Wpisy archiwalne w kategorii

architektura drewniana

Dystans całkowity:4002.05 km (w terenie 227.50 km; 5.68%)
Czas w ruchu:07:56
Średnia prędkość:17.42 km/h
Suma podjazdów:24710 m
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:76.96 km i 3h 58m
Więcej statystyk

do wariatkowa

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(11)
Budzikom śmierć! W każdym razie temu, który miał mnie dziś rano poderwać do weekendowej setki. Nie wykonał zadania. Choć napełnił dom hałasem straszliwym, ja i tak spałam snem sprawiedliwego… No, a potem było zbyt późno, by wybrać się gdzieś dalej. Nie miałam koncepcji, co by tu z sobą zrobić w takiej sytuacji, więc wolno sączyłam jedną kawę za drugą, aż stężenie kofeiny osiągnęło poziom konieczny do wyrwania z letargu rozleniwionych komórek mózgowych. Eureka! Należałoby wreszcie sfocić dwór w Rajsku. No, to jadę :)

dwór w Rajsku © niradhara


Nie jest to szczególnie ciekawy zabytek i niewiele o nim wiadomo. Na przełomie XVIII i XIX wieku należał do Bobrowskich. Z tego okresu pochodzi pierwsza wzmianka o istnieniu w Rajsku dworu. Z inicjatywy Karola Zwillinga w połowie XIX w. został przebudowany w stylu neogotyckim. Otrzymał wówczas ośmioboczną więżę usytuowaną w narożniku południowo-wschodnim, okazałe narożne sterczyny w formie wieżyczek zwieńczonych krenelażem oraz krenelażową attykę nadwieszoną na konsolkach. Kolejna przebudowa dworu została przeprowadzona na początku XX w. przez Wincentego Zwillinga, a dotyczyła głównie wystroju środkowej części fasady. Obecnie znajduje się tu szpital psychiatryczny. W zapewne wyląduję niebawem na stałe, jeśli sz. pani ministerka nadal będzie reformować oświatę z takim zacięciem i tak sensownie jak do tej pory :(

całkiem ładna wieżyczka © niradhara


Pierwszy cel zaliczony. Teraz pora na wyjaśnienie dręczącej mnie od jakiegoś czasu zagadki. Na mapie Ziemi Oświęcimskiej Wydawnictwa Galileos znajdujący się w Woli kościół św. Urbana zaznaczony jest jako drewniany. Nie figuruje jednak w spisie kościołów leżących na szlaku architektury drewnianej .

Stawy Harmęże © niradhara


królowa polskich rzek © niradhara


gniazdko ciasne, ale własne © niradhara


Wola, ulica Szkolna 29. To tu. Kościół pw. św. Urbana Papieża i Męczennika w Woli poświęcony 17 września 1861 przez wrocławskiego biskupa sufragana Adriana Włodarskiego . Murowany. Więc jednak… to tylko błąd na mapie :(

rozczarowanie © niradhara


Tereny wokół Woli obfitują w szlaki rowerowe, choć krajobraz do najpiękniejszych nie należy. Płasko, gdzie nie spojrzeć jakaś kopalnia. Dobrze, że są chociaż stawy. Kołują nad nimi mewy, głośno krzyczą. Ciekawe, o czym?

KWK Piast II © niradhara


kopalnia Brzeszcze © niradhara


tupot białych mew © niradhara


Stawy Góra © niradhara


Przejeżdżam obok kościoła św. Barbary w Górze. Ten jest drewniany. Przypuszcza się, że pochodzi z końca XV wieku i został ufundowany przez zamożną rodzinę Brodeckich, która była właścicielem Góry przed 1493 rokiem. Pierwsza źródłowa informacja o kościele pochodzi z 1596 roku.

kościół św. Barbary © niradhara


dzwonnica © niradhara


Byłam tu już kilka razy, ale dopiero dziś, po raz pierwszy, mogę zobaczyć wnętrze. Wprawdzie tylko przez szybę w drzwiach, ale lepszy rydz niż nic. Wnętrze jest skromne. To ze względu fakt, że przez pewien czas kościołem zarządzali kalwini. Nie było w tym czasie mensy ołtarzowej a jedynie wolno stojący stół, na wzór kościołów reformowanych. W wyniku rekatolizacji, której podjęli się Habsburgowie, kalwini zostali zmuszeni do opuszczenia Góry i całej ziemi pszczyńskiej.

widziane przez szybkę © niradhara


ołtarz © niradhara


najbardziej podoba mi się sufit © niradhara


ambona © niradhara


Teraz nastawiam GPS na Wilamowice, żeby sprawdzić czy uda się jakoś uniknąć przejazdu przez ruchliwe jawiszowickie ronda. Oczywiście, udało się, tyle że trzeba się było telepać terenem .

trochę wertepów © niradhara


znajomy widok © niradhara


Przed Wilamowicami zobaczyłam przy drodze stadko saren. Właśnie zamierzałam pstryknąć im fotkę, gdy zadzwonił telefon. To Piotrek wrócił z pracy i postanowił wskoczyć na rower i wyjechać mi naprzeciw. Sarny uciekły. Nic to, ważne, że choć kilka kilometrów przejedziemy razem :)

witaj Piotrek :) © niradhara


uwaga, nadlatuje! © niradhara


śmigło w zadek i można lecieć © niradhara


Szanownych Czytelników, których nie zdołałam uśpić przydługim wpisem, zapraszam do rzucenia okiem na nowy rower, który pojawił się w naszej stajni i poczytania opisu kolejnego dnia wyprawy Marcina do Santiago de Compostella.


magneticlife.eu because life is magnetic

suchy prowiant i setka

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(26)
Trasę do Barwałdu zaplanowałam już dawno. Wyruszamy z Piotrkiem przed dziewiątą. Wieje zimny wiatr, ale słońce świeci mocno, żywimy więc nadzieję, że koło południa się ociepli.

z Kajmanem zawsze jest super © niradhara


Droga prowadzi przez Czaniec i Andrychów. Widoczność jest wspaniała, koniecznie trzeba zrobić górkom pamiątkową fotkę.

widoczek z drogi przez Czaniec © niradhara


Dojeżdżamy do Zagórnika, tu zatrzymujemy się na chwilę . Piotrek wnikliwie studiuje graffiti i robi fotki. Ja zresztą też.

dobrze, że ktoś to wreszcie wyremontuje © niradhara


przeznaczenie obiektu zgorszyło Kajmana © niradhara


i poszedł się pomodlić © niradhara


Z Zagórnika kierujemy się w stronę Inwałdu. Najpierw dość uciążliwy podjazd, a potem nagroda – czyli rozległa panorama. Widać stąd pałac w Inwałdzie, który bezskutecznie usiłowałam niedawno sfotografować szukając szczelin w ogrodzeniu. Kolejną nagrodą jest długi zjazd. To lubię.

przed nami Inwałd © niradhara


otoczony murem pałac mozna sfocić z góry © niradhara


a tam w dali Park Miniatur i dinozaury © niradhara


Z Inwałdu jedziemy kawałek główną drogą, a gdy tylko się da uciekamy od ruchu, kierując się w stronę Choczni. Cały czas jedziemy u podnóża Beskidu Małego, możemy więc cieszyć oczy pięknymi widokami.

pod chmurką © niradhara


Omijamy Wadowice, kierując się przez Gorzeń Dolny. Znajduje się tu dworek Zegadłowicza, opisywany już kiedyś przeze mnie na blogu.

przed dworkiem Zegadłowicza © niradhara


Kajman na trasie © niradhara


Skawa © niradhara


Za Wadowicami wracamy na chwilę na główną drogę, żeby popatrzeć na znajdujące się przy niej Collegium Marianum Księży Pallotynów.

opactwo © niradhara


Z głównej drogi skręcamy w kierunku Kleczy Górnej. Znajduje się tu dwór zbudowany w drugiej połowie XIX wieku. Fundatorem był Przecław Sławiński. Budynek usytuowany został na północnym stoku Jaroszowickiej Góry. Równocześnie z dworem wzniesiono pozostałe zabudowania gospodarcze i założono park. Według tradycji kilkakrotnie bywał tu Rydz-Śmigły i malował starą lipę rosnącą w parku. Posiadłość wielokrotnie zmieniała właścicieli, w latach powojennych została przejęta przez Spółdzielnię Rolniczą z Inwałdu, a w r. 1963 dwór wraz z parkiem zakupiła WSS „Społem" z Krakowa, wykorzystując go na cele szkoleniowe, kolonie i wczasy. W r. 1991 dwór stał się własnością prywatną. Po remoncie przystosowano go do celów mieszkalnych. Całość otoczona jest solidnym murem.

posiadłość za murem © niradhara


wreszcie coś widać © niradhara


pałacyk w Kleczy Górnej © niradhara


Wreszcie udało się zrobić fotkę. Jedziemy dalej do głównego celu naszej wycieczki, czyli Barwałdu Dolnego. Historia miejscowości jest długa. Parafia w Barwałdzie należy do najstarszych w Diecezji Krakowskiej. Po raz pierwszy została odnotowana w wykazach Świętopietrza w 1326 r. W 1474 r. za zasługi dla dynastii Jagiellonów - król oddał Barwałd, Szaflary i Żywiec panom Komorowskim herbu Korczak. Wsie zamku barwałdzkiego tworzyły tzw. królewszczyznę barwałdzką zwaną również królestwem barwałdzkim. Znajdujący się tu zabytkowy kościół pw. św. Erazma pochodzi z końcaXVIII w. Został oddany do użytku i konsekrowany w 1782 r. Fundatorem świątyni był Jan Biberstein – ówczesny starosta barwałdzki. Wieża kościoła jest pozostałością po poprzednim XVI-wiecznym kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Kościół był wielokrotnie remontowany. W latach 30-tych pokryto go dachówką, w miejsce gontów i dobudowano część zachodnią. Ostatnią kompleksową konserwację i remont przeprowadzono w latach 1985-1990 staraniem ks. Jana Dubiela. Wrócono m.in. do gontowego pokrycia dachu.

i znów architektura drewniana © niradhara


Znów jedziemy kawałek główną drogą i rozglądamy się pilnie, by nie przegapić znajdującego się przy niej schronu niemieckiego z 1944 roku. Jest to schron dla działa Regelbau 701. Schron odnajdujemy, ale Piotrkowi nie chce się chodzić po krzakach, żeby mu się bliżej przyjrzeć. Cykam więc tylko fotkę z daleka i jedziemy dalej.

a może by tak schronic się przed wiatrem © niradhara


Na chwilę zatrzymujemy się jeszcze, by zrobić z daleka fotkę dworu w Kleczy, obok którego wcześniej przejeżdżaliśmy i jedziemy dalej.

pałac widziany z góry © niradhara


kościół w Rogatce © niradhara


Kajman bada kolejny obiekt © niradhara


Dojeżdżamy do pałacu w Kleczy Dolnej. Został on wzniesiony przez Duninów około 1850 roku na terenie istniejącego wcześniej założenia dworskiego. Pałac zlokalizowany jest w północnej części wsi. Budynek skierowany frontem na zachód, jest częścią pozostałości dawnego zespołu pałacowo-ogrodowego z pierwszej poł. w. XIX, powstałego na kanwie wcześniejszego układu dworskiego z sadem i ogrodem włoskim. W wyniku późniejszej przebudowy poddasze zaadaptowano na cele mieszkalne.

i znów pałac © niradhara


Po II wojnie światowej majątek został rozparcelowany, a sam pałac dopiero w roku 1956 przeszedł na własność Skarbu Państwa. Po roku. 1956 w pałacu mieściły się mieszkania robotników Państwowego Ośrodka Maszynowego zorganizowanego na terenie dawnego zespołu dworsko-folwarcznego. W roku 1993 pałac został sprzedany prywatnemu inwestorowi.

pałac - detal © niradhara


Drogę powrotną miałam dokładnie zaplanowaną, ale Piotrkowi zachciało się eksperymentów i postanowił skorzystać z usług GPS. Ten, jak zwykle, wyprowadził nas w pole.

Babia Góra widoczna jak na dłoni © niradhara



Energochłonna jazda i upływ czasu sprawiły, że zgłodnieliśmy okropnie. Fajnie byłoby zjeść jakiś obiad. Niestety, byliśmy in the middle of nowhere. Trzeba było zadowolić się suchym prowiantem :(

trochę terenu © niradhara


parka zakochanych Kellysków © niradhara


Umówiłam się kiedyś z moimi uczniami – gimnazjalistami, że na lekcjach matematyki nie będziemy używać słowa „trudne”. Mówimy więc, że zadanie jest: „banalne, ciekawe, bardzo ciekawe, szczególnie interesujące”. Trzymając się tej terminologii muszę napisać, że droga powrotna była bardzo ciekawa, a nadzwyczaj interesujące były te fragmenty, gdy jechaliśmy pod górę i pod wiatr ;)

i znów Babia © niradhara


widoczek © niradhara


jeszcze jeden widoczek z drogi © niradhara


Z Tomic prowadzi do domu znana nam dobrze droga, ale Piotruś po raz kolejny postawił na GPS i nie zrażał go wcale fakt, że zamiast na południe pojechaliśmy na północ. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu zahaczyliśmy o Przybradz i zobaczyliśmy piękny drewniany dwór na podmurowaniu, usytuowany na wysokiej skarpie nad doliną Wieprzówki. Źródła podają, że na przełomie XIX i XX wieku dwór należał do Smolarskich (w jednym ze źródeł nazywa się go dworem Smolarskich). Po wojnie majątek został rozparcelowany. Od 1959 roku we dworze mieściło się przedszkole. Obecnie znajdują się w nim mieszkania socjalne.

dworek nad stawem © niradhara


Dalej jechało nam się coraz trud.. tzn. coraz ciekawiej. Wiało jak diabli, było zimno, a i na brak podjazdów nie można było narzekać.

mroczno i wieje © niradhara


Gdy jednak doturlaliśmy się do Kęt wiatr w cudowny sposób ustał i stwierdziliśmy, że głupio byłoby nie zaliczyć setki. No i dlatego na mapce wyszła taka śmieszna pętelka z ogonkiem.


magneticlife.eu because life is magnetic

pielgrzymka do Pielgrzymowic

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(19)
Pielgrzymowice miałam w planie już od dawna. Leżą dostatecznie daleko od nas, byśmy mogli zrobić z Piotrkiem weekendową setkę. Dodatkową atrakcją wycieczki miało być testowanie nowego nabytku czyli kompaktu Sony DSC-HX1. Aparacik ów, nabyty w sobotę, ma mi zastąpić lustrzankę na rowerowych wycieczkach.

Piotrek na podjeździe © niradhara


Ranek jest mglisty, góry na horyzoncie ledwo widoczne. Przy ustawieniu automatyki na widok aparat radzi sobie kiepsko, zdjęcie jest nieco prześwietlone i niezbyt wyraźne. Gdy słońce pada na ekran, obraz na nim nie jest wystarczająco wyraźny, trudno go wykadrować. To akurat przewidziałam i wybrałam model z wizjerem. Niestety do wizjera w lustrzance ma się on nijak. To stanowczo nie ta klasa.

zamglone góry © niradhara


Dojeżdżamy do Rudzicy. Jest tu bardzo ciekawa Galeria Stracha Polnego, którą opisałam już na blogu. Tym razem mamy się przyjrzeć zaznaczonemu na mapie dworkowi. Pierwszy, drewniany dwór obronny stanął w tym miejscu około roku 1300. Późniejszy, murowany postawił baron Jerzy Leopold Skarbiński, dziedzic Rudzicy. Pod budynkiem zbudowano rozległą sieć tuneli oraz lochy. Miały one służyć ucieczce, w przypadku napadów obcych wojsk na dwór. Jedno z przejść podziemnych wychodziło w lesie farnym, tuż przy obecnej kaplicy św. Wendelina. Obecnie jest ono zasypane.

dwór w Rudzicy © niradhara


W XVIII wieku Rudzicę dziedziczył Ksawery Poniński. W 1802 roku cały majątek wraz z lasami kupił książę Albrecht Habsburg. Do czasów I wojny światowej pieczę nad tymi ziemiami sprawowali zarządcy książęcy .Po wojnie ziemię rozdzielono między chłopów, przy dworze zostawiono tylko 100 ha. Po II wojnie światowej nastąpiła konfiskata majątku na rzecz PGR-u. W dworze urządzono najpierw ośrodek zdrowia, a później mieszkania. Budynek wygląda tragicznie. Jedyne, na co warto popatrzeć, to rosnące obok stare drzewa.

drzewo © niradhara


Rudzica leży na wzniesieniu, a do Iłownicy, gdzie dalej się kierujemy, prowadzi piękny, długi zjazd. To lubię :)

widok na Iłownicę © niradhara


Niewątpliwą zaletą kompakciku jest sposób robienia panoramy. Nie trzeba niczego sklejać. Wystarczy nacisnąć spust migawki i powoli przesuwać aparat zgodnie ze wskazaniem na ekranie.

panoramka © niradhara


Za Iłownicą GPS podstępnie wciąga nas w teren. Najpierw jedziemy uroczą leśną drogą, ale wkrótce zmienia się ona w obrzydliwe usypisko kamoli. Rozumiem, że ktoś zapewne miał dobre intencje i chciał zasypać błoto, ale czy ja wyglądam jak walec drogowy? Od kiedy to obowiązuje nowa wersja powiedzenia: „Przyjedzie Ela i wyrówna”?

tego nie lubię © niradhara


Przejeżdżamy przez Drogomyśl. Tu zauważamy nieoznaczony na mapie zespół parkowo-dworski z początków XVIII wieku. W jego skład wchodzi dwór z dziedzińcem, budynek gospodarczy. Elewacje wszystkich budynków przebudowano w XIX wieku. Wokół dworu rozciąga się park i ogród z cennymi gatunkami drzew i krzewów. Obecnie w dworze mieści się ośrodek opiekuńczo - wychowawczy. Oczywiście – sfocony i zaliczony.

pałac w Drogomyślu © niradhara


W czasie robienia fotki znad płotu znakomicie sprawdza się uchylny ekranik w aparacie.

pałac i zespół parkowy © niradhara


Od Iłownicy teren jest niemal płaski. Jedziemy lokalnymi gminnymi drogami, prowadzącymi między stawami. Nad głowami wrzeszczą mewy. Od czasu do czasu mijamy jakiś lasek, z którego wychodzą na wypas sarny. Na nasz widok uciekają wprawdzie, ale i tak udało mi się zrobić im fotkę. To kolejna zaleta kompakciku – optyczny zoom x20. Stabilizacja jest na tyle dobra, że niweluje wszelkie drgania ręki.

ptasia wyspa © niradhara


mewy © niradhara


brzozy © niradhara


Kajman w całej okazałości © niradhara


nie chciały pozować © niradhara


Docieramy wreszcie do głównego celu naszej wycieczki. Kościół p.w. św. Katarzyny w Pielgrzymowicach zbudowany został w latach 1675-80 w miejscu poprzedniego, pochodzącego prawdopodobnie z XIV w. kościoła protestanckiego. Wieżę dobudowano w 1746 r. Kościół przebudowano w l. 1908-11 r., wówczas też powiększono go i zmieniono kształt bryły.

kościół w Pielgrzymowicach © niradhara


Mamy szczęście. Kościół jest otwarty. Możemy podziwiać ołtarz główny z obrazami z XIX i z XVII w., ołtarz boczny z XVIII w., ambonę w stylu barokowym oraz bardzo ciekawe sklepienie.

ołtarz główny © niradhara


ambona © niradhara


Tu znowu Sony pokazuje co potrafi. W ciemnym pomieszczeniu robi zdjęcia bez użycia lampy błyskowej w trybie redukcji rozmazania. Polega on na tym, że jedno naciśnięcie spustu powoduje wykonanie serii zdjęć z krótkimi czasami otwarcia migawki. Zdjęcia te są następnie poddawane obróbce i łączone w jedno, co eliminuje zakłócenia.

sklepienie © niradhara


Dalej kierujemy się do Bzia Zameckiego. Znajduje się tu późnorenesansowy dwór obronny z początku XVII w., przebudowywany w późniejszych latach, częściowo spalony w 1945 r., po wojnie odbudowany. Obecnie okupowany przez NFZ. Obok znajdują się pozostałości po parku dworskim z pomnikowymi dębami. Nic ciekawego.

siedziba NFZ © niradhara


W okolicach Jaworza są złoża węgla koksującego. Wydobywa się je w kopalni „Pniówek”. Stanowi ona taki dysonans na tle pagórków, lasów i stawów, że aż wjeżdżamy w pola, żeby ją sfocić.

zabudowania kopalni © niradhara


Piotrek też ją uwiecznia © niradhara



Za nami już sporo kilometrów, ale zmęczenie nie osłabia Piotrkowej czujności. Wypatrzył przy drodze kolejny krzyż z czaszką.

kolejny do kolekcji © niradhara


ciekawe czemu nie ma dolnej szczęki © niradhara


Dojeżdżamy do Mizerowa. Znajduje się tu zespół dworski zbudowany w poł. XIX w. dla książąt pszczyńskich, przebudowany w wieku XX.


dwór w Mizerowie © niradhara



a to pojazd mizerowskiej straży ognistej © niradhara


Zatoczyliśmy koło wokół Zbiornika Goczałkowickiego. Jego fotek dziś jednak nie będzie. Tym razem postanawiamy przejechać przez tamę, tworzącą znajdujący się w pobliżu Zbiornik Łącki. Wybudowano go w 1986 roku w środkowym biegu rzeki Pszczynki. Czoło zapory przylega niemal do Dzikiej Promenady - części Parku Pszczyńskiego, a istniejące tu do dziś aleje - dębowe czy kasztanowe - prowadzą prosto do zamku i miasta.

na tamie © niradhara


Na tamie tłumy spacerowiczów, rowerzystów i rolkarzy. Jak dla nas – za duży tłok, więc szybko spadamy.

widok na zalew © niradhara


W Łące zatrzymujemy się obok drewnianego kościółka. Byłam tu niedawno, ale tym razem mamy więcej szczęścia, bo kościół jest otwarty i możemy zrobić zdjęcie wnętrza.

kościół w Łące © niradhara


wnętrze © niradhara


Jazda bocznymi drogami ma swój urok, ale też jeden wielki minus – w lesie są paśniki dla saren a nie restauracje. Jest już późno, a my ciągle bez obiadu. Postanawiamy zatem nadłożyć nieco drogi, by wreszcie zjeść coś konkretnego. W parku zdrojowym w Goczałkowicach wpadamy do knajpki jak dwa wygłodniałe wilki. No, może trochę przesadzam, wszak kelnerka uszła z życiem ;)

po zachodzie © niradhara


Nasyceni i zadowoleni z życia jedziemy w stronę domu. Słońce chowa się za horyzont, a z nadejściem ciemności zaczyna się walka o przetrwanie – czyli jak ominąć monstrualne dziury w drodze, gdy oślepiają nas reflektory jadących z przeciwka aut. Udało się – bezpiecznie docieramy do domu :)


magneticlife.eu because life is magnetic

drewniana setka

Sobota, 5 marca 2011 · Komentarze(25)
Mieliśmy jechać razem. Niestety niespodziewanie okazało się, że Piotrek ma popołudnie zajęte i jeśli chcę jechać gdzieś dalej, to muszę wybrać się sama. Nie miałam opracowanego planu, wybrałam więc wariant „gdzie oczy poniosą”.

stawy w Landku wciąż zamarznięte © niradhara


Poniosło mnie w kierunku Jeziora Goczałkowickiego. Pewnie dlatego, że dawno tam nie byłam. Słońce świeciło, ale w twarz wiał zimny, nieprzyjemny wiatr. Na dodatek rozrzucony na polach nawóz zapewniał darmowe, niezwykle oryginalne inhalacje.

o jakże trudno uwiecznić na zdjęciu świeży wiosenny zapach obornika! © niradhara


W okolicach Chybia zauważyłam krzyż z czaszką. Nie wiem, czy Piotrek ma go już w swojej kolekcji, ale na wszelki wypadek zrobiłam obiektowi pamiątkową fotkę.

Kajman się ucieszy © niradhara


kolejna czaszka © niradhara


Po przejechaniu mostu na Wiśle zmieniłam kierunek jazdy i wiatr przestał mi dokuczać. Postanowiłam zjechać na chwilę do Strumienia, usiąść na ławeczce w rynku, posilić się kanapką, no i oczywiście zrobić kilka fotek.

most na Wiśle © niradhara


Rynek w Strumieniu cechuje zabytkowy układ urbanistyczny. Stojące przy nim domy pochodzą z okresu XVII – XIX wieku. Barokowy ratusz wybudowany został w 1628 roku.

pomnik Chrystusa Króla © niradhara


zabytkowy rynek w Strumieniu © niradhara


kamieniczka - detal 1 © niradhara


kamieniczka - detal 2 © niradhara


kamieniczka - detal 3 © niradhara


Konsumując kanapkę przyglądałam się mapie i uwagę moją przykuły dwa zaznaczone na niej kościoły, leżące na szlaku architektury drewnianej. No wreszcie jakiś pomysł na wycieczkę!

w dali Jezioro Goczałkowickie © niradhara


Z drogi wiodącej wzdłuż brzegu \Jeziora Goczałkowickiego skręciłam do Wisły Małej. Znajdujący się tu drewniany kościół św. Jakuba Starszego Apostoła został wniesiony w II poł. XVIII wieku. Świątynię wybudowano w miejscu kościoła pierwotnego, istniejącego w tej miejscowości już w XIV wieku. Ściany kościółka mają konstrukcję zrębową. Jest on otoczony sobotami.

kościół św. Jakuba Starszego Apostoła w Wiśle Małej © niradhara


soboty © niradhara


Wybierając okrężną, ale mniej ruchliwą drogę, pojechałam do Łąki, gdzie znajduje się drewniany kościół pod wezwaniem św. Mikołaja. W stanie surowym gotowy był w 1660 roku. Jest to kościół orientowany z prostokątną nawą i przylegającym do niej od wschodu trójbocznym prezbiterium o konstrukcji wieńcowej. Ciekawostką jest wolnostojąca, drewniana wieża.

kościół św. Mikołaja w Łące © niradhara


wieża wolnostojąca © niradhara


Chcąc ominąć Pszczynę, nastawiłam GPS na kolejny cel podróży. Nawigacja prowadziła mnie bocznymi uliczkami. Po jednej z nich biegał sobie duży, owczarkopodobny pies. Najwyraźniej spodobałam mu się, bo ruszył za mną i towarzyszył mi, biegnąc obok roweru, przez kilka kilometrów. Nie pomagały próby podstępnego zatrzymywania się obok ponętnych suczek. Zrezygnował dopiero, gdy przecinałam drogę szybkiego ruchu. Widać nie lubi blachosmrodów.

towarzysz podróży © niradhara


Kolejny cel – to kościół św. Marcina w Ćwiklicach. Pierwsze wzmianki o kościele położonym w tym miejscu pochodzą z 1326 roku. Obecny kościół został wzniesiony na zrębach pierwotnej świątyni na przełomie XVI i XVII wieku. Został przebudowany w XVIII wieku. Na przełomie XIX i XX wieku, podczas prac remontowych oryginalny kształt kościoła został zdeformowany. Kościół św. Marcina jest orientowaną budowlą drewnianą o konstrukcji zrębowej z więżą konstrukcji słupowej wzniesioną na planie kwadratu.

kościół św. Marcina w Ćwiklicach © niradhara


front kościoła © niradhara


brama - detal © niradhara


wieża © niradhara


Z Ćwiklic wyjechałam na ruchliwą drogę 933. Parę kilometrów dalej, w leżącej przy niej miejscowości Grzawa jest kolejny zabytek. Kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela w Grzawie wzniesiony został na początku XVI wieku. W latach 1580 - 1628 był w posiadaniu protestantów, później odzyskany przez katolików i prawdopodobnie przebudowany ok. 1690 r. Jest to kościół drewniany o konstrukcji zrębowej, na podwalinach z kłód dębowych, orientowany, z wieżą konstrukcji słupowej od strony zachodniej.

Kościół Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Grzawie © niradhara


front kościoła © niradhara


I tak to z wycieczki „byle do przodu”, zrobiła mi się niechcący wycieczka szlakiem architektury drewnianej. Najwidoczniej wystarczy tylko wsiąść na rower, a cel objawi się sam :)


magneticlife.eu because life is magnetic

samotnie do Bestwiny

Sobota, 19 lutego 2011 · Komentarze(16)
Wszystko, cokolwiek nam się zdarzy, możemy różnie przeżywać i opowiadać. Dzisiejszą relację mogłabym zacząć tak: już od rana makabrycznie bolała mnie głowa. Ale… czy nie lepszym początkiem byłby moment, gdy aspiryna zaczęła działać, a świat, mimo iż przysłonięty lekko prószącym śniegiem, zdawał się wzywać do jazdy?

chatka © niradhara


Celem dzisiejszego wyjazdu była Bestwina. Początkowo miałam zamiar dotrzeć do niej drogą znaną mi niemal na pamięć, ale nagle w Starej Wsi uświadomiłam sobie, że tyle razy tędy jechałam, tyle razy patrzyłam z daleka na krzyż milenijny, a nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby do niego podjechać. No to dziś wreszcie podjechałam.

w stronę krzyża milenijnego © niradhara


Krzyż milenijny w Starej Wsi wzniesiono w 2000 roku z okazji przełomu wieków. Liczy on sobie 31,5 metra wysokości i waży 8 ton. Dzięki oświetleniu zobaczyć go można w nocy z odległości kilkunastu kilometrów. Na miejsce lokalizacji został wybrany najwyższy punkt Starej Wsi, tak zwana Biała Glina.

w takim otoczeniu wygląda jak słup wysokiego napięcia © niradhara


Nazwa Biała Glina związana jest z legendą o pewnym gospodarzu, który miał białego konia. Wyzyskiwał go nieludzko, znęcał się nad nim i bił go aż do krwi, tak że biedne zwierzę nie miało już sił do pracy. Wówczas mężczyzna bezlitośnie odciął koniowi głowę, a jego ciało wyrzucił na pole. Od tej pory co noc ów gospodarz widywał widmo galopującego białego konia. Ten widok tak go prześladował, że w końcu człowiek popełnił samobójstwo. Do dzisiejszego dnia każdy, kto nocą wędruje po terenie Białej Gliny, ze strachem ogląda się za siebie, czy aby nie zobaczy ducha galopującego konia.

na tej fotce prezentuje się lepiej © niradhara


Nie chciało mi się później wracać do głównej drogi. Pojechałam bocznymi, byle tylko przed siebie, ciekawa dokąd mnie doprowadzą.

nawet rowerem można z tej górki zjechac łamiąc ograniczenie prędkości © niradhara


wczepione w ziemię © niradhara


Wyjechałam w pobliżu kościółka w Starej Wsi, leżącego na szlaku architektury drewnianej. Od tej strony jeszcze go nie fotografowałam :)

drewniany kościół Podwyższenia Krzyża Świętego © niradhara


Drewniany kościół w Starej Wsi konsekrowany został w 1530 roku, o czym informuje odczytana inskrypcja z tęczy kościoła: ITA ECCESIA AEDIFICATA IN HONOREM DEI ET BEATE DEI GENITRICIS MARIE ET IN HONOREM SANCTE CRUCIS (ten kościół zbudowano na cześć Boga i jego rodzicielki Marii i na cześć Świętego Krzyża). Wraz z sąsiadującym XIX wiecznym budynkiem plebanii i drewnianym budynkiem dawnej szkoły parafialnej tworzy malowniczy zespół architektoniczny. Drewnianą świątynię wzniesiono na zrąb z wieżą na słup. Otoczona jest sobotami, w których znajdują się stacje Drogi Krzyżowej.

wieża z nadwieszoną izbicą dobudowana w 1644 roku © niradhara


Z budową kościoła w Starej Wsi wiąże się legenda. Początkowo kościół miał być wybudowany w innym miejscu. Ludzie zwieźli tam materiał budowlany, jednak ogromne bale drewna, które od miesięcy gromadzono, w ciągu zaledwie jednej nocy jakaś nieziemska siła przeniosła na inny teren. Stróż pilnujący miejsca budowy, opowiadał później, że widział widma białych wołów przeciągających przygotowane drewno na inny teren, ale zabrakło mu odwagi by je zatrzymać. I tak kościół powstał na wzgórzu w otoczeniu pięknych starych drzew, gdzie stoi do dzisiejszego dnia.

kryzys w kraju się pogłębia, ludzie buduja w lesie lepianki © niradhara


Coś mnie dzisiaj ciągnęło na manowce, bo za Starą Wsią znów skręciłam w boczną dróżkę. Może to niesamowita wręcz cisza, spokój i krajobraz odrealniony przez mgłę i wiszące nisko śniegowe chmury. To był chyba najpiękniejszy fragment dzisiejszej wycieczki.

widok w stronę Kóz © niradhara


rozglądamy się; w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo © niradhara


a teraz do lasu © niradhara


Wreszcie dotarłam do Bestwiny. Tutejsze zabytki są wprawdzie wymienione w necie, ale trudno znaleźć o nich jakieś bardziej szczegółowe informacje. Najbardziej znany jest późnoklasycystyczny pałac Habsburgów. Wybudowany w latach 1824-1826 z inicjatywy arcyksięcia Karola Ludwika Habsburga. Otoczony parkiem angielskim założonym w latach 1824-1826.

pałac Habsburgów © niradhara


W pałacu mieści się obecnie Urząd Gminy. Urzędnicy dbają o wspólne dobro. W weekendy wszystko jest pozamykane na kłódkę, objęte ochroną i żaden wścibski biker z bliska obiektu nie zobaczy i po parku nie pojeździ, bo a nuż coś by przy tym zdewastował!

pod ochroną © niradhara


No, trudno. Pocieszył mnie za to bliski kontakt ze strażackim wozem bojowym z końca XIX wieku. Sympatyczny przechodzień nie tylko zrobił mi pamiątkową fotkę, ale opowiadał, jak to będąc dzieckiem widział jeszcze ów wóz w akcji :)

jak Niradhara została strażakiem ;) © niradhara


Zdjęcia krzyży z czaszką kolekcjonuje Piotrek, nie ja. Skoro jednak dziś nie mógł ze mną jechać, to postanowiłam zrobić mu niespodziankę i sfocić krzyż napotkany w Bestwinie.

krzyż z czaszką © niradhara


krzyż z czaszką - detal © niradhara


Niemal naprzeciw niego stoi przydrożna figura św. Jana Nepomucena. Ponoć zabytkowa, ale nie znalazłam o niej żadnych szczegółowych informacji.

figura przydrożna © niradhara


Wszystko, co chciałam zwiedzić, było dziś zamknięte. Do Muzeum Regionalne im ks. Z. Bubaka w Bestwinie wpadnę z pewnością kiedy indziej. Udało mi się tylko zobaczyć przez płot fragment znajdującej się przy nim pasieki słowiańskiej.

widziane przez płot © niradhara


Naprzeciw muzeum stoi późnogotycki Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Oczywiście zamknięty. Barokowego wystroju wnętrza też dzisiaj nie dane mi było ujrzeć.

kościół Wniebowzięcia NMP © niradhara


Stawy Bestwińskie © niradhara


Dankowickie stawy były dziś zamarznięte i ciche, ale Foskowiec nie zdążył jeszcze zamarznąć do końca i roiło się na nim od ptactwa. Niestety na mój widok, zamiast pozować z uśmiechniętym dziobem, wzbiły się do lotu. Nagle przypomniały mi się ubiegłoroczne zabawy ornitologiczne, kiedy to prześcigałyśmy się z Anwi w fotografowaniu i nadawaniu nazw nieznanym dotąd nauce gatunkom „wróbli” ;)

bardzo duży wróbel © niradhara


Dalej jechałam już drogą znaną, a przez to nudną. Taka jazda sprzyja rozmyślaniom. Dziś tematem była sprawiona mi przez Roberta niespodzianka, czyli piękny nowy top, który od wczoraj możecie podziwiać na moim blogu. Ilekroć pomyślę o tym wspaniałym prezencie uświadamiam sobie, że taki dowód sympatii jest bez porównania więcej wart niż wygrana w konkursie na „Blog Roku”. Więcej, bo płynie z serca, bo na jego zrobienie trzeba było poświęcić własny czas. Dziękuję Ci Robercie! :)))

A werdykt jurorów mam w tej części ciała, którą z takim wdziękiem prezentują łabędzie ;)

widać tylko kupry © niradhara




magneticlife.eu because life is magnetic

do Szczyrku

Sobota, 29 stycznia 2011 · Komentarze(18)
No i po co ja tak wcześnie wstałam? Słońce świeciło, ale termometr pokazywał -13 stopni. To stanowczo nie jest odpowiednia temperatura do jazdy. Trzeba poczekać. Słupek w termometrze podnosił się wolno, ale w końcu pokazał sympatyczne -7, a że, jak wiadomo, siódemka to szczęśliwa liczba, wskoczyłam na rower.

drzewa © niradhara


Z Kobiernic w stronę gór prowadzi tylko jedna droga – wzdłuż Kaskady Soły. Jeżdżę nią tak często, ale widok jezior jeszcze mi się nie znudził. Dziś pokryte mieniącymi się w słońcu igiełkami lodu drzewa sprawiły, że Jezioro Międzybrodzkie zobaczyłam w zupełnie nowych barwach i wydało mi się szczególnie piękne. Pomimo wcześniejszych, składanych sobie w duchu przyrzeczeń, że tym razem nie będę robić fotek z mostu w Międzybrodziu, znów się tam zatrzymałam i zaczęłam pstrykać.

biała wyspa © niradhara


ciekawe, kto tak z samego rana maluje drzewa na biało? © niradhara


Co najgorsze, jak już tak napstrykam, to później wstawiam te zdjęcia na blogu. Później się dziwię, że ciągle jeszcze ktoś tu zagląda i chce mu się patrzeć na takie powielane foty moich ulubionych miejscówek.

Międzybrodzie Żywieckie © niradhara


zapora w Tresnej © niradhara


Jezioro Żywieckie było przymglone i mało fotogeniczne, więc na kolejną krótką sesję fotograficzną zatrzymałam się dopiero w Rybarzowicach. Rośnie tu 600-letni "Gruby Dąb", z którym wiąże się legenda, że król Polski Jan III Sobieski odpoczywał pod nim, kiedy szedł na odsiecz do Wiednia .

Gruby Dąb © niradhara


No, musicie przyznać, że dąb, a właściwie kikut dębu, wielkiego wrażenia nie robi. Wrażenie zrobił za to na mnie telefon od Piotrka, że na godzinę 17 zaprosił gości. Ups, obym tylko zdążyła wrócić!

ścieżka rowerowa wzdłuż Żylicy © niradhara


Gmina Buczkowice pozytywnie mnie zaskoczyła – nie tylko są tu dobrze oznaczone ścieżki rowerowe, ale nawet plan postawili :)

jest nawet info © niradhara


Jedyne co mnie zastanawia, to dlaczego w województwie małopolskim są ścieżki i na mapie i w realu, a w śląskim jak są zaznaczone na mapie, to w rzeczywistości nie istnieją, a jak są wyznaczone i oznakowane w terenie, to nie ma ich na mapach?

tędy mozna dojechać do Bielska-Białej © niradhara


Żylica © niradhara


Wreszcie dojechałam do celu wycieczki - zbudowanego w latach 1797 - 1800 kościoła parafialnego pod wezwaniem Św. Jakuba, stanowiącego najcenniejszy zabytek na terenie Szczyrku.

kościół św. Jakuba © niradhara


Jest to kościół drewniany konstrukcji zrębowej, z wieżą frontową z izbicą. Wnętrze świątyni urządzone zostało w stylu późnobarokowym, a wyposażenie stanowią głównie zabytki pochodzące z Klasztoru Norbertynów w Nowym Sączu. Na wieży kościoła zawieszony jest dzwon pochodzący z 1691 roku. Warto również zwrócić uwagę na kamienne przydrożne figury, pochodzące z początków XIX wieku.

przydrożna figura © niradhara


chciałabym zobaczyć widok z tych okienek © niradhara


na placu kościelnym © niradhara


Czas naglił, podjechałam jednak jeszcze kawałek w stronę wyciągu na Skrzyczne. Beskidzka – czyli główna ulica Szczyrku jest ruchliwa, zabudowana po obu stronach pensjonatami, barami i budami sprzedającymi góralskie pamiątki „made in China”. Wciśnięta w wąską dolinę, więc widok bardzo ograniczony i dziwię się, że turyści pchają się tu, zamiast do nas, gdzie są jeziora, piękne widoki i ogólnie jakoś więcej przestrzeni.

ulica Beskidzka © niradhara


miejsce, gdzie narciarze lubią stać w kolejce © niradhara


Żeby choć trochę zmienić trasę postanowiłam wracać przez Kalną. Na rozjeździe przed Godziszką przebiegł mi drogę czarny kot. Zsiadłam z roweru i zaczęłam śledzić bestię, która najpierw rozglądała się, na kogo by tu rzucić urok, a potem w ostatniej chwili przebiegała przez jezdnię, tak, by upatrzona ofiara nie zdążyła już zahamować i przepuścić jakiegoś innego, nieświadomego czekających go nieszczęść kierowcy. Drogę w stronę Kalnej przebiegał zdecydowanie częściej, wyczekałam zatem na stosowny moment i pojechałam w dół przez Godziszkę.

komu by tu przynieść pecha? © niradhara


Okazało się, że nie była to najlepsza decyzja. Chwilami nie miałam pewności czy to droga, czy tor bobslejowy. Tylko dzięki oponom z kolcami udało mi się uniknąć gleby, ale co się najadłam strachu, to moje.

droga przez Godziszkę © niradhara


pustka a w dali Beskid Mały © niradhara


Ostatnio, ze względu na kontuzję Piotrka, muszę jeździć sama i nie ma mi nawet kto pamiątkowej fotki zrobić :(

z braku nadwornego fotografa © niradhara


Gdy dojechałam do Tresnej zaczęła się już robić szarówka, zwiększył się ruch samochodowy na drodze, wyciągnęłam więc z przepastnych głębi sakwy kamizelkę odblaskową i oświetlona jak choinka na Boże Narodzenie pomknęłam do domu. Uff, udało mi się dotrzeć przed przybyciem gości :)

i jeszcze rzut oka na Jezioro Żywieckie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

trasa standardowa

Piątek, 28 stycznia 2011 · Komentarze(13)
Ktoś wylał mleko… Nie wiem kto. Nie wiem też, dlaczego mówi się „mgła jak mleko”, bo choć kolor ten sam, to przecież stan skupienia jest różny. W każdym razie coś białego pochłonęło dzisiaj góry i przez cały dzień nie chciało ich oddać.

kościół w Starej Wsi © niradhara


Rada, nierada popedałowałam zatem trasą standardową, wśród stawów hodowlanych. Drogi czarne, lekki mrozik, słońce przebijające się czasem zza chmur tworzyły dobre warunki do jazdy. Krajobraz jednak wydawał się jakiś ponury. Może to wina tego, że na horyzoncie, gdzie powinny widnieć pasma Beskid Małego, dzisiaj nie było nic.

ślady na lodzie © niradhara


słońce i lód © niradhara


Stawy były ciche, puste. Na dużych otwartych przestrzeniach hulał wiatr, a przejeżdżający z rzadka kierowcy samochodów patrzyli na mnie jakoś dziwnie i ręka podnosiła im się znad kierownicy, jakby chcieli znacząco popukać się po czole.

na drodze tylko ja i wiatr © niradhara


kościół w Jawiszowicach © niradhara


Zaczęłam już trochę marznąć, na szczęście w przydrożnym sklepiku w Jawiszowicach udało mi się kupić jeszcze ciepłą drożdżówkę z budyniem. Skonsumowałam ją na przystanku, wdając się przy okazji w pogawędkę z oczekującą na autobus panią. Pomimo całej mej elokwencji nie udało mi się jej przekonać, że jazda rowerem na mrozie to prawdziwa przyjemność. No cóż, de gustibus non est disputandum.

pole © niradhara


góry wciąż się ukrywają © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Przegibek i mrożone banany

Wtorek, 18 stycznia 2011 · Komentarze(24)
Ranek był niespodziewanie zimny. Czekanie, aż się ociepli, nic nie dało, po dziesiątej wsiadam zatem na rower i wyruszam na zaplanowaną wycieczkę szlakiem architektury drewnianej.

szron © niradhara


W drodze do Porąbki podnosi mi ciśnienie kierowca ciężarówki, wciskając się na trzeciego między mój rower, a jadącego z naprzeciwka busa, ciągnącego za sobą kadłub samolotu. Krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach, robi mi się ciepło z wrażenia. No, ten to wie, jak rozgrzać kobietę!

pierwsze chmurki © niradhara


Wbrew wcześniejszym zapowiedziom pogoda wcale nie jest ładna, wieje zimny wiatr, a nad Żarem zaczynają gromadzić się pierwsze chmury.

nad Żarem już ciemno © niradhara


Jezioro Żywieckie skute lodem © niradhara


Jezioro Żywieckie zamiast radośnie lśnić w słońcu, staje się ponure i mroczne.

gra świateł © niradhara

Wzdłuż brzegu jeziora jadę do Łodygowic. Wiatr powoli ustaje i robi się nieco cieplej. Droga jest pusta, szkoda tylko, że kiepska widoczność nie pozwala cieszyć się widokami.

w stronę Łodygowic © niradhara


W Łodygowicach zatrzymuję się przy zabytkowym drewnianym kościele z 1635 roku. Jest on największą drewnianą świątynią w regionie żywieckim. Z placu przykościelnego na wzniesienie, na którym stoi kościół, prowadzą schody o 130 stopniach.

kościół w Łodygowicach © niradhara


Przed kościołem jest plac, przy nim ławeczki. Siadam i wyjmuję banany, które mają mi dodać energii. I ot, nieprzyjemność, okazuje się, że banany przemarzły. W okolicy nie da się jednak kupić nic ciepłego, więc chcąc nie chcąc połykam lodowate kęsy. Herbata w termobidonie też już mocno wystygła… Cóż, taki jest los bikera.

Dalej kieruję się bocznymi drogami przez Wilkowice. Na pierwszym dłuższym podjeździe czuję nagle, że zimowa przerwa w jeździe tragicznie mści się brakiem kondycji – łomotanie serca, zadyszka, nogi ledwo walczące z napędem. Dojeżdżam na szczyt wzniesienia i wtedy zauważam, że po prostu zapomniałam zmienić przerzutki. No tak, to pewnie wczorajsze plotkowanie z Misiaczem na GG zafiksowało mi się w podświadomości. Opowiadał mi o swoich kolegach cyborgach, którzy pokonują pojazdy zawsze na twardych przełożeniach ;)

droga przez Wilkowice © niradhara


Dojeżdżam do Mikuszowic. Znajduje się tu zabytkowy kościół p.w. św. Barbary wzniesiony w 1455 r. O pięknie tego kościoła pisał pierwszy proboszcz, ks. Antoni Kowalski:
"Kościół mikuszowicki jest typowym przykładem drewnianych kościółków konstrukcji zrębowo-słupowej, właściwym Małopolsce południowo-zachodniej oraz sąsiedniemu Śląskowi. Bogate w efekty światłocieniowe zgrupowanie mas, strzeliste, śmiało zakreślone linie dachów, mieniąca się różnymi odcieniami patyna gontów, pokrywających dachy i ściany kościoła, łączą się razem z otaczającym pejzażem w nader malowniczą całość."


kościół w Mikuszowicach Krakowskich © niradhara


Cel wycieczki osiągnięty, do domu mam zamiar wracać przez Straconkę i Kozy. Przez Bielsko nie uda mi się przejechać bez pomocy GPS-u. Nastawiam go więc. Początkowo jest super. Oregon prowadzi mnie boczną uliczką. Niestety, wkrótce droga się kończy – dojeżdżam do wielkiego placu robót, a betonowa płyta blokuje przejazd.

dobrze żarło i zdechło © niradhara


Niedobrze, wracam kawałek, skręcam w ulicę Żywiecką. Koszmarny ruch, szarżujące tiry. Na szczęście urządzenie sygnalizuje skręt w prawo. Zatrzymuję się na chwilę, a sympatyczny dzieciak robi mi pamiątkową fotkę.

a to ja © niradhara


Jadę w górę ulicą Rolną, zmieniam przerzutkę i wtedy spada mi łańcuch. Po nałożeniu okazuje się, że coś się z tymi przerzutkami porobiło i za bardzo nie chcą się zmieniać.

ulica Rolna © niradhara


Analizuję opracowaną przez Oregona trasę – a jest ona jak sinusoda – raz pnie się w górę, raz spada w dół. Oj, niedobrze, przerzutki by się jednak przydały. Trzeba zmienić plany – decyduję się dotrzeć na skróty do ulicy Górskiej, a stamtąd wrócić do domu przez Przegibek.

na skróty © niradhara


widoczek z drogi na Przegibek © niradhara


Powolutku zaczyna się ściemniać. Wtem moją uwagę przykuwa coś błyszczącego przy drodze. Przypomina mi się kultowe hasło z „Seksmisji” – „…nasi tu byli”.

:-( © niradhara


Na Przegibku nie ma dziś turystów, ale ruch samochodowy o tej godzinie jest bardzo duży. Wielu ludzi wraca tą drogą z pracy. Wyprzedzający mnie sznur aut wydaje się nie mieć końca. Ich światła oślepiają mnie, a w drodze są dziury. W dodatku zaczyna mżyć, nawierzchnia robi się śliska. Rękawiczki przemakają, a palce drętwieją mi z zimna na kierownicy. Wyczekiwany zjazd już mnie nie cieszy.

parking dziś pusty © niradhara


Nagle dzwoni telefon, zjeżdżam na pobocze, ściągam rękawiczki, żeby wyciągnąć aparat z kieszeni kurtki. Słyszę zatroskany głos Piotrka „wracaj szybko do domu, bo zaczyna padać”. Oj, Kochanie, jak ja dobrze o tym wiem! Na dodatek dobija mnie wiadomością, że w plebiscycie na Blog Roku spadłam z 8 pozycji na 9! Teraz jest mi nie tylko zimno, ale i smutno.

a turystów brak © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wokół Jeziora Dobczyckiego

Niedziela, 10 października 2010 · Komentarze(9)
Październikowe poranki są już lodowato zimne, co ma tę dobrą stronę, że wczesne zrywanie się z łóżka człowieka nie kusi! Wyspani i radośni zapakowaliśmy rowery na bagażnik samochodowy i pojechaliśmy do Myślenic, skąd zaczynała się rowerowa część naszej wycieczki – wokół Jeziora Dobczyckiego.

jezioro - odsłona pierwsza © niradhara


Jezioro Dobczyckie to zbiornik zaporowy położony pomiędzy Myślenicami a Dobczycami, utworzony w 1986 roku poprzez spiętrzenie wód Raby przez zaporę, która ma 30 m wysokości i 617 m długości. Zbiornik ma powierzchnię ok. 11 km². Decyzja o budowie zbiornika zapadła w 1970 roku. Jego wypełnienie zostało poprzedzone wycięciem lasów, przeniesieniem miejscowości, dróg, cmentarza i szkół.

jezioro - odsłona druga © niradhara


Oddanie do użytku zbiornika rozwiązało problem powodzi spowodowanych wylewami rzeki Raby. Jezioro Dobczyckie dostarcza wodę pitną między innymi do pobliskiego (około 20 km) Krakowa (ponad 50% zapotrzebowania). Poniżej zbiornika funkcjonuje elektrownia wodna.

a co to za kopka w dali? © niradhara


Do Dobczyc jechaliśmy brzegiem południowym. Spokojna, niemal pusta droga wije się wzdłuż brzegu jeziora. Jest kilka podjazdów, pokonanie których nagradzane jest pięknymi widokami.

jezioro - odsłona trzecia © niradhara


jezioro - odsłona czwarta © niradhara


Naszym głównym celem był zamek w Dobczycach. Leży on na skalistym wzgórzu nad Rabą. Powstał prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku. Warownia składała się z zamku górnego i dolnego. W okresie świetności obiekt posiadał w sumie ponad 70 sal i 3 wieże. Pomimo zniszczeń w czasie wojen szwedzkich zamek zamieszkały był aż do początków wieku XIX. Dopiero gdy właściciele przenieśli się do dworu w Gaiku zamek uległ rozbiórce, głównie za sprawą miejscowej ludności, szukającej wśród ruin legendarnego skarbu. Obecnie część zamku jest zrekonstruowana, a w odnowionych salach mieści się muzeum, w którego kolekcji znajdują się także eksponaty pochodzące z prowadzonych w Dobczycach wykopalisk archeologicznych.

zamek w Dobczycach © niradhara


Rowery można bezpiecznie zostawić obok kasy, gdzie przemiła pani czuwa nad tym, by gdzieś nie odjechały. Można tu też przekąsić coś ciepłego. Wybór niestety wręcz symboliczny – albo kiełbasa albo szarlotka na ciepło. O smak kiełbasy należałoby zapytać Piotrka, szarlotka była pyszna :)

Kajman lubi muzea © niradhara


widok z zamku na zaporę © niradhara


rzeka Raba © niradhara


Bilet wstępu na zamek kosztuje 7 zł, a w cenie jest również zwiedzanie położonego tuż obok skansenu budownictwa ludowego. Na terenie skansenu mieszczą się obiekty przeniesione z okolicznych wsi po 1971.

skansen - widok ogólny © niradhara


w skansenie © niradhara


Bardzo lubię takie miejsca, zastanawiam się zawsze jak to było – mieszkać całą rodziną w jednej izbie bez dostępu do Internetu? ;)

sprzęty domowe © niradhara


Jeszcze tylko ostatni rzut oka na zaporę i zamek.. W trakcie robienia fotki zaczepił mnie jakiś młody człowiek proponując pożyczenie statywu. Miłe to z jego strony, ale do czego komu statyw w biały dzień? Chyba będę musiała jeszcze trochę poczytać o fotografowaniu, bo nie mogłam się domyślić…

stare i nowe © niradhara


Z Dobczyc pojechaliśmy do Zakliczyna, gdzie znajduje się drewniany kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych, pochodzący z 1773 roku. Najcenniejszymi zabytkami we wnętrzu są: krzyż znajdujący się w prezbiterium oraz rokokowe ołtarze. Niestety kościół był zamknięty i cudów owych nie udało nam się zobaczyć.

kościół w Zakliczynie © niradhara


kapliczka © niradhara


Trafiliśmy za to na odpust. Na straganach sprzedawano balony, pierniki oraz różnego typu i rodzaju materiały wybuchowe. No, może ich siła rażenia zbyt wielka nie była, ale hałasu czyniły mnóstwo, o czym mieliśmy okazję się przekonać, albowiem młodzież okoliczna różne eksperymenty pirotechniczne czyniła.

we wsi odpust © niradhara


Garmin Oregon znów dziś rozbawił mnie niemal do łez – miał nas doprowadzić z Zakliczyna do miejsca, w którym zostawiliśmy auto. Jeszcze 100 metrów od celu pokazywał, że do przejechania pozostało jeszcze ponad 26 kilometrów, albowiem w trosce o bezpieczeństwo rowerzystów nie uznaje on dróg krajowych i wojewódzkich. Nie posłuchaliśmy go… Hm, ryzykanci, czy może raczej lenie?


magneticlife.eu because life is magnetic

nieoczekiwane odkrycie

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Ostatnio zadziwiająco wielu Bikestatowiczów boryka się z problemem przesytu trasami znajdującymi się w bezpośredniej bliskości miejsca zamieszkania. Dopadło to i mnie. Kiedy jednak rozmyślałam sobie jaka to teraz nuda i jak pięknie było w czasie urlopu, w głowie zrodził się nagle ciąg skojarzeń: Litwa --> bitwa pod Grunwaldem --> Kopiec Grunwaldzki --> Osiek. Przez Osiek przejeżdżałam wielokrotnie, zawsze jednak zatrzymywałam się tylko koło pałacu Rudzińskich, kopca nigdy nie zlokalizowałam. Eureka! Mam cel :)

Na temat kopca nie znalazłam żadnych szczegółowych informacji. Na mapie Ziemi Oświęcimskiej podana była tylko data jego powstania – rok 1910. Gdy dojechałam na miejsce, o mało co go nie przegapiłam - ma chyba ze 2 metry wysokości ;)

Kopiec Grunwaldzki © niradhara


Nieco rozczarowana pojechałam dalej przez wieś. Prowadzą tędy aż dwa szlaki rowerowe – czerwony (Szlak Doliny Karpia) i niebieski.

kraina dla rowerzystów © niradhara


Słońce przygrzewało, postanowiłam zatem stanąć na chwilę gdzieś w cieniu, napić się i coś przegryźć. Stanęłam pod drzewami, obróciłam głowę w lewo i …nie mogłam uwierzyć własnym oczom – drewniany kościółek, którego nigdy jeszcze nie odwiedziłam!

niespodzianka © niradhara


Zaintrygowana, weszłam na kościelny plac. Zobaczyłam tablicę informacyjną. Drewniany, późnogotycki kościół pw. św. Andrzeja pochodzi z I. poł. XVl w. Nawa i prezbiterium otoczone są otwartymi podcieniami. Od czasu wybudowania w 1907 r. nowego murowanego kościoła w Osieku, drewniana świątynia nie jest użytkowana.

furtka była otwarta © niradhara


Wokół rosną ponad 500-letnie dęby. Są tu też groby z zabytkowymi pomnikami.

przykościelny cmentarz © niradhara


pomnik © niradhara


Uradowana, że jednak udało mi się odnaleźć coś nowego, wracałam do domu zielonym szlakiem. Jeszcze niedawno odcinek z Osieka do Malca w całości był szutrowy, teraz część drogi wyasfaltowano. Pewnie dlatego, żeby traktorom łatwiej było jeździć ;)

żniwa © niradhara


niebo i ziemia © niradhara


z południa nadciągają chmury © niradhara


autko dało czadu © niradhara


Zawsze bardzo lubiłam ten fragment szlaku, dziś jednak wydał mi się szczególnie piękny. Pokryte glonami stawy błyszczały w promieniach słońca tak, jakby były z płynnego złota.

co tam tak błyszczy? © niradhara


żywe złoto © niradhara


A jednak warto jeździć znanymi trasami :)


magneticlife.eu because life is magnetic