? © niradhara


Najbardziej lajtowy jest PK 08 – wielbłąd Mariantrucka. Tu robimy sobie też pamiątkową fotkę zbiorową, żeby było czym się chwalić i co wspominać.

kolejny punkt zdobyty © niradhara


pamiątkowa fotka z wielbłądem © niradhara


widoczek z trasy © niradhara


Obecność wielbłąda sugeruje, że w pobliżu jest jakaś pustynia. Zaiste, PK 04 umieszczono przy Pustyni Mavika. Bezkresna piaskownica przypomina o beztrosce lat dziecinnych i wywołuje chęć zabawy. Czemu nie? Mamy dużo czasu. Panowie szaleją, a ja oddaję się wspomnieniom zlotu sprzed dwóch lat.

dobrze, że Monika nie zakopała punktu w tej wielkiej piaskownicy © niradhara


chwila zabawy © niradhara


jazda na maxa! © niradhara


Ostatni z punktów na trasie rekreacyjnej to PK 07 czyli pomnik Utatu i Arta75. Zaliczamy go, ale że czujemy pewien niedosyt, postanawiamy jeszcze odnaleźć sobie coś ekstra. Wybór pada na zabytkowy dwór modrzewiowy w Niegowonicach. Jest tam, gdzie być powinien, schowany jednak przed oczami wścibskich turystów i fotografów za gęstymi drzewami. Trudno, pocieszymy się znalezieniem sklepu z zimnym izotonikiem :-D

ostatni punkt na naszej trasie © niradhara


szukamy modrzewiowego dworu w Niegowonicach © niradhara


Do bazy wracamy znacznie przed czasem. Czeka tu już na nas wspaniały makaron z mięsem i warzywami, serwowany przez Monikę. Mniam, mniam!

meldujemy się w bazie © niradhara


pamiątkowa fotka drużyny © niradhara


Wieczorem następuje uroczysty finał imprezy – rozdanie medali i dyplomów. Niezależnie jednak od zdobytych punktów i miejsc, wszyscy czują się wygrani. Świetna zabawa i doborowe towarzystwo. To był naprawdę cudowny dzień!

Drodzy Organizatorzy, dziękuję za serce i wysiłek włożony w perfekcyjne przygotowanie BSOrientu. Jesteście wspaniali :-))))))

rozdanie nagród © niradhara


szczęśliwi uczestnicy BSOrient © niradhara


magia ognia © niradhara


No i jeszcze… nie mogłam się oprzeć, by nie podjechać do Błędowa i nie zrobić nocnej fotki kościoła. Statyw w sakwie to przecież nie tylko balast :-D

kościół w Błędowie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Jezioro Czerniańskie

Niedziela, 9 września 2012 · Komentarze(11)
Dziś wielkie święto – urodziny Janusza. Z samego rana wszyscy campingowi przyjaciele składają mu życzenia. Janusz to świetny facet, więc przyjaciół ma mnóstwo i zanim udało nam się wyruszyć, było już dosyć późno. Skład ekipy mały, ale dobrany: Piotrek, Janusz i ja. Celem jest Jezioro Czerniańskie.

Jezioro Czerniańskie © niradhara


szczęśliwy solenizant © niradhara


wodospad na Wisełce © niradhara


Jezioro Czerniańskie to sztuczny zbiornik utworzony w celach retencyjnych i jako rezerwuar wody pitnej w miejscu połączenia Białej i Czarnej Wisełki. Po zaporze spaceruje jak zwykle sporo ludzi podziwiających widoki. My też chwilę podziwiamy, robimy pamiątkową fotkę i jedziemy dalej.

troje muszkieterów © niradhara


Jezioro Czerniańskie © niradhara


Biała Wisełka wyschła © niradhara


naturalny prysznic © niradhara


Niewiele mamy dziś czasu, objeżdżamy więc tylko jezioro od strony północnej i penetrujemy niezwykle malowniczą dolinę Białej Wisełki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę.

wjeżdżamy do doliny © niradhara


wąwóz Białej Wisełki © niradhara


kocioł eworsyjny © niradhara


pora wracać © niradhara


pożegnanie z jeziorem © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wzdłuż Wisły

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(13)
Oj, to była impreza!
XII ogólnopolski zlot karawaning.pl – integracja przy ognisku, upojne dźwięki gitar i śpiewy do rana. Teraz dziwnie ciężko wstać i wskoczyć na siodełko! Nie dla nas dziś stromizna podjazdów i górskie widoki. Piotrek i Janusz przystają na moją propozycję przejechania się lajtową trasą wzdłuż Wisły.

most wiszący nad Wisłą © niradhara


XII zlot karawaning.pl © niradhara


noc, ognisko i gitara © niradhara


Pierwszy przystanek robimy przy drewniany pałacyku myśliwskim w Wiśle. Pochodzi z końca XIX w., a wybudowano go w stylu alpejskim. Do I wojny światowej Habsburgowie traktowali go jako schronienie podczas polowań w tutejszych lasach, a następnie został przekształcony w schronisko górskie. W 1985 r. został przeniesiony z polany Przysłop pod Baranią Górą na dzisiejsze miejsce, czyli ul. Lipową (obok dworca autobusowego). Obecnie jest siedzibą PTTK. Zameczek nie jest przeznaczony do zwiedzania, ale warto obejrzeć go z zewnątrz i pstryknąć fotkę.

pałacyk myśliwski © niradhara


Fotki można też pstrykać Wiśle – królowej polskich rzek, która tu jeszcze wygląda dość niepozornie. Siadam zatem nad miniaturowym wodospadzikiem i pozwalam się sfocić.

pstrykający Kajman © niradhara


nad wodospadzikiem © niradhara


Naszym głównym celem jest zamek w Grodźcu uznawany za jeden z piękniejszych tego typu obiektów na Śląsku Cieszyńskim. Pierwotny zbudowany został w XIV w. Od swych początków związany był z rodziną Grodeckich (Grodzieckich) z Brodu. Obecny zamek wystawił około 1580 r. Henryk Grodecki. Jest to dwupiętrowy, prostokątny budynek z trzema wieżami pośrodku elewacji frontowej i kolejnymi trzema od strony parku, co nadaje obiektowi charakter średniowiecznej warowni.

zamek Grodeckich © niradhara


zamek Grodeckich © niradhara


W rękach Grodeckich pozostawał do poł. XVII w. odkąd zamieszkali w nim baronowie Marklowscy z Żebraczy, Sobkowie z Kornic i Larischowie. W 1772 r. stał się własnością baronów Kalischów, zaś w XIX w. poprzez ożenki należał do baronów Zoblów von Giebelstadt oraz hrabiów Zamoyskich, którzy w 1884 r. sprzedali go bialskiemu przemysłowcowi von Strzygowskiemu. Od niego kupił zamek w roku 1927 dr Ernest Habicht, zamek odrestaurował i otoczył opieką bogate zbiory zamkowe z cenną biblioteką. Obecnie zamek jest własnością prywatną.

zamek Grodeckich © niradhara


park zamkowy © niradhara


Nie bardzo lubię wracać tą samą drogą, więc szybki rzut oka na mapę i jedziemy. Wkrótce okazuje się, że okiem nie należy jednak zbyt gwałtownie rzucać! Leśna droga robi się coraz węższa, aż wreszcie zanika. Przedzieramy się przez krzaczory, brnąc na azymut do ścieżki rowerowej.

na przełaj © niradhara


Wzdłuż Wisły po obu stronach wytyczone są trasy rowerowe, choć więc na załączonej mapce ślad się niemal pokrywa, to w rzeczywistości z powrotem jechaliśmy nieco inaczej.

ścieżka rowerowa nad Wisłą © niradhara


i znów wodospady © niradhara


płynie Wisła, płynie © niradhara


jak ktoś nie lubi campingów może zamieszkać tu © niradhara


też niezła miejscówka © niradhara


W mieście Wisła, jak zwykle w sobotę, tłumy ludzi. Bohatersko opieramy się pokusie kupienia na pamiątkę ciupagi i góralskiego kapelusika, udekorowania rowerów balonikami oraz zawarcia bliższej znajomości z Myszką Miki. Byle tylko dalej od tego gwaru i tłoku!

rozrywka dla mas © niradhara


na sportowo i na galowo © niradhara


Piotrek chyba zgłodniał © niradhara


w centrum Wisły harcują myszy © niradhara


Wracamy na camping, gdzie czeka na nas doktor Ed ze wzmacniającym zastrzykiem witamin. Dobrze, że opieka medyczna jest tu na najwyższym europejskim poziomie, bo przed nami przecież kolejna noc przy ognisku :-D

opieka medyczna na najwyższym poziomie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

mymłon przyrody

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(11)
Mały Jasio pyta tatę:
- Tato, tato co to jest mymłon?
- A dlaczego pytasz synku?
- Bo mama mówiła do pana Zdzicha "połóż głowę na mymłonie", a ja nie wiem co to mymłon...


Jezioro Turawskie © niradhara


My wiemy :-D
Zaliczywszy w ciągu ostatnich dni wszystkie lokalne atrakcje turystyczne (w zawrotnej liczbie trzech), postanowiliśmy (Piotrek, Janusz i ja) nacieszyć się trochę „mymłonem” przyrody, czyli objechać leśnymi ścieżkami Jezioro Turawskie.

ledwo ruszyliśmy a Piotrek już foci © niradhara


nasi kampingowi przyjaciele © niradhara


Jezioro Małe © niradhara


Jezioro Turawskie, zwane również Dużym, pełne jest uroku. Życie kwitnie w nim bujnie, szczególnie w postaci glonów, których nie uświadczycie ani w Jeziorze Średnim, ani w Małym. Puchaty kożuszek nadaje wodzie oryginalną szmaragdową barwę, a miłośnicy kąpieli nie muszą wydawać w salonach kosmetycznych majątku za maseczki z algami ;-)

Jezioro Turawskie Duże © niradhara


prawie algi © niradhara


czy to o tym wieszcz pisał "nurza się w zieloność i jak łódka brodzi"? © niradhara


Są tu też ptaszki rozmaite i pracowite pszczółki. Jedna taka użądliła nawet Janusza w wargę, gdy usiłował zjeść swoją własną kanapkę z kiełbasą. Uzyskała tym samym efekt bardziej spektakularny od ulubionego przez słynne aktorki i inne celebrytki powiększania ust implantami silikonowymi, ale malkontent Janusz nie wiedzieć czemu nie okazał entuzjazmu.

będzie miodek © niradhara


W okolicach jeziora wytyczono mnóstwo szlaków rowerowych. Ich twórcy kierowali się zasadą: turysta powinien czuć się bezpieczny, ale wolny. Zgodnie z nią znaki ostrzegają gdy np. ścieżka skręca w prawo, żeby jakiś rowerowy nieudacznik, rozpędzony na piaszczystym podłożu nie zderzył się ze ścianą lasu, natomiast na rozwidleniu dróg pozostawia się każdemu swobodę wyboru, a kolejne oznaczenia szlaku umieszcza w bezpiecznej odległości od tegoż rozwidlenia, gwarantując tym samym pełną suwerenność podjętych decyzji ;-)

szlaków rowerowych jest tu dostatek © niradhara


to ja, na szlaku © niradhara


Piotrek i Janusz © niradhara


Tak czy inaczej szczęśliwi ci, co tak jak ja chodzili do szkoły w zamierzchłej, prymitywnej epoce, gdy z braku GPS-ów uczono dzieci czytania map i rozróżniania stron świata.

plaża na północnym brzegu Jeziora Turawskiego © niradhara


A tak serio… Trasa wokół Jeziora Turawskiego jest malownicza, ciekawie poprowadzona, a zmęczeni upałem i spragnieni rowerzyści mogą robić przerwy w jeździe, by zażyć kąpieli lub uzupełnić izotoniki w licznych przydrożnych barach ;-)

jeszcze jeden widok na jezioro © niradhara


rowerzyści lubią żubry © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

spotkanie z triceratopsem

Sobota, 7 lipca 2012 · Komentarze(8)
Upał, zimne piwo i nocne śpiewanie – to przepis na idealną żonę. Taką, co to złego słowa mężowi nie powie, bo głos straciła. Mowa oczywiście o mnie ;-) Na szczęście jeździć na rowerze można w milczeniu, wyruszamy zatem zaraz w południe (trzeba było imprezę odespać) we troje, tzn. Piotrek, Janusz i ja, na poszukiwanie lokalnych atrakcji.

troje na moście © niradhara


W Szczedrzyku natrafiamy na pomnik poległych żołnierzy niemieckich. Nie przyglądam się bliżej tablicy i nie fotografuję jej, a szkoda. Dopiero po powrocie do domu doczytuję w necie o związanym z pomnikiem lokalnym skandalu.

pomnik poległych żołnierzy niemieckich w Szczedrzyku © niradhara


Szczedrzyk w okresie III Rzeszy został nazwany Hitlersee czyli Jeziorem Hitlera. Wkrótce potem odsłonięto pomnik upamiętniający szczedrzyczan, którzy zginęli w czasie I wojny światowej. Na pomniku znalazł się napis mówiący o wdzięczności mieszkańców Hitlersee. Po wojnie pomnik przetrwał, gdyż przedstawiał św. Jerzego. Tylko napis przykryto cementem. W latach 90. na pomniku pojawiły się tablice z nazwiskami szczedrzyczan, którzy jako żołnierze hitlerowscy polegli w trakcie II wojny światowej. W 2002 r. szczedrzyczanie postanowili odsłonić stary napis ze słowem Hitlersee, czym wzbudzili sensację. No cóż, pokrętne są drogi do sławy :-(

święty Jerzy walczy ze smokiem © niradhara


Jedziemy dalej. Krajobraz monotonny, czasem tylko przy drodze trafi się jakaś kapliczka.

ależ tu płasko... nuda © niradhara


Piotrek szacuje plony © niradhara


Dojeżdżamy do Ozimka. Tu znajduje się największa lokalna atrakcja - most wiszący na rzece Mała Panew, oddany do użytku 12 września 1827. Było to całkowicie pionierskie rozwiązanie techniczne, wyprzedzające dotychczasowe osiągnięcia w tej dziedzinie. Autorem mostu, projektantem i wykonawcą został Karl Schottelius, królewski mistrz hutniczy.

most w całej okazałości © niradhara


Na brzegach zbudowano murowane przyczółki, na których ustawiono po dwa filary wykonane z ażurowych, odlewanych płyt. Skręcone ze sobą śrubami tworzyły bryły ostrosłupów o ściętych wierzchołkach, połączonych belkami, również ażurowymi. W ten sposób po obu stronach rzeki powstały dwa żeliwne portale. Między nimi rozpięto, po cztery na stronę, łańcuchowe cięgna, przechodzące przez filary u ich szczytów i zamocowane za filarami, na stałe w gruncie. Łańcuch składał się z kutych ogniw łączonych dodatkowo sworzniami. Przęsło mostu zawieszono na cięgnach z pojedynczych prętów. Jezdnia składała się z drewnianych belek. Był to pierwszy tego rodzaju most wiszący w Europie. Arcydzieło śląskich architektów i odlewników z Gliwic i Ozimka jest dziś zabytkiem klasy zerowej, a na początku XIX wieku było rewelacją światową.

Mała Panew © niradhara


na moście wiszącym © niradhara


most w miniaturze © niradhara


Kierujemy się w stronę Krasiejowa. Jak dotąd poruszaliśmy się po drogach asfaltowych, teraz czerwony szlak rowerowy prowadzi nas przez jakiś czas terenem, wzdłuż brzegu Małej Panwi.

most w ruinie © niradhara


Jak podaje Wikipedia, największe w Polsce wykopaliska paleontologiczne prowadzone są w pobliskim Krasiejowie. W obrębie skał górnego triasu w dwóch pokładach napotkano masowe nagromadzenia dużych fragmentów szkieletów jeziornych i lądowych kręgowców sprzed około 230 mln lat. Światowy rozgłos zyskało znalezienie przez zespół profesora Jerzego Dzika licznych szczątków dinozauromorfa silesaurus opolensis. Występują też liczne skamieniałości płazów z grupy labiryntodontów i gadów z grupy „tekodontów”. Odkryto także sfenodonty, ryby, bezkręgowce i rośliny.

dama z triceratopsem ;-) © niradhara


W centrum Krasiejowa, w budynku starej szkoły, mieści się Muzeum Paleontologiczne. Zamknięte na głucho. No i słusznie, bo skoro bilet kosztuje nędzne trzy złote, to nie opłaca się wpuszczać wścibskich turystów!

cóż za uroczy uśmiech © niradhara


Krasiejowski JuraPark, w przeciwieństwie do muzeum, jest czynny. Nic dziwnego, tu za bilet buli się 36 zeta od głowy i interes się kręci. Rowery trzeba zostawiać przed wejściem, bez gwarancji, że będą tam czekać po zakończeniu zwiedzania. Pokręciliśmy więc najpierw głowami, potem zakręciliśmy pedałami, zostawiając za sobą rozczarowane naszym brakiem zainteresowania dinozaury.

oj, narobili tych parków jurajskich... © niradhara


Pomimo uporczywego przyglądania się mapie, nie zlokalizowaliśmy żadnych innych atrakcji, korzystając zatem z rozwiniętej sieci ścieżek rowerowych udaliśmy się na kamping, by zanurzyć rozpalone ciała w chłodnej toni jeziora :-D

szlak rowerowy © niradhara


najpiękniej jest nad jeziorkiem © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

do Turawy

Piątek, 6 lipca 2012 · Komentarze(6)
Odkąd Piotrek został aktywnym użytkiem forum karawaning.pl, co jakiś czas jeździmy na zloty podobnych nam włóczykijów. Tym razem spędziliśmy miło weekend na minizlociku nad Jeziorem Średnim w pobliżu Turawy.

no to startujemy © niradhara


Najbardziej znane i największe jest oczywiście Jezioro Turawskie – zbiornik retencyjny na Małej Panwi. Jezioro Średnie i Jezioro Małe znajdują się przy południowym brzegu Jeziora Turawskiego – „Dużego”. Powstały na miejscach wydobycia żwiru wykorzystanego do budowy zapory.

campingowe życie © niradhara


Woda w Jeziorze Średnim ma idealną na upalne dni temperaturę, jest czyściutka, plaże są piaszczyste, a camping „Turawik 2”, choć odbiega znacznie od standardu europejskiego, ma wiele zalet – jest położony nad samym brzegiem, zacieniony i tani.

Jezioro Średnie © niradhara


Jeśli do tego dodać towarzystwo kochające śpiewy przy gitarze, to naprawdę miło można spędzić czas :-)

Jezioro Średnie © niradhara


Najwszechstronniejszą osobą w owym towarzystwie jest Janusz czyli Jasiep46 - kocha wycieczki rowerowe, ma wspaniałe poczucie humoru, śpiewa i gra na gitarze. Kto raz usłyszał „Cyganeczkę Zosię” w jego wykonaniu, ten z pewnością uzna w nim mistrza :-)

Jezioro Turawskie © niradhara


Jezioro Turawskie © niradhara


Właśnie z Januszem wyruszyliśmy w piątek na krótki rekonesans do Turawy. Jedyną atrakcją tej mieściny jest pochodzący z początku XVII wieku, wielokrotnie rozbudowywany i przebudowywany, a obecnie niszczejący pałac. Władze gminy chcą go ponoć opchnąć za jedyne 2 mln, ale że koszt samego remontu elewacji wyszacowano na 40 mln, to chętnych chwilowo brak.

pałac w Turawie © niradhara


pałac w Turawie © niradhara


pałac w Turawie © niradhara


pałac w Turawie - detale © niradhara


Z Turawy pojechaliśmy jeszcze nad Jezioro Srebrne (inne nazwy to Osowiec, Zielone lub Szmaragdowe) znajdujące się w lasach w okolicach wsi Osowiec i oddalone o około 4 km od jeziora "Dużego". Powstało na miejscu zalanego wyrobiska. Do dłuższego pozostania nad nim zniechęcił nas jednak straszliwy łomot, który w pojęciu właściciela miejscowej budy z piwem miał być przyciągającą turystów muzyką.

Jezioro Srebrne © niradhara


Na camping wróciliśmy tuż przed burzą. Najpierw zerwał się wiatr, potem dokładnie nad nami pojawiła się wielka czarna chmura, z której lunęły strugi deszczu. Pojawiły się też efekty specjalne w postaci błyskawic, dodające uroku imprezie :-)

miło jest siedzieć pod daszkiem w czasie ulewy © niradhara


Ileż razy jeszcze mam bisować? Dajcie mi wreszcie spokój z tą "Cyganeczką"! © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Przedborski Park Krajobrazowy

Sobota, 5 maja 2012 · Komentarze(13)
Po wczorajszym prysznicu buty nie zdążyły jeszcze wyschnąć. Dla mnie i dla Piotrka to nie problem, mamy inne na zmianę, ale Jacek musi owinąć nogi woreczkami foliowymi. Na szczęście słońce grzeje coraz mocniej i jest szansa na wyschnięcie w czasie jazdy.

słoneczko pięknie nas opala © niradhara


Znające doskonale te tereny Jacek podjął się roli przewodnika po Przedborskim Parku Krajobrazowym. Zaczynamy od rezerwatu Murawy Dobromierskie. Piękne krajobrazy, słońce, śpiew ptaków i zapach kwitnących drzew sprawiają, że jazda jest prawdziwą przyjemnością.

Murawy Dobromierskie © niradhara


studiowanie mapy © niradhara


architektura zrujnowana © niradhara


Jacek prowadzi nas bocznymi asfaltowymi drogami, gdzie widok samochodu jest rzadkością lub romantycznymi dróżkami leśnymi. Tak docieramy do rezerwatu Piskorzeniec. Miejsce niezwykle urokliwe, aż dziw bierze, że nie ma tu tłumu turystów.

takie drogi lubię © niradhara


rezerwat Piskorzeniec © niradhara


staw Piskorzeniec © niradhara


urokliwe miejsce © niradhara


Tuż obok przepływa Czarna Włoszczowska. I ot niespodzianka jak w ruskim cyrku – był most i nie ma mostu. Trudno, trzeba wybrać inną drogę.

Czarna Włoszczowska © niradhara


tu czas stanął w miejscu © niradhara


wyścig z traktorem © niradhara


Dojeżdżamy do Żeleźnicy. Tereny wokół niej należały niegdyś do Puszczy Nadpilickiej. Była to kraina lesista, podmokła, oblana wodami rzeki i do dziś zachowane bory przypominają dawną puszczę. Polował tu często król Kazimierz Wielki. W „Kronice” Jana z Czarnkowa możemy znaleźć taki zapis:

Roku Pańskiego 1370, miesiąca września, dnia ósmego, który był dniem Narodzenie Najświętszej Marii Panny, gdy tak często wzmiankowany najjaśniejszy król Kazimierz bawił na dworze Przedbórz, przezeń na nowo razem z miastem założonym, a przepięknie i zbytkownie urządzonym, chciał, jak to było w jego zwyczaju, iść na łowy jeleni. Gdy już jego wóz królewski był przygotowany i król chciał wsiadać do niego, niektórzy z wiernych radzili mu, aby ten dzień jechania na łowy zaniechał. Zgadzając się na to, król zamierzał już był pozostać, atoli któryś niecnota podszepnął mu parę słów o jakiejś - ja podobniej do prawdy sądzą - zabawie, wskutek czego król, nie zważając na rozsądną radę, wsiadał na wóz i pospieszył do lasu na łowy. Tam nazajutrz goniąc jelenia, gdy się koń pod nim przewrócił, spadł z niego i otrzymał niemałą ranę w lewą goleń...

Kiedy po sześciu wiekach otworzono grobowiec królewski w katedrze wawelskiej, stwierdzono prawdziwość zapisu kronikarza o złamaniu nogi.

miejsce wypadku © niradhara


Było trochę historii Polski, pora na egzotykę. Jacek pokazuje nam Centrum Japońskich Sportów i Sztuk Walki Dojo w Starej Wsi. Niewątpliwe ciekawe miejsce. Największe wrażenie robią jednak na mnie ceny ;-)

Dojo w Starej Wsi © niradhara


Od jakiegoś czasu napęd w rowerze Jacka wydaje dziwne piszczące odgłosy, jakby groził, że w każdej chwili może się rozsypać. Zmusza nas to do zmiany planów. Jacek proponuje przejazd na skróty, przez Fajną Rybę. Wydawałoby się, że to dziwna nazwa dla wzgórza, ale ilość i głębokość zagradzających nam drogę kałuż wskazują, iż jest to nadzwyczaj przyjazne dla ryb środowisko ;-)

uważaj złotko, żeby nie wpaść w błotko ;-) © niradhara


Niestety, żadnej nie udało nam się złapać. Po dotarciu do asfaltu nadchodzi chwila rozstania – Jacek udaje się do domu (ma przed sobą jeszcze ponad sto kilometrów), a my jedziemy do Bąkowej Góry, by zobaczyć znajdujące się tam ruiny zamku i dworek.

w stronę Przedbórza © niradhara


ruiny zamku w Bąkowej Górze © niradhara


ktoś mnie obserwuje © niradhara


dworek w Bąkowej Górze © niradhara


Tereny Przedborskiego Parku Krajobrazowego zauroczyły mnie. Dziękuję Ci, Jacku, że zechciałeś je nam pokazać :-)


magneticlife.eu because life is magnetic

czasem słońce czasem deszcz

Piątek, 4 maja 2012 · Komentarze(11)
Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel …. A właściwie to troje Kajman, Jasiep46 i ja. Wstaliśmy rano z mocnym postanowieniem wykręcenia setki. Korzystając z otrzymanej od harcerzy ulotki z zaznaczonymi lokalnymi zabytkami, szybko opracowałam trasę.

kolegiata w Kurzelowie © niradhara


Na niebie słońce, w powietrzu zapach bzu. Jest cudnie! Docieramy do Kurzelowa, gdzie znajduje się gotycka kolegiata pw. Wniebowzięcia NMP z 1360 roku i drewniana kaplica cmentarna św. Anny z XVII wieku. Oczywiście obie zamknięte na głucho, możemy je pooglądać jedynie z zewnątrz.

kapliczka cmentarna w Kurzelowie © niradhara


Jedziemy dalej. W Maluszynie zatrzymujemy się, by zobaczyć pozostałości po zburzonym w 1945 roku pałacu i kościół parafialny pw. św. Mikołaja. Nagle dzwoni telefon. To Yacek. Okazuje się, że siedzi właśnie na campingu pod naszą przyczepą. Umawiamy się w Wielgomłynach.

pałac w Maluszynie © niradhara


kościół w maluszynie © niradhara


W Wielgomłynach zatrzymujemy się pod zabytkowym zespołem klasztornym paulinów. W kościele odbywa się właśnie msza żałobna i nie wypada robić zdjęć. Szkoda.

zespół klasztorny w Wielgomłynach © niradhara


Dzwonię do Jacka. Jest jeszcze kawałek drogi za nami, zmieniamy więc planowane miejsce spotkania i wyruszamy dalej. W Niedośpielinie zatrzymujemy się przy drewnianym kościele parafialnym pw. św. Katarzyny i Wojciecha. Niestety zamknięty. Irytujące, bo w drewnianych kościołach zazwyczaj najciekawsze są wnętrza. Zaczynam się zastanawiać z jakich funduszy remontuje się stare kościółki. Jeśli dokłada do tego państwo (czyli m.in. ja – podatnik) to należałoby sobie chyba życzyć, żeby takie zabytkowe obiekty były udostępniane do zwiedzania, a nie służyły wyłącznie do celów kultowych.

kościół w Niedośpielinie © niradhara


Jacek dogania nas w Kobielach Wielkich. Ma już za sobą ponad setkę. Jestem wzruszona, że chce jeszcze pełnić funkcję przewodnika po okolicy. Zna ją dobrze, bo stąd właśnie pochodzi jego rodzina.

Jacek nas dogonił © niradhara


kościół w Kobielach Wielkich © niradhara


tu stał dom, w którym urodził się Reymont © niradhara


bez komentarza © niradhara


Jacek kocha polne i leśne drogi. Wjeżdżamy więc w teren.

pustka rozległych pół © niradhara


kraina wiatraków © niradhara


Imponujących zabytków brak, ale zawsze można wypatrzeć taką ciekawostkę jak stary piec wapienniczy.

piec wapienniczy © niradhara


Już jakiś czas temu niebo nad nami zasnuły czarne chmury. Zaczyna kropić, przybliżają się odgłosy burzy. Postanawiamy wracać na kamping. Aby ominąć ruchliwą krajówkę decydujemy się na boczne drogi i … grzęźniemy w piachu. Żebyśmy mieli co wspominać, deszcz przybiera na sile. Woda chlupie w butach, a tempo jazdy żółwie. Wreszcie poddajemy się i wracamy na krajówkę… Byle szybciej do suchego miejsca.

I na koniec zrobiona mi przez Jacka fotka. Wielkie dzięki za nią, Jacku. To jedyna pamiątka, wszak buty i ciuchy wyschły ;-)

W deszczu © Yacek



magneticlife.eu because life is magnetic

wyprawa z rycerskiego grodu

Sobota, 21 kwietnia 2012 · Komentarze(15)
Jak każdy prawdziwy fanatyk karawaningu z niecierpliwością czekam zawsze na rozpoczęcie sezonu. W tym roku było ono szczególnie atrakcyjne – pojechaliśmy z Piotrkiem na zlot zorganizowany w Polsko-Czeskim Centrum Szkolenia Rycerstwa, mającym siedzibę w drewnianym obiekcie stylizowanym na średniowieczny gród. Znajduje się on w Gminie Byczyna nad zbiornikiem retencyjnym Biskupice – Brzózka.

frekwencja na zlocie dopisała © niradhara


wnętrze grodu © niradhara


Wśród naszych karawaningowych znajomych jest też jeden bikestatowicz – Janusz. Jasne więc było, że nie na darmo zabieramy rowery. Trasę zaplanowałam jeszcze w domu. Niemal w każdej wiosce jest zabytkowy drewniany kościół, a i pałaców sporo. Poza tym zabudowa szczególnie atrakcyjna nie jest. Od czasu do czasu uwagę przyciągają tylko ruiny poniemieckich budynków.

ruina, choć ne zabytek © niradhara


kiedyś pewnie był tu folwark © niradhara


Zwiedzanie zaczęliśmy od poewangelickiego kościoła p.w. MB Królowej Polski z 1585 r. Mieliśmy wielkie szczęście, miłe panie właśnie go sprzątały i dzięki temu udało nam się zobaczyć wnętrze. Zrobiło na mnie naprawdę wielkie wrażenie, to prawdziwa perełka architektury drewnianej.

koścół w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


wnętrze kościoła w Jakubowicach © niradhara


Dalej, pustą szosą (samochód to tu prawdziwa rzadkość) popedałowaliśmy w stronę Proślic. Znajduje się tu m. in. pałac wybudowany na przełomie XVIII i XIX w.

Piotrek i Janusz podziwiają pałac © niradhara


pałac w Proślicach © niradhara


pałac w Proślicach © niradhara


Jest też drewniany kościół z 1580 roku. Znów mieliśmy farta i udało nam się wejść do środka. Kolejne urzekające wnętrze!

kościół w Proślicach © niradhara


kościół w Proślicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proslicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proślicach © niradhara


wnętrze kościoła w Proślicach © niradhara


Wioski, przez które przejeżdżaliśmy sprawiały trochę przygnębiające wrażenie. Niewiele nowych domów, pozostałe zaniedbane, a często opuszczone. Na szczęście dalej GPS poprowadził nas polnymi drogami, na których mogliśmy podziwiać rozległe widoki, a od czasu do czasu cieszyć się kąpielami błotnymi ;-)

zabytek klasy zero © niradhara


na rozstaju dróg © niradhara


wybraliśmy teren © niradhara


Dotarliśmy do Miechowej. Tu znajduje się drewniany poewangelicki kościół p.w. Świętego Jacka, zbudowany jako kaplica w 1529 roku i kilkakrotnie rozbudowywany. Niestety, szczęście nas opuściło, kościół jest zamknięty na głucho :-(


kościół w Miechowej © niradhara


W czasie przejazdu przez wieś naszą uwagę przyciągają ruiny klasycystycznego dworu. Elewacje zachowały tylko ślady podziałów ramowych i ozdobnych detali.

dwór w Miechowej © niradhara


niewiele zostało z pięknych niegdyś detali © niradhara


dwór w Miechowej © niradhara


Kolejny odcinek polnej drogi. Panowie mają ze mnie niezły ubaw, bo na widok pojawiającego się czasem błota rośnie mi ciśnienie i temperatura ciała. Tak to niestety bywa z rowerzystkami specjalnej troski ;-)

i znów polna droga © niradhara


Dojeżdżamy do Gołkowic. Tu, w przydrożnej restauracji zamawiamy schab cygański, a później, posileni, jedziemy oglądać kościół p.w. św. Jana Chrzciciela. Drewniana świątynia, początkowo ewangelicka, została wzniesiona w latach 1766-67. Wewnątrz zachowało się barokowe wyposażenie z XVIII w. oraz późnogotycki tryptyk z końca XV w. Niestety, możemy sobie o tym tylko poczytać, bo kościół jest zamknięty.

kościół w Gołkowicachśw. jana chrzciciela © niradhara


W Gołkowicach znajduje się także wzniesiony w 1750 r. barokowy pałac. Obecny właściciel urządził w nim gospodarstwo agroturystyczne.

pałac w Gołkowicach © niradhara


pałac w Gołkowicach © niradhara


Następny na trasie jest pałac w Roszkowicach. Został wybudowany w 1845 r. dla Wilhelma von Cramon-Taubadel. W 1914 r. rezydencja została przebudowana w stylu eklektycznym przez Bertrama von Cramon-Taubadel. Po 1945 r. pałac wraz z resztą posiadłości został upaństwowiony i przekazany w zarząd Państwowemu Przedsiębiorstwu Rolnemu Roszkowice. Obecnie w Internecie można znaleźć ofertę sprzedaży zabytkowej rezydencji.

pałac w Roszkowicach © niradhara


pałac w Roszkowicach © niradhara


pałac w Roszkowicach © niradhara


Dalej jedziemy do Gosławia zobaczyć neoklasycystyczny dwór z 1925roku, wybudowany przez rodzinę von Garnier.

dwór w Gosławiu © niradhara


W planach był jeszcze dwór w Paruszowicach. Niestety, dżips nie miał naniesionej na mapie polnej drogi, którą pojechaliśmy na skróty i trochę się pogubiliśmy, a potem trzeba było się sprężać, żeby zdążyć na uroczyste pieczenie udźca :-)

udźce już się pieką © niradhara


mniam, mniam :-) © niradhara


Janusz, dziękuję za wspólną jazdę :-)


magneticlife.eu because life is magnetic